Przejdź do treści
BLOG - Piotr Lipiński
Źródło artykułu

Blog Piotra Lipińskiego: Czerwiec 2011 KTW-HRG-KTW-WAW -- WAW-AYT-WAW-

Jeden telefon i lecę z off-a do HRG (Hurghady). Jak trzeba to trzeba. Przebazowanie dzień wcześniej ATR-kiem do Katowic i do hotelu. Rano budzik nie daje spać - czas wstawać. Szybki prysznic, śniadanie i na lotnisko. Mijam się z załogą, która dopiero co wylądowała. Teraz oni będą mieć czas na odpoczynek. W samolocie są już pasażerowie z WAW.

Jeszcze szybkie tankowanie i bierzemy pasażerów z Katowic. Udaje nam się wystartować przed czasem. Pogoda po trasie pochmurna i nawet tak wcześnie rano gdzie niegdzie widać, że z części z tych chmur będzie deszcz i burze. Dopiero nad południowymi wyspami Grecji robi się ładniej. Nad Egiptem, tak jak zawsze, pogoda jest super. Szerokim łukiem omijamy Kair, przekraczamy Nil, a z daleka już majaczy błękitne Morze Czerwone. Prosimy o visuala do pasa 34 i go dostajemy. Aby nie było za łatwo, zamiast lewego kręgu (od mojej strony), musimy przelecieć nad lotniskiem i wejść w prawy. Szybkie opadanie i pełna stabilizacja na przepisowych 500 stopach.

Lądowanie ok i bez hamulców zjeżdżamy w drogę kołowania. Szybka wymiana paxów i tankowanie. Jesteśmy gotowi pół godziny przed czasem rozkładowym. Prosimy o uruchomienie i o dziwo mamy zgodę od razu na pushbacka. Super! Start z volleya i szybko zmykamy na północ. Aż po Antalyę pogoda ładna, ale potem tylko płaskie, wysokie chmury. Jedyne małe oczko było nad Bułgarią. Lecimy na FL400. ATC prosi nas o tymczasowe FL410 ze względu na "traffic". Damy radę - i po paru minutach obserwujemy jak pod nami przemyka B747 Korean Cargo. Jeszcze minutka i z powrotem na FL400. Nad Polską wektory do lądowania i po szybkim ILS-ie znów się tankujemy. Tym razem nie musimy czekać na nowych pasażerów i udaje nam się odkołować przed rozkładową godziną przylotu do Katowic  Coś takiego nie zdarza się za często, tym bardziej, że na ziemi "wymieniłem" całą załogę na nową.

Na południe od WAW dużo burz. Kolejka do lądowania na pasie 33 bardzo długa, ale za prośbą ATC daje nam wektorowanie, zamiast długiego podejścia RNAV-oskiego. Bardzo nam miło i dziękujemy. Z daleka już możemy się wyhamować i ostatnie parę minut lecimy z prędkością 180 kts. Tym razem sprawdzamy system outoland 737 przy treningowym podejściu dla CAT III. Samolot zdał ten egzamin na piątkę i zameldowaliśmy się w "blokach" na godzinę przed oficjalną godziną przylotu. Lekko padnięty wracam do domu myśląc już o następnym locie do AYT (Antalya).

Słońce nad horyzontem wcale nie oddaje tak wczesnej godziny. 5 rano, a ja już w samochodzie podziwiam piękny poranek. Po drodze jeszcze zgarniam jednego członka załogi. Widzę, że nie jestem jedyną osobą, która nie lubi tak wczesnego wstawania. Dzisiaj znów lecimy za innego przewoźnika, ale to i tak sami znajomi. Odblokowanie o czasie i kołujemy do pasa 33. Po drodze pozdrawiamy znajomych spotterów. Dzięki nim zawsze możemy liczyć na fajne fotki. Tak jest i tym razem.



Jak to się mówi na ulicach Bangkoku... same same... but diffrent...



I coś jeszcze o spotterach - tym razem nawet my się załapaliśmy w tle...

http://dziendobrytvn.plejada.pl/28,4....html#autoplay

Szybki start i mili kontrolerzy dają nam zgodę od razu na punkt wylotowy z Polski. Ładna pogoda pod nami utrzymuje się tylko na początku lotu, ale dla nas nadal oznacza to słońce i niebieskie niebo.

Antalya jest popularnym kurortem na południu Turcji. Ilość operujących tam linii jest bardzo pokaźna. Firmy z państw EU głównie latają tam na B737 i A320. Czasem trafi się B757, ale to wszystko. Za to kraje ze "wschodu" używają wszystkich rodzajów Boeingów, od 737 po 777, plus Tupolewy, duże Iły, a nawet Jaki-42. Jest co oglądać. Najgorzej jest jednak, jak całe to towarzystwo zlatuje się w tym samym czasie. Tydzień wcześniej przynajmniej nam zapowiedziano, że mamy czternastą kolejkę do lądowania. Tym razem ATC nawet nie miało nam nawet kiedy tej informacji wcisnąć. Wektory do jednego z trzech pasów 36 zaczęły się wcześnie. Mieliśmy inne samoloty pod nami, nad nami i koło nas. Prędkość wycieczkowa 190kts była bardzo wcześnie podana.

Nawet odlatując od lotniska robiliśmy to zygzakiem. Prawo, lewo, prawo, lewo i raz na jakiś czas niżej. Wreszcie będąc ponad 30 mil od lotniska zaczęliśmy znów się do niego zbliżać. Ogólnie to podejście kosztowało prawie 20 minut i ponad tonę paliwa. Wektorowanie było nad wodą, a my podziwialiśmy pobliskie góry i szybko budujące się nad nimi chmury. Jak na mistrza przystało, Michał Wieczorek (pierwszy pilot), pięknie wylądował na pasie 36C.

Dzięki temu przynajmniej zaoszczędziliśmy na kołowaniu, bo nasz parking był zaraz obok. Naziemny "taniec" i jeszcze czekamy na ostatnich paxów. Wreszcie drzwi zamknięte i możemy lecieć dalej. Przed pasem małe opóźnienie. A321 SAS-u źle pokołował i zablokował trzy drogi kołowania, w tym tą przed nami. Zamieszanie trwało z 15 minut i wreszcie mamy zgodę na start.

Zamiast SID-u (odlot) w lewo, dostajemy wektory w prawo. Kluczymy pomiędzy burzami, aż po Istanbul. Od Europy już jest spokojniej. Lądowanie w WAW z prostej do pasa 33 z małym widokowym wektorem na sam koniec. Wiatr porywisty i nie wiem co mnie podkusiło, aby do lądowania użyć klap 40. Normalnie w 737-800 tych klap używamy tylko, kiedy pas jest bardzo krótki lub kiedy nie ma wiatru. Prędkość podejścia jest bliska prędkości maksymalnej na tych klapach i łatwo o jej przekroczenie. Tak jak na 757/767 gdyby prędkość nagle podskoczyła, to klapy same sie schowają do mniejszej wartości, aby nie uszkodzić samolotu. Przekroczenia nie było, ale trochę się pomęczyłem i teraz już wiem lepiej. Wszystko udało się o czasie. Dawno tak wcześnie nie byłem w domu. Dzięki temu mogę się przygotować do następnych lotów. Czas powrócić na Daleki Wschód.

Piękny i ciepły czerwcowy wieczór. Mam jeszcze chwilkę, aby położyć dzieci spać. Walizki spakowane i czas przemieścić się na lotnisko. Briefing room jest pełen ludzi. Dwie załogi i kolega z techniki. Zbieramy sterty papierów, omawiamy ostatnie sprawy i udajemy się do samolotu. Przed nami tydzień ciekawego latania. Teraz do Sharjah na paxa, a po odpoczynku przez Indie do Brunei. Gościmy się u siebie na pokładzie. Inaczej to wygląda z fotela pasażerskiego. Mapa nad głową informuje nas, gdzie jesteśmy. Z ciekawszych miejsc, których jeszcze nie widziałem, to Irak i Bagdad, który nawet z FL410 wygląda na duże miasto. W SHJ lądujemy niedługo po wschodzie słońca. Już jest parno i gorąco, a będzie jeszcze gorzej. Prosimy o paliwo, ale mówią, że może być dopiero za dwie godziny. Pakujemy się i idziemy do hotelu. Na lotnisku padły komputery i czekamy dodatkowe pół godziny na wizy. Przed terminalem żegnamy się z drugą załogą. Mamy różne hotele. Następne loty są nasze, a potem zamiana. Jeszcze godzinę czekamy na hotelowy autobus, bo okazało się, że pojechał po nas na inne lotnisko.

Wreszcie jesteśmy w hotelu i nawet zdążyliśmy na śniadanie. Jak najlepiej zacząć dzień? Od basenu, ale akurat w tych godzinach był "Tylko dla kobiet". To jednak pójdę spać...

Czytaj również:
Blog Piotra Lipińskiego: Dzień jak co dzień... w powietrzu
Blog Piotra Lipińskiego: Wiosna 2011
Blog Piotra Lipińskiego: LT/IOE - Line Training / Initial Operating Experience

Piotr Lipiński (ur. 1970), żonaty, dwójka dzieci. Uzyskał licencję turystyczną w wieku 17 lat, a zawodowa parę lat później. Od 1996 roku pracuje w liniach lotniczych. Posiada uprawnienia na samoloty ATR42/72, EMB145, B737, B757/B767. Aktualny nalot to ponad 11000h w tym ponad 3000 jako instruktor. W swojej karierze pilotował ponad 60 różnych typów samolotów. Od 2007 r. pilot, a od marca 2011 r. szef pilotów w liniach lotniczych Air Italy Polska.

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony