Policja szuka sprawcy incydentu z dronem w pobliżu Okęcia
Agnieszka Włodarska z Komendy Stołecznej Policji poinformowała we wtorek PAP, że funkcjonariusze z komendy powiatowej w Piasecznie wszczęli postępowanie ws. spowodowania zagrożenia w ruchu powietrznym. Za to przestępstwo grozi do ośmiu lat więzienia. "Policjanci przeszukali miejsce potencjalnego startu drona, ale nic tam nie znaleźli" - powiedziała Włodarska.
Informację o zdarzeniu przekazała policji Polska Agencja Żeglugi Powietrznej. Jej rzecznik Mikołaj Karpiński powiedział PAP, że do zdarzenia doszło w poniedziałek po południu w odległości około 6,5 mili morskiej od pasa startowego warszawskiego lotniska na Okęciu, czyli w rejonie Piaseczna. W poniedziałek ok. godz. 16 podchodzący do lądowania, należący do Lufthansy, samolot Embraer 195, lecący z Monachium do Warszawy zameldował kontrolerom lotu, że na wysokości ok. 700 m widzi jakiś obiekt. "Był to najprawdopodobniej dron. Nie miał prawa znajdować się w tym miejscu, ponieważ znajdował się w osi podejścia do lądowania" - powiedział rzecznik.
Wskazał, że z tego powodu służby ruchu lotniczego musiały ze względów bezpieczeństwa zmienić kierunek lądowania samolotów. Po kilku godzinach ruch lotniczy przywrócono do normy. Zmiany, które dotyczyły ponad dwudziestu samolotów, nie skutkowały opóźnieniami lotów.
Rzecznik poinformował PAP, że wykonywanie lotów w strefach kontrolowanych lotnisk jest możliwe wyłącznie na warunkach określonych przez PAŻP i wymaga specjalnego zezwolenia. "W tej sytuacji nie otrzymaliśmy żadnego zgłoszenia zamiaru wykonania lotu" - dodał Karpiński.
W szukaniu drona wzięły udział śmigłowce - policyjny i wojskowy - oraz piesze patrole policji.
Przekazując informację policji, PAŻP po raz pierwszy skorzystała z porozumienia z policją dotyczącego współdziałania w zakresie zapobiegania zagrożeniom w przestrzeni powietrznej.
Polskie prawo wymaga wydawanego przez Urząd Lotnictwa Cywilnego świadectwa kwalifikacji od operatorów bezzałogowych statków powietrznych, ale tylko w razie użycia do celów komercyjnych. "Jeżeli ktoś sobie kupi takie urządzenie i robi sobie zdjęcia w celach absolutnie prywatnych, z czego nie czerpie żadnych korzyści finansowych, to nie musi mieć takiego dokumentu" - powiedział PAP Robert Ochwat z Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych.
Jego zdaniem brak konieczności posiadania licencji, nie zwalnia użytkownika od obowiązkowej znajomości zagrożeń w ruchu lotniczym. "To miejsce, gdzie był ten dron, to przestrzeń kontrolowana lotniska i tam żaden obiekt, nie mówię tylko o dronie, ale np. o lampionach, nie powinien się znaleźć w tej strefie, jeżeli to nie jest uzgodnione ze służbami ruchu lotniczego" - podkreślił Ochwat.
W przypadku lotniska Chopina strefa kontrolowana lotniska obejmuje przestrzeń od pewnej wysokości mniej więcej w odległości 15-20 kilometrów od pasów startowych, szczególnie na podejściach z czterech stron - od Ursynowa, Włoch, Ursusa i Piaseczna. Szczególnie ten ostatni kierunek, gdzie w poniedziałek doszło do incydentu, jest najczęściej używany przez samoloty, lądujące w Warszawie.
Przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych dr Maciej Lasek mówił w maju w wywiadzie dla PAP, że rosnąca liczba bezzałogowych statków powietrznych staje się zagrożeniem dla bezpieczeństwa lotów.
Jak mówił Lasek, zderzenie ważącego od kilku do kilkunastu kilogramów drona z samolotem pasażerskim może spowodować poważne kłopoty. Dla porównania, zassanie ptaka, czyli miękkiej materii, przez odrzutowy silnik samolotu pasażerskiego z reguły kończy się wymianą napędu i jego generalnym remontem. Równie groźne są uderzenia w kokpit lub kadłub.
Zderzenie samolotu – zarówno dużego, jak i małego – z wykonanym z twardego tworzywa dronem, może mieć poważniejsze konsekwencje. Tymczasem zdarza się, że bezzałogowce latają w rejonie podejścia do lotnisk, a w sieci pojawiają się filmy z lądującymi samolotami pasażerskim filmowanymi z dronów z góry.
Jak wskazywali w rozmowie z PAP kontrolerzy lotów, drony są coraz częstszym problemem. Biorąc pod uwagę, że te bezzałogowe statki powietrzne ważą około kilkunastu kilogramów, to nie można ich zobaczyć z wieży, często są też niewidoczne dla radarów. Innym problemem są płonące lampiony, puszczane przez ludzi przy rozmaitych okazjach. Zdarzają się również przypadki świecenia laserem w kierunku podchodzących do lądowania samolotów. Taki laser może oślepić pilota i przyczynić się do katastrofy.
Podobne incydenty odnotowano także na innych lotniskach w Polsce, np. w Łodzi (w sieci można obejrzeć filmy nakręcone z bezzałogowca lecącego w strefie kontrolowanej tego lotniska). Z kolei Prokuratura Apelacyjna w Krakowie wspólnie z ABW prowadzi śledztwo dotyczące podobnego incydentu, do jakiego doszło w 2014 r. w wojskowej części lotniska Kraków-Balice.
"Prokuratura prowadzi śledztwo dotyczące zdarzenia z marca 2014 r. w obrębie Międzynarodowego Portu Lotniczego w Krakowie-Balicach, gdzie doszło do popełnienia przestępstwa z użyciem drona, polegającego na naruszeniu przepisów o ruchu lotniczym i sprowadzeniu bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu powietrznym. Grozi za to do ośmiu lat pozbawienia wolności" - powiedział PAP rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie Piotr Kosmaty.(PAP)
her/ ral/ wos/ kfk/ mhr/
Komentarze