Przejdź do treści
Źródło artykułu

Księżyc ich odmienił – o losach astronautów stąpających po Srebrnym Globie

Tylko dwunastu ludzi stąpało po powierzchni Księżyca. Jest ich wśród nas coraz mniej. Wypowiedzi tych, którzy pozostali jeszcze przy życiu, zebrał autor książki "Księżycowy pył" – Andrew Smith. Polskie wydanie książki ukazało się 12 czerwca nakładem wydawnictwa Czarne.

"Księżycowy pył" ukazał się w języku angielskim kilkanaście lat temu. Wówczas spośród dwunastu amerykańskich astronautów żyło jeszcze dziewięciu; dziś – zaledwie czterech. Dlatego pomysł dotarcia do nich i zarejestrowania ich wypowiedzi należy uznać za jak najbardziej cenną inicjatywę powieściopisarza Andrew Smitha.

Po książkę mogą sięgnąć nawet osoby, które nie mają bladego pojęcia o programie załogowych lotów na Księżyc – Apollo, którego apogeum przypadło na lata 1969-1972, bo autor wprowadza w temat bardzo szeroko. Nie przechodzi od razu do sedna – do wywiadów z astronautami, ale opisuje atmosferę, jaka towarzyszyła temu wydarzeniu 50 lat temu.

Wszystkim – jak pisze – towarzyszyła wielka niepewność, czy misja ta powiedzie się. W mediach pojawiały się przeróżne spekulacje. "Pewien badacz zapewniał widzów, że księżycowy pył na przypominających sylwetki yeti skafandrach astronautów zapali się, gdy tylko w kabinie Eagle`a (lądownika księżycowego – przyp. S.Z.) wejdzie w kontakt z tlenem, o ile wcześniej nie eksploduje im pod stopami. Inny ostrzegał, że powierzchnia Księżyca może być w całości złożona z pyłu, więc w chwili zetknięcia z podłożem lądownik kompromitująco się zapadnie i zniknie na zawsze" – pisze Smith.

Niepewność udzielała się astronautom, o czym mówią w rozmowach cytowanych w książce. Trudno im się dziwić. Nikt nie mówił tego głośno, ale powodzenie misji, czyli powrót z Księżyca w jednym kawałku szacowano na ok. 50 proc. A problemy w czasie trwania każdego z siedmiu lotów na Srebrny Glob piętrzyły się. Najbardziej pechowy był Apollo 13 – astronauci musieli zawrócić na Ziemię – nie dane im było postawić stopy na Księżycu.

Ale książka "Księżycowy pył" porusza głównie temat tego, jak tych kilka historycznych lotów zmieniło życie ludzi, którzy w nich uczestniczyli. Chyba nikt z nich nie przeczuwał, jak potoczą się ich losy. Najczęściej najwyższą cenę zapłaciła ich rodzina i żony. Małżeństwa rozpadały się, a astronauci próbowali znaleźć nowe miejsce dla siebie. Początkowo byli sławami żyjącymi w świetle reflektorów. Z czasem o nich zapomniano. Musieli zająć się czymś nowym, wytyczyć nowe cele. Ale co ma robić osoba, która dostąpiła czegoś tak wyjątkowego jak możliwość spaceru po Księżycu? – pyta Smith. Cóż, ich wybory były bardzo różne: handlowali samochodami, pływali holownikami, dystrybuowali piwo, rozdawali autografy na konwentach fanów Star Trek, jeden został artystą (malował tylko Księżyc), inny – senatorem.

"Księżycowy pył" pokazuje, że wśród uczestników lotów Apollo znalazły się bardzo różne osobowości – od milczków po ekstrawertyków. Na przykład pierwszy człowiek, który stanął na Księżycu – Neil Armstrong – nie lubił strzępić języka. Irytowała go popularność. Po powrocie na Ziemię chciał spokojnie prowadzić zajęcia na jednej z amerykańskich uczelni. Jednak pod jego gabinetem zawsze kłębił się tłum gapiów. Wytrzymał osiem lat, po czym opuścił uniwersytet.

Astronauci Apollo konkurowali między sobą. To temat rzadko uwypuklany w mających często patriotyczny i wzniosły charakter wspomnieniach na temat programu Apollo – projektu realizowanego przecież, jak głoszono – dla dobra ludzkości i postępu nauki. Tymczasem Buzz Aldrin, który lądował jako pierwszy na Księżycu wraz z Neilem Armstrongiem w 1969 r. bardzo liczył, że wyjdzie z lądownika jako pierwszy. Przeliczył się. Kto wie, czy z tego względu, na złość swojemu dowódcy, nie wykonał Armstrongowi żadnego zdjęcia na powierzchni Księżyca. O tego typu, mniej miłych aspektach misji Apollo pisze również autor "Księżycowego pyłu."

W publikacji można znaleźć mnóstwo fascynujących informacji na temat tego niezwykłego amerykańskiego projektu. Jednak sam styl pisania pozostawia, w mojej ocenie, wiele do życzenia. Dużą część książki stanowią wspominki jej autora, również z czasów dzieciństwa. Zdradza też techniczne aspekty pracy nad książką. Te nie zawsze porywają czytelnika. Moim zdaniem tego typu wtręty rozbijają narrację książki. Dziwnie brzmią też odautorskie komentarze dotyczące rozmówców.

"Z biegiem rozmowy, w miarę jak Young się rozluźnia, raz po raz zerka w moją stronę, niczym kameleon przycupnięty na gałęzi" – tak relacjonuje spotkanie z dowódcą misji Apollo 16 Johnem Youngiem. Dalej stwierdza, że były astronauta "mówi do ściany", co wytrąca go z równowagi. Czy tego typu informacje przecież o starszych osobach wnoszą coś do tematu? Czy tylko ukazują rozmówców w złym świetle?

"Księżycowy pył" byłby świetną książką, gdyby zebrany materiał zredagowano w nieco inny sposób. Podobne wrażenie mam zarówno po częściowej lekturze tej publikacji w angielskim oryginale, jak i w polskim przekładzie. Nie zmienia to faktu, że jeśli chcemy poznać zawiłe losy niezwykłej dwunastki, to nie znajdziemy na ten temat lepszej książki. A dodatkowe informacje na temat programu Apollo i czasów, w których księżycowa gorączka rozpalała zbiorową wyobraźnię powodują, że atmosfera ta może udzielić się i nam – 50 lat po tych wydarzeniach.

Szymon Zdziebłowski

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony