Ekspert: są wystarczające dowody, by wskazać winnych katastrofy boeinga
"Oczywiście powinniśmy zdobyć najwięcej dowodów jak się da, ale nie sądzę, by wysiłki rebeliantów, aby zniszczyć czy ukryć dowody, będą w stanie podważyć te, które już są w rękach władz ukraińskich i amerykańskich" - powiedział ekspert.
Wskazał, że USA poinformowały, że są w posiadaniu zapisów radarowych i satelitarnych, które zarejestrowały czas i trasę odpalonej rakiety ziemia-powietrze SA-11 (zachodnie oznaczenie systemu Buk), która znalazła się wystarczająco blisko, by zestrzelić w czwartek samolot Boeing 777 malezyjskich linii lotniczych Malaysia Airlines z 298 osobami na pokładzie.
Poza tym - zdaniem Karatnycky'ego - zestrzelony samolot oraz pocisk rozpadły się na tak wiele kawałków, że niemożliwe jest, by separatyści usunęli wszystkie dowody z miejsca katastrofy. "Jest zbyt dużo tych kawałków oraz spalonych ciał, które zawierają dowody, że to była eksplozja. By uniemożliwić ustalenie, że użyto systemu Buk, rebelianci musieliby usunąć wszystkie dowody. Nie mają do tego choćby technicznych możliwości. Musiałaby przyjechać setka rosyjskich agentów, by im pomóc" - powiedział.
Karatnycky przyznał, że może nie uda się znaleźć osób, które bezpośrednio obsługiwały system Buk i odpaliły rakietę, która zestrzeliła samolot, "ale można ustalić winnych z dowództwa". "Począwszy od liderów połączonych sił republik Doniecka i Ługańska - powiedział. - Oni przecież sami w internecie codziennie aktualizowali informacje o swoich dokonaniach i sukcesach".
Przypomniał, że wkrótce po katastrofie tzw. minister obrony samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej Igor Striełkow (Girkin) w mediach społecznościowych chwalił się, że separatystom udało się zestrzelić wojskowy samolot transportowy. Kiedy okazało się, że to samolot pasażerski, informacja ta została usunięta. Ponadto ukraińskie służby bezpieczeństwa mają zapisy dźwiękowe z rozmowy między liderami separatystów o zestrzeleniu samolotu; autentyczność zapisów potwierdził już amerykański wywiad.
"Żyjemy w erze smartfonów i fotografii cyfrowej. Ludzie robią tysiące zdjęć na obszarze walk. Te dane też będą mogły być wykorzystane w śledztwie, w procesie identyfikacji osób, które są winne, zarówno w dowództwie wojskowym jak i we władzach (samozwańczych) republik" - dodał Karatnycky.
"Problemem może być jednak to, że wiele z tych osób może nie dożyć do procesu sądowego" - powiedział ekspert, wskazując na obserwowane w ostatnich tygodniach i dniach sukcesy ukraińskich wojsk w walkach z separatystami.
Zdaniem eksperta należy oczekiwać, że pociągi ze zwłokami pasażerów i załogi samolotu odjadą w głąb Ukrainy, a nie do Rosji. "Rosja nie chce, by te pociągi pojechały do Rosji, bo to by wskazywało na jej bliską współpracę z rebeliantami, a to nie jest pożądane z punktu widzenia rosyjskiej propagandy" - powiedział Karatnycky.
Przyznał też, że dopóki w Rosji rządzi Władimir Putin, to w Rosji czy w rosyjskim wojsku "nikt, kto ułatwił działania (które doprowadziły do zestrzelenia malezyjskiego samolotu), nie stanie przed sądem". "Ale dla zachodniej opinii publicznej istnieją już wystarczające dowody, że to były wysiłki wspólnie koordynowane i kierowane przez Rosję" - dodał Karatnycky.
Z Waszyngtonu Inga Czerny (PAP)
icz/ mmp/ ap/
Komentarze