Przejdź do treści
Źródło artykułu

Aeroklub Śląski: szkolenie na szybowcach ważne dla bezpieczeństwa

Droga do lotnictwa nie powinna pomijać etapu szkolenia szybowcowego – mówili w sobotę w Katowicach przedstawiciele Aeroklubu Śląskiego. Tamtejsi lotnicy i szybownicy promują hasło: "Szybowcem do linii lotniczych".

Tegoroczne walne zgromadzenie sprawozdawczo-wyborcze Aeroklubu Śląskiego zorganizowano w sobotę w siedzibie Radia Katowice. Oprócz kwestii formalnych, lotnicy m.in. akcentowali, że ten rok – do tej pory – był jednym z gorszych pod względem bezpieczeństwa. W całym kraju w wypadkach lotniczych zginęło dotąd 41 osób, wśród nich cztery w listopadzie w woj. śląskim.

Według Andrzeja Wernicke z Aeroklubu Śląskiego, droga do lotnictwa nie powinna odbywać się w uproszczony sposób. Choć w szkoleniu lotniczym można pominąć okres szkolenia szybowcowego, z praktycznego punktu widzenia warto przejść przez wszystkie szczeble: od modelarza, przez szybownika, do lotnika.

„Szkolenie w lotnictwie nie powinno odbywać się na skróty. Kiedyś naturalna droga wiodła od modelarni, poprzez zajęcia na lotnisku – szybowce i skoki spadochronowe, samoloty i na koniec samoloty dwusilnikowe i liniowe” – mówił dziennikarzom Wernicke.

Zaznaczył, że „przepisy światowe i unijne umożliwiają, że jeżeli ktoś dysponuje dużym budżetem, może tę drogę rozpocząć i zakończyć na samolocie liniowym". "Pomija się wówczas te etapy, w których nabywa się bardzo ważnych umiejętności, m.in. po to należy szkolić na szybowcach” – mówił.

Lotnik przypomniał niedawne szczęśliwe awaryjne lądowanie na warszawskim lotnisku Chopina Boeinga 767 LOT-u pilotowanego przez kapitana Tadeusza Wronę, który wykorzystał przy tym manewrze m.in. swoje umiejętności szybowcowe. „Duża część tego sukcesu wynika z tego, że kpt. Wrona został wyszkolony od podstaw i umiejętności mu nie zabrakło” – podkreślił Wernicke.

Latający m.in. na samolotach ultralekkich Janusz Moczulski zaakcentował, że choć wśród przyczyn, zbadanych dotąd, tegorocznych wypadków śmiertelnych nie wykazano braków w wyszkoleniu, to w środowisku lotniczym krążą opinie, że do części z nich przyczyniło się „zbyt lekkie podejście do latania”. „To nie było to, że oni nie umieli latać, że zrobili błąd, bo nie umieli czegoś zrobić – to w niektórych przypadkach była lekkomyślność i fanfaronada” – zaznaczył Moczulski.

Śląscy lotnicy m.in. przyznają, że „elementy pewnej lekkomyślności” mogły przyczynić się do - badanego wciąż przez Państwową Komisję Badania Wypadków Lotniczych - wypadku awionetki, która 13 listopada br. rozbiła się kilka kilometrów od lotniska w Pyrzowicach. Zginęły wszystkie lecące nią cztery osoby. PKBWL m.in. weryfikuje hipotezę, że pilotowi mogło zabraknąć paliwa.

Z obserwacji praktyków wynika też, że liczba wypadków rośnie co roku z końcem sezonu lotniczego. „Gdy robi się jesień, kiedy są wiatry, chmury, kiedy robią się nieprzewidywalne sytuacje pogodowe, trzeba być bardzo ostrożnym i dokładnym – trzeba mieć duży respekt do przyrody” – wskazał Moczulski.

Aeroklub Śląski szkoli w różnych specjalnościach ok. 30-40 osób rocznie. Liczba kandydatów w ostatnich latach wzrasta – szczególnie osób, które chcą pilotować stosunkowo niedrogie w eksploatacji samoloty ultralekkie. Szkolenie szybowcowe rzadko da się ukończyć w rok, zwykle trwa dłużej. Nieco szybciej można przeprowadzić szkolenie lotnicze, choć też najczęściej trzeba zarezerwować na nie więcej czasu.

„Zgadzamy się, że szkolenie szybowcowe jest bardzo ważne – jak kogoś biorę do samolotu, od razu wiem, czy wcześniej latał na szybowcach. To jest kultura latania, umiejętność pilnowania tej kuleczki (tzw. sztucznego horyzontu – PAP) – to się czuje całym ciałem. Tacy ludzie są potem po prostu dobrymi pilotami” – ocenił Moczulski.

Zdaniem Wernicke, być może warto rozważyć też powrót do niektórych zasad z przeszłości, kiedy aerokluby odrzucały niektórych kandydatów do szkolenia. „Nie zgadzam się z hasłem, że latać może każdy. Środki to nie wszystko” – wskazał praktyk.(PAP)

mtb/ amac/

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony