Przejdź do treści

Rocznica katastrofy W-3 RM Anakonda

23 lat temu, 12 marca 1997 roku, w trakcie prowadzonej akcji ratowniczej, katastrofie uległ śmigłowiec ratownictwa morskiego W-3RM Anakonda nr 0512 z 1 dywizjonu lotniczego w Gdyni Babich Dołach. Maszyna, lecąc w nocy, w trudnych warunkach atmosferycznych, z pomocą do chorego, znajdującego się na kutrze rybackim, uderzyła o powierzchnię wody Zatoki Puckiej, około 4 kilometry od Mierzei Helskiej. W katastrofie śmierć ponieśli:
•  dowódca załogi – starszy chorąży mar. pilot Zbigniew Palczyński,
•  drugi pilot – porucznik mar. pilot Arkadiusz Majer,
•  technik pokładowy – chorąży sztabowy mar. Stanisław Czaja,
•  ratownik pokładowy – chorąży mar. Wojciech Kulesza.

Mało kto dziś pamięta, że pierwsze wołanie o pomoc z morza nadeszło w południe do służby dyżurnej na stanowisko dowodzenia MW. Anakonda pełniła tego dnia 24 godz. dyżur zaczynający się o 8:00. Śmigłowiec w południe wyleciał do rannego rybaka, który znajdował się na łowisku ok. 30 mil morskich na północ od Władysławowa. Mimo trudnych warunków pogodowych panujących tego dnia, akcja przebiegła perfekcyjnie! Po przetransportowaniu rannego rybaka na lądowisko Szpitala Miejskiego na Zaspie, śmigłowiec wrócił na lotnisko stałego bazowania gdzie odtworzono jego gotowość do dalszego pełnienia dyżuru.

Po północy zadźwięczał dzwonek ogłaszający gotowość nr 1. Mimo bardzo złych warunków atmosferycznych załoga, którą pilotował wprawną ręką d-ca załogi starszy chor. pil. Zbigniew Palczyński, mający już na swoim koncie ponad 1200 godz. nalotu nad lądem i morzem – wystartował ze swoją załogą o godz. 00:55 do chorego szypra z kutra ŁEB-10. Kuter znajdował się na łowisku 70 km na północ od lotniska. Zaledwie po upływie 4 minut i 17 sekund od startu śmigłowiec będąc 11 km od lotniska nagle zderzył się z wodą w Zatoce Puckiej około 4 km. od Płw. Helskiego. Szczątki śmigłowca osiadły na dnie zatoki na głębokości około 12-13 metrów.


Wrak śmigłowca W-3RM Anakonda nr 0512 (fot. archiwum MKSL)

Główną przyczyną katastrofy był brak ustawienia radiowysokościomierza. Gdyby był ustawiony właściwie pozwolił by w porę wyprowadzić lot śmigłowca ze zniżania. Pogoda była tym razem wyjątkowo zdradliwa i nie do końca dała się rozszyfrować załodze gdzie niższa inwersja ok.50 metrów, trzymająca wilgoć wyparowaną z powierzchni wody pogarszała widoczność podczas lotu i ciągłego zniżania nad zatoką. Zniżanie należało by tłumaczyć chęcią osiągnięcia wzrokowego kontaktu pilotów z powierzchnią morza. Na wniosek d-cy MW wszyscy członkowie załogi zostali pośmiertnie awansowani i odznaczeni krzyżami „Za dzielność”.

Opracował: Krzysztof Kirschenstein – Kronikarz-Fotograf MKSL

FacebookTwitterWykop

Nasze strony