Przejdź do treści
Zawody balonowe o Puchar Gordona Bennetta z perspektywy załogi POL-1, fot. Mateusz Rękas
Źródło artykułu

Zawody balonowe o Puchar Gordona Bennetta z perspektywy załogi POL-1

13 września, na lotnisku w Courcelles-lès-Montbéliard we Francji rozpoczęła się 63. edycja międzynarodowych zawodów balonowych o Puchar Gordona Bennetta. W imprezie wzięło udział 20 załóg reprezentujących jedenaście krajów.

Impreza zakończyła się 17 września. Puchar zdobyła załoga SUI-1 w składzie Laurent Sciboz i Nicolas Tieche, która pokonała dystans 1774,76 km. Jest to ósme zwycięstwo załogi z tego kraju od początku wyścigów. Drugie miejsce przypadło załodze SUI-2 w składzie Kurt Frieden i Pascal Witpraechtiger, która przeleciała 1749.57 km, a trzecie FRA-1 w składzie Vincent Leys i Christophe Houver, która przeleciała 1718.97 KM .

Pierwsza polska załoga POL-1 czyli Mateusz Rękas i Jacek Bogdański zajęła ostatecznie siedemnaste miejsce pokonując 308.33 km. Natomiast załoga POL-2 czyli Krzysztof Zapart i Adam Ginalski uplasowała się na osiemnastym miejscu przelatując 219.17 km.

Wiele osób śledziło zmagania naszych załóg dzięki internetowym narzędziom, a jak rywalizacja wyglądała z perspektywy pilota balonu? Zapraszamy do lektury relacji Mateusz Rękasa z załogi POL-1, czyli ubiegłorocznych triumfatorów tych zawodów.


Zaczniemy na "słodko" bo taka była zdecydowana większość naszej przygody. Na zdjęciu powyżej oprócz mnie i Jacka - nasz sztab meteorologiczny. Iwona Lelątko, Jacek Barski i Rafał Kielar. To te osoby zaprowadziły nas w zeszłym roku do zwycięstwa. W tym roku spali nawet mniej od nas, prowadzili nas za rękę przez cały lot. To oni stworzyli strategię, która w pewnych momentach okazywała się nawet lepsza od zwycięskich ekip Szwajcarów czy Francuzów. Przeżywali ten lot razem z nami. Jestem im ogromnie wdzięczny za to ile serca włożyli w ten lot.


Tak wyglądała nasza owiana tajemnicą strategia przygotowana przez sztab. To jedna z wcześniejszych jej wersji, ogólny zarys i wytyczne. Oczywiście zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że większość naszych rywali przyjmie podobną strategię, nie chcieliśmy jednak zdradzać szczegółów ani nikogo innego nie zachęcać  :) Warto zwrócić uwagę na to jak bardzo strategia pokrywa się najpierw z naszym trackiem, a później trackiem czołowych drużyn.


Zaczynamy w czwartek. W niezwykłym muzeum Peugeota ceremonia rozpoczęcia, a następnie losowanie kolejności startowych. Wyczuwać napięcie. Z Jackiem uważaliśmy, że start jako jedna z pierwszych ekip przyniesie nam wiele korzyści. Po pierwsze - szybkie tankowanie balonu co da nam więcej czasu na odpoczynek i ostatnie szlify strategii, po drugie - korzystniejsze warunki meteorologiczne, które miały się zmieniać na niekorzyść późniejszych ekip. Z tym okazało się być zupełnie na odwrót, ale o tym trochę później.


Udało się! Zatankowaliśmy się jako pierwsza z ekip. Obyło się bez żadnych problemów, a chyba każdy kto miał do czynienia z gazowcami wie, że te się często zdarzają. Przykładem może być ekipa Hiszpańska, której balon rozdarł się w pół dosłownie na naszych oczach. Czas jednak pokaże, że to prawdziwi fighterzy i dzięki uprzejmości Niemieckich pilotów - dostali zastępczy balon którym następnie pokonali pół Europy.


Jesteśmy gotowi. Większość sprzętu zapakowana, reszta ekip kończy stawiać swoje balonu. Start został lekko opóźniony ze względu na oczekiwanie na Hiszpanów, ale to nie problem. Im bliżej godziny startu tym czuć większe napięcie. Jak widać jesteśmy w licznym gronie rodziny i przyjaciół których pomoc w doniesieniu balonu na podest startowy okazała się bezcenna.

Na zdjęciu również trzon naszej ekipy pościgowej, szykujący się w trasę z Francji do Bułgarii. Jakub Rękas, Tadeusz Sienkiewicz, Tadeusz Bohojło i Grzegorz Markowski — z Jurek Makula, Wioletta Rękas, Katarzyna Patrzałek, Ewa Kamisińska-Fic, Jakub Rękas, Olivia Żmuda-Orłowska, Krzysztof Rękas, Filip Orłowski i Anna Zakrzewska w Coupe Aéronautique Gordon Bennett.


Z bratem. Członkiem naszej drużyny niemal od początku. — z Jakub Rękas w Coupe Aéronautique Gordon Bennett.


Startujemy. Odważamy balon, żegnamy się z ekipą i startujemy w towarzystwie hymnu. Po chwili następuje cisza, która towarzyszy nam przez najbliższe dni. Film ze startu (LINK)


Pierwsza noc jest magiczna. Lecimy często w niewielkiej odległości od naszych przyjaciół z całego światła. Na zdjęciu oświetlamy tegorocznych zwycięzców SUI-1 - Nicolas Tieche i Laurent Sciboz. Trochę dla zabawy, ale ma to również na celu poinformowanie ich o tym, że jesteśmy w bezpośredniej okolicy. Krótka pogawędka z kosza, potem lecimy dalej w różne zakątki Europy.


Noc przebiegała dosyć spokojnie chociaż nie bez wyzwań. Cały czas walczyliśmy o o kierunki północne. Kierunki na zachód i na południe mogły się skończyć brakiem możliwości realizacji planu. Tak było w przypadku kilku ekip. Jednak pod koniec nocy byliśmy najbardziej wysuniętą na północ załogą, można by rzec, że "na prowadzeniu"


Wschód słońca. Często wyczekiwany po chłodnej nocy. Nie jest on obojętny również dla balonu. Noc pozwala na stabilny lot na niemal dowolnej wysokości. Słońce powoduje, że gaz w balonie wygrzewa się stosunkowo szybko do temperatury ok. 50 stopni C, ten zmniejsza swoją gęstość a co za tym idzie zwiększa wyporność. Balon stopniowo wędruje do "sufitu" czyli punktu w którym balon jest pełny i zaczyna wypuszczać nadmiar gazu.


O poranku nastroje mieliśmy świetne. Wszystko szło zgodnie z planem, nawet udało nam się chwilę przespać. Ten dzień okazał się dla nas jednak dosyć sporym wyzwaniem. Na wysokościach do ok. 2000 metrów czuć oddziaływanie prądów termicznych i zmian temperatury na Ziemii. Co za tym idzie - balon co chwile wytrącany jest ze swojej równowagi. Wędruje góra - dół, ciężko go momentami opanować bez utraty cennego balastu. Jednocześnie szukamy korzystnych dla strategii kierunków. Nie mogliśmy doczekać się wieczora, wychłodzenia i stabilnej atmosfery.


Zachód słońca. Noc bez większych problemów. Robimy 3 godzinne warty i śpimy jak nigdy w historii naszych startów. Wypoczywamy ile możemy, bo na ten moment wiemy, że jeszcze 50-60 godzin lotu przed nami.


Pierwszy dzień rozpoczynamy wysoko. Od wysokości około 4000 metrów. Aparatura tlenowa nie jest jeszcze niezbędna, ale już przydatna. Długotrwały lot na tych i większych wysokościach potrafi być obciążający bez wcześniejszej aklimatyzacji. Myśleliśmy nad tym, ale rzeczywistość pokazuje, że ciężko to zorganizować, zwłaszcza w środku sezonu w balonach na ogrzane powietrze.


Okolice Strasburga. Miły głos kontrolera informuje nas, że 1000 stóp (300 metrów) nad nami będzie przelatywał samolot. Chwilę później kolejny... Da się?


Strasburg z góry zrobił na mnie ogromne wrażenie. Jedno z piękniejszych miast nad którymi miałem okazję lecieć. Lot przebiegał spokojnie, kierunek i prędkość odpowiednie, więc znaleźliśmy chwilę na zdjęcia.


W pełni wypełniony balon. Jeszcze trochę i zacznie upuszczać gaz.


Chmury. Cumulusy, niegroźne, ale w naszym sporcie nie można ich lekceważyć. Po pierwsze dostanie się w nie powoduje szybkie wychłodzenie balonu. W sekundy temperatura w balonie spada o kilkadziesiąt stopni. Spada nasz udźwig, musimy zużyć balast żeby wyhamować opadanie. Zaraz po tym wychodzimy na słońce, balon się wygrzewa i balon jest nieraz kilkaset metrów wyżej niż zamierzono. Powtórzyć tę sytuację 3 razy i jest po locie. Po drugie, nawet te niepozorne chmury potrafią rzucać balonem jak piłką pingpongową. Tracimy kontrolę. FILM (LINK)


Branie pod uwagę chmur, ich wysokości i gęstości jest kluczowe w opracowywaniu strategii. Nawet niewielkie pasmo cirrusów potrafi nam wychłodzić balon i zmusić do utraty balastu. Musimy to brać pod uwagę.

Okolice Stuttgartu. Mijamy kolejne duże lotnisko bez żadnych problemów. Podejmuję decyzję o locie przez Monachium. Próba ominięcia go oznaczałaby wypadnięcie z trasy lotu, oraz kosztowałaby nas balast, który przecież musieliśmy oszczędzać na kolejne kilkadziesiąt godzin lotu. W głowie mamy w zasięgu dwa rekordy Polski i walkę o podium i zwycięstwo.


Początek końca, chociaż wcale się na to nie zapowiadało.

Monachium. Niestety, to nie zdjęcie z tego roku,ale lataliśmy nad tym portem lotniczym już kilkukrotnie w ostatnich latach. Na około godzinę przed dojściem do TMA lotniska które rozciąga się od ziemii do "unlimited" zostaliśmy spytani przez kontrolera ruchu o nasze zamiary.


- "Chcemy utrzymać wysokość ok. FL120, lecimy 40km/h. Aktualny kierunek to 085 ale w najbliższym czasie spodziewamy się zmiany na 090"
- "Odezwę się za chwilę",... "Nie macie zgody na wlot w tę strefę"
Zabrzmiało to jak wyrok, ale rozpoczęliśmy negocjacje.
- "Możemy wznieść się lub opaść na dowolny wskazany pułap i utrzymać go przez najbliższe godziny. Jeżeli zejdziemy niżej zahaczymy tylko o północną strefę Bravo"
- "Odezwę się za chwilę"..."Spodziewamy się dużego ruchu w godzinach waszego przelotu, nie macie zgody na wlot"
- "Próba lądowania teraz może być niebezpieczna, mamy Transponder mode S, dostosujemy się do każdego polecenia, wskażcie tylko wysokość"
- "Jesteście uczestnikami Pucharu Gordona Bennetta?"
W tym momencie odzyskałem nadzieję...
- "Tak, bierzemy udział w wyścigu i chcielibyśmy móc go kontynuować"
- "Nie wpuściliśmy Francuzów, byłoby niesprawiedliwie gdybyśmy pozwolili wlecieć wam"
...
Brak słów. Wentylujemy balon, żeby zawalczyć o zmianę kierunku, tracimy wysokość, balast, z czasem nadzieję, że da się tę sytuację jeszcze uratować. Lądujemy, na skraju lasu.


Nie obyło się bez przygód. Dwa worki z balastem zastaliśmy zawieszone na czubkach drzew. No cóż, chwilę tam powiszą. Profesor baloniarstwa gazowego Tadek Bohojło na ostatnich lotach treningowych mówił, że jeżeli przy lądowaniu nie ma piasku w zębach, to lądowanie nie było poprawne. Gdyby mógł obserwować nasze tegoroczne lądowanie napewno dostalibyśmy z Jackiem po 5+.



Wracamy do domu. Na trasie w Krakowie spotykamy się a naszym sztabem meteorologicznym z załogą w pełnym składzie. Jest ogromny niedosyt, ale patrzymy na pozytywne strony tego co zaszło. Jesteśmy bogatsi o kolejne doświadczenia i po raz kolejny walczyliśmy jak równi z równym ze światową czołówką. No i najważniejsze...



...Za rok walczymy u siebie  ;) Dzięki wszystkim za kibicowanie i liczę na to, że zobaczę was wszystkich za niecały rok, najprawdopodobniej we Wrocławiu podczas 64 Pucharu Gordona Bennetta.

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony