Już po froncie
Nawałnice deszczu i śniegu, które naganiał znad Atlantyku huraganowy wiatr, ucieszyły mieszkańców czerpiących wodę ze źródełek na zboczach gór, gdyż te wyschły już ponad miesiąc temu. W nocy z 9/10 grudnia przemknęło jeszcze kilka chmur gubiących wodę, lecz sobotni ranek wstał czysty jak panienka z kąpieli. Obmyta ziemia, słońce , błękit i nawet najsłabszego tchnienia wiatru.
To za sprawą silnej inwersji ,która osiadała poniżej wysokości okolicznych szczytów. Nie ucieszyło to gromady pilotów, którzy przybyli na Żar by pobaraszkować z wiatrem. Jednak pasemka chmur rozciągniętych nad przygranicznymi górami świadczyły o tym, że powietrze żyje a wiatr hula po górnych piętrach. Toteż bez zbędnego eksperymentowania z lataniem żaglowym Sebastian pociągnął Żbika wprost w spodziewane miejsce występowania rotory.
Nie było pudła. Mimo braku jakichkolwiek oznak fali , nad Pietrzykowicami rotorek dmuchał w górę z siłą 5m/s, a wiatr ślizgał się po inwersji z prędkością ponad 100 km/godz. Później powietrze ruszyło się także przy ziemi , więc można było także doskonalić koordynację ruchów pilotowania w lotach zboczowych. lub wspinać się w przestworza nad rotorami oznakowanymi już pasmami cumulusów.
Typowe miejsce występowania fali za Beskidem Śląskim - wzdłuż drogi i toru kolejowego z Bielska do Żywca. W dole widoczny łuk budowanej obecnie drogi ekspresowej do Zwardonia.
Tomasz Kawa
Komentarze