System ochrony infrastruktury za pomocą dronów jest konieczny, mógłby powstać w krótkim czasie
System ochrony infrastruktury za pomocą dronów jest konieczny, ale obecnie nie ma żadnego, który można byłoby „wziąć z półki i wdrożyć” – powiedział PAP w czwartek ekspert portalu Defence24 Maksymilan Dura. System mógłby powstać w bardzo krótkim czasie, ale główną przeszkodą jest brak decyzyjności - ocenił.
Opierając się na rozmowie z ministrem aktywów państwowych Wojciechem Balczunem, "Financial Times" doniósł w środę w artykule „Polska planuje flotę dronów, aby chronić kolej przed atakami sabotażowymi”, że polski rząd rozważa masowe rozmieszczenie dronów w celu zabezpieczenia kluczowej infrastruktury, w tym tras kolejowych i obiektów energetycznych. To reakcja na akty dywersji, do których doszło w tym miesiącu na liniach kolejowych i za którymi, jak wskazał premier Donald Tusk, stała Rosja.
Minister Balczun powiedział, że rząd dąży do utworzenia specjalnych stref wokół strategicznych obiektów. W obszarach tych upoważnione przez państwo drony miałyby monitorować aktywność naziemną i ewentualnie zestrzeliwać wrogie statki bezzałogowe. „Jeśli mamy technologię dronową, powinniśmy teraz wykorzystać ją do ochrony naszej infrastruktury krytycznej” – powiedział Balczun w wywiadzie. „Ten incydent kolejowy ma duży wpływ na decyzje dotyczące bezpieczeństwa, które muszą zostać podjęte”. Cytowany przez FT szef resortu aktywów państwowych przekonywał, że „Ukraina jest dowodem na to, że technologia dronowa jest absolutnie kluczowa; obserwujemy ich doświadczenia i wyciągamy wnioski, które możemy wykorzystać na naszym terytorium”.
W Polsce istnieją obszary, w których bezzałogowce stosuje się z powodzeniem. Na przykład Polska Grupa Energetyczna (PGE) używa dronów wyposażonych w kamery o wysokiej rozdzielczości i termowizję do monitorowania stanu technicznego przewodów innych elementów linii przesyłowych. Bezzałogowce znajdują również zastosowanie w rozpoczętej w ub. piątek operacji wojska i Straży Ochrony Kolei „Horyzont”, mającej na celu zwiększenie bezpieczeństwa linii kolejowych oraz węzłów komunikacyjnych, a także odstraszenie ewentualnych dywersantów. Drony są wykorzystywane do szczegółowego monitorowania i zabezpieczania odcinków zdefiniowanych jako najbardziej krytyczne dla funkcjonowania państwa.
Ekspert, kmdr por. rez. Maksymilian Dura w rozmowie z PAP podkreślił nie podlega dyskusji to, że system ochrony kluczowej infrastruktury trzeba stworzyć. Jak ocenił, obecnie nie ma żadnego, który można byłoby „wziąć z półki i wdrożyć”.
Jak ocenił, taki system mógłby powstać w bardzo krótkim czasie, jednak – jego zdaniem – główną przeszkodą jest tu brak decyzyjności. – Taki program kończy się w trzy miesiące, a u nas pastwią się nad tym miesiącami. Wciąż się dyskutuje, tworzy idee. Nie ma na to środków, bo nie ma systemu. Prawdopodobnie chodzi o to, żeby go po prostu kupić za granicą, choć można byłoby spokojnie zrobić to w Polsce – ocenił kmdr por. rez. Dura.
Dodał, że obecnie nie mamy dronów, które byłyby w stanie prowadzić obserwację obiektów infrastruktury. Musiałyby to być kwadrokoptery (aparaty czterowirnikowe). – A wojsko ma obecnie drony uderzeniowe War Mate, obserwacyjne Fly Eye operujące na wysokości kilkuset lub kilku tysięcy metrów. Wprowadziło też wielkie Bayraktary oraz duże Wizjery i Orliki. Natomiast do takich zadań potrzebny jest dron, który będzie leciał nisko, np. nad torami. A tych wojsko nie wprowadziło – wyjaśnił kmdr Dura. Jego zdaniem w sytuacji zagrożenia, przed każdym pociągiem powinien lecieć dron i sprawdzać infrastrukturę.
Odnosząc się do wspomnianej przez ministra Balczuna koncepcji niszczenia wrogich statków bezzałogowych naruszających strefy okalające obiekty infrastruktury krytycznej, ekspert podkreślił, że same drony myśliwskie to za mało. Musiałby zostać stworzony kompleksowy system wykrycia, decyzji i reagowania. – Nie mogą to być tylko systemy rozpoznania radioelektronicznego, bo drony lecące na przykład na światłowód i nie potrzebujące łączności, będą niewidzialne. Nie może wprowadzić tylko systemów optoelektronicznych, bo w czasie mgły będą nieskuteczne. Zostają więc radary, a te są drogie i mają zasięg ok. 7 km, więc potrzeba ich dużo – wymienił Dura.
Jego zdaniem w obecnej sytuacji najlepszym rozwiązaniem byłoby stworzenie jednego ośrodka, który powiedziałby firmom „zapewniamy środki, stwórzcie system zabezpieczenia tego konkretnego obiektu”, po czym zostałby wybrany najskuteczniejszy. – W ten sposób można byłoby się z tym uporać w trzy miesiące. Choć i ten najlepszy z nich z pewnością wymagałby dalszego poprawiania. Ale od czegoś trzeba zacząć. Tu problemem nie jest technika, lecz brak decyzji – podsumował Maksymilian Dura.
Kolejny rozmówca PAP, Mariusz Pułas, dyrektor działu technologii w firmie Pelixar, produkującej statki bezzałogowe wskazał, że ta koncepcja nie miałaby zastosowania w przypadku małych stref i obiektów infrastruktury krytycznej zlokalizowanych w miejskiej zabudowie. – Przy obecnym stanie technologii nie ma systemu, który zdążyłby zidentyfikować i zneutralizować obiekt, o ile zostanie podjęta taka decyzja, na tak małym obszarze. Taka strefa musiałaby mieć powierzchnię kilkudziesięciu kilometrów – przekonywał ekspert.
Pułas pozostaje również sceptycznie nastawiony wobec zamiaru monitorowania dronami linii kolejowych. – Według stanu technologii na dziś i na najbliższe lata, to nie do zrobienia. Wielowirnikowce mają za mały zasięg. Musiałyby to być bezzałogowe samoloty dalekiego zasięgu. A przecież zagrożenie może pojawić się, gdy ten przeleci – przekonywał ekspert.
Zdaniem rozmówcy PAP drony nie wyręczą skutecznie działających służb. Jako przykład przywołał mur na granicy polsko-białoruskiej. – Pomimo tego, że jest tam sama zapora, pas, system kamer, ciężko pracujący żołnierze i funkcjonariusze Straży Granicznej, wciąż komuś udaje się prześlizgnąć. A ma on 200 km długości. To sto razy mniej niż długość linii kolejowych w Polsce – zwrócił uwagę Pułas.
W ocenie rozmówcy PAP, w zakresie dronizacji, Polska jest właściwie w punkcie startowym. Przy założeniu, że znalazłoby się finansowanie, a z wciąż obowiązującej legislacji z lat 90. ub. w. usunęło bariery utrudniające współpracę wojska z sektorem prywatnym, operacyjność w sferze dronowej byłaby do osiągnięcia za półtora do dwóch lat. Byłaby to mniej więcej połowa tego, co obecnie udało rozwinąć się Ukrainie. Jednak tam, jak wskazał przedstawiciel branży dronowej, przez wojnę na ustawodawstwo patrzy się przez palce: – Tam jest 700 firm. Armia mówi, czego potrzebuje i a te produkują to w dużych zakładach, małych fabrykach i garażach. A armia to kupuje – nakreślił Mariusz Pułas.