Przejdź do treści
Klaudia Bułgakow
Źródło artykułu

Z niczym nie da się porównać szybowania nad szczytami Alp…

O paralotniarstwie, pięknie tego sportu, licznych trofeach i startach w zawodach, ze zdobywczynią europejskiego Pucharu Świata w Paralotniarstwie w 2012 r. oraz Paralotniową Mistrzynią Polski 2012, Klaudią Bułgakow, rozmawia Marcin Ziółek.

Klaudia Bułgakow (ur.1982 r.). Pilot paralotniowy od 1999 r. Zawodowo instruktor narciarstwa i snowboardu Salzburskiego Związku Instruktorów Narciarstwa i Snowboardu. Nalot ponad 1000 godzin. Od 2005 r. członek Paralotniowej Kadry Narodowej. Wygrała klasyfikację kobiet Pucharu Świata w 2007 r. w Argentynie, w 2008 r. w Bułgarii i w bieżącym roku w Macedonii. Zajęła trzecie miejsce podczas Pucharu Świata w 2007 r. w Turcji. Mistrzyni Europy Pucharu Świata 2012. Mistrzyni Polski 2011 i 2012.

Marcin Ziółek: Zdobycie europejskiego Pucharu Świata w Macedonii to nie pierwsze tak ważne trofeum w Twojej karierze. Ile czasu zajęły Ci przygotowania i dojście do tak wysokiej formy?

Klaudia Bułgakow:
Na paralotni latam od 1999 roku, w zawodach na poważnie od 2004 r., a w Pucharze Świata od 2005 r. Cały ten czas poświęciłam lataniu i treningom. Szczerze powiedziawszy nie patrzę na to zwycięstwo, jako najważniejsze. Wygrałam Puchar Świata w Argentynie w 2007 r. i w Bułgarii w 2008 r. Rywalizacja wśród dziewczyn była chyba wtedy nawet zacieklejsza. Mój pierwszy szczyt formy przypadał właśnie na tamten okres. Później było załamanie spowodowane wieloma wypadkami, w tym i śmiertelnymi. Najbardziej wstrząsnęła mną śmierć pilota ze Szwajcarii podczas Mistrzostw Świata w Meksyku w 2009 r. Po tym zdarzeniu dość długo dochodziłam do siebie, ale wiele się dzięki niemu nauczyłam i rozwinęłam. Myślę, że jestem teraz innym pilotem, silniejszym i wiem, że stać mnie na dużo więcej.

MZ: Co w Twojej subiektywnej ocenie przesądziło o tym, że wygrałaś w Macedonii? Umiejętności, sprzęt, słabość rywalek czy może szczęście?

KB:
Niewątpliwie na wygranej zaważyło dobre przygotowanie, znajomość terenu i warunków na nim panujących oraz świetny sprzęt. Mam w tym roku szczęście latać na najlepszej paralotni i to wiele daje. W każdym sporcie, także w paralotniarstwie, potrzeba też odrobiny szczęścia do osiągnięcia najwyższego wyniku, więc także i tym razem szczęście pomogło. Co do rywalek to zabrakło co najmniej dwóch znakomitych pilotek z Europy, a Petra Slovova, która jest moim wzorem, była zupełnie bez formy. Nie znaczy to jednak, że zwycięstwo przyszło łatwo.

MZ: W ostatnim czasie Polacy zdobywają szereg najwyższych lotniczych trofeów. Czy Polska jest zatem wyjątkowym państwem, iż w sportach lotniczych potrafimy wyszkolić tak znakomitych zawodników?

KB:
Polska ma bogatą tradycję lotniczą, a świetne wyniki lotnictwa sportowego to nie tylko ostatnie lata. Nasi szybownicy i piloci samolotów należą do czołówki Światowej. Nie wiem z czego to wynika, ale po prostu tak jest.

MZ: Polska jest dla lotników krajem wymagającym. Pogody są szybkozmienne dostarczając pilotom pełne spektrum doznań. Gdzie i jak długo trenujesz najwięcej?

KB:
Kiedyś latałam bardzo dużo w Polsce, ale właśnie pogoda, jak również fakt, że mieszkam daleko od gór spowodowały, że co roku przenoszę się na wiosnę i lato w Alpy i tu właśnie trenuje. Poza tym, dzięki temu bliżej mam na zawody i ćwiczę w miejscach, gdzie później się ścigam. Obecnie jestem w Annecy we Francji. W zeszłym roku byłam głównie w południowej Austrii i Słowenii. Startuję dużo w zawodach i uważam to za bardzo dobry trening. Pomiędzy zawodami staram się latać w górach i robić treningi bezpieczeństwa nad wodą. W zeszłym roku spędziłam parę tygodni w Kolumbii, gdzie jest tanio, ciepło i dużo latania, a u nas w tym okresie odmraża się palce i nos.

MZ: W styczniu 2013 r. wystartujesz w Superpucharze Świata, który odbędzie się w Kolumbii. Jak oceniasz swoje szanse i przygotowanie do zdobycia tego trofeum? Gdzie planujesz treningi?

KB:
Myślę, że ze startujących tam dziewczyn praktycznie każda może wygrać. Właśnie na tym polega superfinał, że ścigają się najmocniejsi zawodnicy z całego świata. Stanowczo moją mocna stroną jest latanie po równinach, a właśnie taki jest teren rozgrywania zawodów. Znam go dość dobrze i lubię tam latać. Mówiąc inaczej, już się cieszę, że tam wrócę, a jaki będzie wynik, to zależy w dużej mierze nie tylko od mojej predyspozycji i wytrenowania, ale i innych zawodniczek.

Będę się starała pojechać na miejsce jak najwcześniej przed zawodami, żeby się rozlatać po jesiennej nielotnej pogodzie. Teraz przede mną jeszcze Mistrzostwa Europy, więc na razie skupiam się na nich.

MZ: Latasz obecnie na nowoczesnej i nowatorskiej paralotni Niviuk Icepeak 6. Czy różni się latanie na Icepeak 6 w stosunku do poprzednich modeli przez Ciebie wykorzystywanych?

KB:
Od poprzedniego roku w zawodach możemy używać jedynie paralotni w pełni certyfikowanych.
Poprzednie pięć lat latałam na skrzydłach niecertyfikowanych, w tak zwanej klasie open – kometyszynach

Icepeak 6 różni się od moich poprzednich skrzydeł nie tylko tym, że jest seryjnym glajtem, ale też tym, że posiada jedynie dwa rzędy lin (moje poprzednie miały ich 3 i więcej.) Jest on kontynuacją rozwoju konstrukcji paralotniowej rozpoczętej w klasie open. Okazało się, że po dodaniu kilku dodatkowych lin w galerii, glajty te przechodzą certyfikację, czyli ich pasywne bezpieczeństwo jest zadowalające.

Latanie na Icepeaku 6 daje mi wysoki komfort. Sprzęt ten ma bardzo dobre osiągi, dobry handling, dobrze się nim lata w kominach, no i jest bezpieczny. Dzięki temu mogę skupić się na ściganiu i taktyce. Wcześniej nie było aż tak kolorowo. Latanie na małych skrzydłach klasy open wiąże się z lataniem na bardziej agresywnych, trudniejszych konstrukcjach i w związku z tym mocno należy się skupiać na ich kontroli.

MZ: W wieku 17 lat zaczęłaś przygodę z paralotniarstwem, który to sport statystycznie jest raczej domeną mężczyzn. Dlaczego paralotniarstwo jest mniej popularne wśród kobiet?

KB:
Trudno jest mi odpowiedzieć na to pytanie. Pewnie z tego samego powodu, jak i w innych dyscyplinach, a zwłaszcza tych o podwyższonym ryzyku - strach. Większość ludzi boi się latać samolotem, a co dopiero na ,,szmatolocie".

MZ: Jakbyś zachęciła do szerszego uprawiania tego lub innych sportów lotniczych przez płeć piękną?

KB:
Trudno jest zachęcić, ale mogę jedynie powiedzieć, że moja przyjaciółka nie mogła mnie zrozumieć dopóki sama nie spróbowała. Co prawda był to lot w tandemie, ale zapałała miłością do tego sportu od pierwszego oderwania się od ziemi. Z niczym nie da się porównać szybowania nad szczytami Alp, zapachu kwiatów porwanych przez komin w przestworza i zimnej wilgoci chmur, kiedy sie do nich dolatuje. Latanie przynosi doznania, które zmieniają życie na zawsze. Myślę, że każdy powinien zasmakować tego niesamowitego uczucia wolności chociażby w tandemie. Można tak sprawdzić się czy to jest coś co nam się spodoba. I oczywiści panowie nie brońcie paniom latać.

MZ: Twoja najciekawsza przygoda związana z paralotniarstwem?

KB:
O rany! Jest ich tyle, ze chyba nie dam rady wybrać. Każdy lot jest wyjątkowy, a każde nowe miejsce dostarcza nowych wrażeń i doświadczeń... Jedną z takich był lot w Australii, podczas którego ścigając się z inna zawodniczką wylądowałam pośrodku niczego. Teoretycznie od drogi dzieliło mnie kilkaset metrów przez busz, ale na drodze stanął wysoki płot z drutu kolczastego, który był dla mnie nie do przeskoczenia. Był to jeden z moich pierwszych dni w Australii w 2007 r. Nasz wózkowy, wielki i nieoceniony Robert Zbela - powiedział mi przez radio, że kierując się w stronę startowiska po 500 m natrafię na drogę. Poszłam więc w tamtą stronę wzdłuż buszu, ale już zmierzchało. Z drzew dochodziły dziwne jeszcze wtedy dla mnie dźwięki. Fantazja zaczęła działać. Musiałam przejść przez rów i zastanawiałam się czy tam aby nie będzie jakiegoś krokodyla, czy czegoś podobnego, kiedy z niego wyskoczył na mnie kangur. Oczywiście podniosłam wrzask, a ten biedak wystraszył się chyba bardziej ode mnie i w panice próbował przeskoczyć krzak odbijając sie od niego jak od trampoliny. W końcu uciekł. Potem szłam przez pole pełne kangurów i byłam mocno przestraszona, bo one ponoć są agresywne, gdy mają młode. Drogi nie było tam, gdzie miała być, a ja po 3 godzinnym spacerze z worem o wadze 19 kg nie miałam siły już dalej jej szukać. W końcu zrobiło się całkiem ciemno, więc usiadłam na glajcie po środku pola i czekałam, aż moja zwózka mnie znajdzie. W tym samym czasie mój team szukał dojazdu do mnie, wyobrażając sobie jak to mnie pożerają krokodyle lub atakują kangury. W końcu wyjechał do nich właściciel pola ze strzelbą, pytając grzecznie czego szukają na jego terenie;-) Odpowiedzieli, że koleżanki, a gość nie bardzo mógł w to uwierzyć, więc kazał podać sobie namiary na GPS, gdzie ja niby jestem. W końcu dowiózł ich do mnie. Trzeba było widzieć jego oczy jak zrozumiał, że to nie była ściema.

MZ: Na koniec, nasze "firmowe" pytanie (kończymy nim każdy wywiad:) : jakiej muzyki słuchasz i czy słuchasz jej w powietrzu?

KB:
Słucham wielu rodzajów muzyki w zależności od sytuacji. Lubię jazz, bluesa, bossa nova, ale i niektóre gatunki elektro i klubowej. Lubię też wiele odmian rocka. W powietrzu słucham szumu wiatru. Czasem jak lecę blisko lasu to słyszę śpiew ptaków i nie chcę tego zagłuszać.

MZ: Dziękuję za wywiad!

KB:
Dziękuję!
 

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony