Piloci zapominają jak latać
Pod takim tytułem przeczytałem artykuł na stronie dlapilota. Dotyczył wypowiedzi Pana Rory Kay, współprzewodniczącego komitetu Federalnej Administracji Lotnictwa USA (FAA), który prowadzi badania procesu szkolenia pilotów. Co prawda tematem było uzależnienie pilotów komunikacyjnych od elektoniki pokładowej ale tytuł skojarzył mi się z czymś innym - tematem wbrew pozorom bardzo podobnym.
Piękny lipcowy dzień na lotnisku aeroklubowym kilka lat temu. Szybownicy mozolnie przygotowują szybowce do lotów. Na parking podjeżdża nowiutki model audika. Z za kierownicy wysiada uśmiechnięty, zadowolony z życia lotnik, nasz wieloletni członek. Sympatyczny pilot komunikacyjny naszego narodowego przewoźnika.
Ma ważną licencję pilota szybowcowego, ogromny nalot (kiedyś latał często na zawody szybowcowe) ale ostatnio obowiązki służbowe i rodzinne ograniczyły czas, który mógł poświęcić na bezsilnikowe latanie. "Jest dzisiaj szansa polatać na szybowcu?"-padło pytanie po serdecznym powitaniu. Uzgodniliśmy, że ze względu na długą przerwę i bardzo małe naloty na szybowcu przez ostatnie lata poleci na krótki locik z instruktorem, a później samodzielnie na "wolnym patyku".
Po południu przeprowadzałem egzamin LKE instruktorowi szybowcowemu. Z przyjemnością pojechałem na start. Piękny termiczny dzień sprawił, że wszytkie szybowce były w powietrzu. Trzeba było chwilę poczekać na Puchacza. Siedząc wygodnie w leżaku patrzyłem na krążące pod wybudowanym cumulusem "ptaszki"....... nagle świst. Na wysokości 1 metra przelatuje na dużej prędkości nad znakami, z wiatrem, przeciwnie do kierunku lądowania Jantar. Wyciąga do góry i leci po prostej lekko się odchylając aby zrobić zakręt o 180 stopni do lądowania. Wysokość i prędkość szybko maleją i czuję, że za chwilę będą problemy.
Szybowiec rozpoczyna zakręt. Bezradnie stoimy i patrzymy jak pilot, który pewnie zrozumiał w jakiej znalazł się sytuacji, próbuje "zmieścić" się na lotnisku. Wyprowadza szybowiec, całe szczęście nie przeciągając go, w kierunku nie wykoszonej części lotniska bez szans na lądowanie na wyznaczonym pasie. Bez prędkości, "na rzęsach" dotyka ziemi. Skrzydło zachacza o wysoką trawę i szybowiec kręci "cyrkiel" , a później" jedzie ogonem do przodu. Z daleka wygląda na cały. Pilot otwiera kabinkę i powoli gramoli się na zewnątrz. Sprawdzamy szybowiec - uff.... jest cały, nic się nie stało.
Robi się głupio. Z jednej strony lotnika trzeba by "sprowadzić do parteru", a co więcej potraktować zdarzenie jako oficjalny incydent, z drugiej to sympatyczny i bardzo dobry lotnik, który przecenił swoje możliwości. Wydawało mu się, że przy jego ogromnym nalocie i bieżącym doświadczeniu na "dużych" samolotach jego umiejętności bezsilnikowego latania są nadal bardzo wysokie.
Nie miał tęgiej miny. Szybko i cicho zahangarował szybowiec. Od tego czasu już nie pokazał się na lotnisku. Kontakt się urwał. Myślę, że nie potrzebnie.
Dlaczego, opisałem to wydarzenie? Sam znalazłem się kiedyś w podobnej sytuacji. Długa przerwa, brak treningu a z drugiej chęć udowodnienia sobie i innym swoich możliwości to chyba nie najlepsza mieszanka. Później przychodzi refleksja - co jest chyba zapomniałem latać. Dobrze jak nic się nie stanie, gorzej...........
Grzegorz Skomorowski
Czytaj również: FAA - piloci zapominają jak latać
Powyższy artykuł po raz pierwszy pojawił się na Dlapilota.pl 15 września 2011 r. W ramach nowego cyklu, na łamach naszego portalu cyklicznie przybliżamy najciekawsze i najbardziej poczytne teksty z lat ubiegłych.
Komentarze