Piloci z Aeroklubu Ziemi Lubuskiej w walce ze szkodnikami lasów
Okazuje się, że równie niebezpieczna jak ogień, może być dla lasu inwazja szkodników. Mimo, iż to stworzenia najczęściej niewielkich rozmiarów, to ich zmasowany atak może być przyczyną poważnych spustoszeń.
Działania zapobiegawcze, zarówno przeciwpożarowe, jak i przeciw szkodnikom, w dużej mierze polegają na ciągłym patrolowaniu lasów przez odpowiednie, wyznaczone do tego celu służby. W sytuacji, gdy nie są one w stanie poradzić sobie z potencjalnym zagrożeniem, z odsieczą przychodzą samoloty, które służą zarówno do patrolowania lasów z powietrza, gaszenia pożarów, jak i dokonywania oprysków przeciw szkodnikom.
Działania takie wykonywane są cyklicznie i uzależnione są od gradacji szkodnika, jaki w określonym czasie żeruje w lasach. Jeżeli w wyniku obserwacji i liczenia z wykorzystaniem odpowiednich metod okaże się, że populacja danego osobnika typu barczatka sosnówka (łac. Dendrolimus pini), czy też brudnica mniszka (łac. Lymantria monacha) zagraża lasom, podejmuje się decyzję o wykonaniu oprysków. W walkę z ogniem i szkodnikami, z reguły zaangażowane są aerokluby, które na zasadach komercyjnych świadczą takie usługi dla dyrekcji Lasów Państwowych. W tym roku w rejonie Zielonej Góry usługi takie, na rzecz Lasów Państwowych, świadczy Aeroklub Ziemi Lubuskiej. O wyborze operatora zazwyczaj decyduje ogólnopolski przetarg na wykonanie usług w zakresie gaszenia pożarów i oprysków.
Powierzone zadania wykonywane są najczęściej za pomocą samolotów An-2 lub Dromader (obydwa w wersji rolniczej) lub śmigłowców, np. Mi-2. W przypadku Aeroklubu Ziemi Lubuskiej są to An-2 - te same, które także cyklicznie wykorzystywane są do zrzucania szczepionki na lisy, ale przystosowane do zamontowania specjalnych urządzeń, czyli pompy, zasobnika na chemię i wszystkich agregatów oraz atomizerów, które są niezbędne do wykonania oprysków. Samoloty używane do gaszenia pożarów zwykle posiadają zbiornik wykorzystywany jako zasobnik na wodę. Na czas oprysków dodatkowo montuje się pompę, która rozprowadza do 10 atomizerów rozpylających pod ciśnieniem odpowiednią ciecz. W zależności od wydatku chemii, ściśle określonego na daną powierzchnię (w tym roku było to 2,8 l/ha), podczas jednego wylotu można dokonać oprysku na powierzchni ok. 300 ha, co jest jednoznaczne z wykorzystaniem 750-780 litrów cieczy.
Komputer pokładowy w śmigłowcu Mi-2, fot. Sławomir Majewski Regionalna Dyrekcja Lasów Pañstwowych w Pile
Dla atomizerów (rozpylaczy) zamontowanych na samolotach An-2 wykorzystywanych przez Aeroklub Ziemi Lubuskiej przyjmuje się 40 metrowej szerokości pasy robocze, czyli każde przejście (przelot) samolotu musi odbywać się co 40 m. Aby oprysk taki był skuteczny, powierzchnie robocze muszą zachodzić jedna na drugą. Jeżeli poszczególne przejścia są długie, np. 9-10 kilometrowe, to czas oprysku powierzchni 300 h wynosi 1-1,5h. Podczas takiej operacji samolot wykonuje przelot z prędkością 160-170 km/h. W tym czasie w kabinie zwykle jest pilot i mechanik pokładowy lub dwóch pilotów. Najczęściej drugi pilot jest pilotem uczniem, w trakcie szkolenia do wykonywania oprysków.
Koniec części pierwszej artykułu
Przejdz do części drugiej artykułu
Komentarze