Przejdź do treści
Źródło artykułu

Bejda: obrona powietrzna kraju priorytetem rządu

Obrona powietrzna kraju była i jest priorytetem naszego rządu - podkreślił w czwartek w Sejmie wiceszef MON Paweł Bejda, odpowiadając na pytanie posłów PiS o wtargnięcie rosyjskich dronów w przestrzeń powietrzną Polski w sierpniu.

Chodzi o obiekty, które miały wlecieć w przestrzeń powietrzną Polski 26 sierpnia. Ostatecznie po 10 dniach poszukiwań obiektów, Dowódca Operacyjny Rodzajów Sił Zbrojnych gen. Maciej Klisz poinformował, że przestrzeń najprawdopodbniej nie została naruszona.

Waldemar Andzel (PiS) pytał, dlaczego drony nie zostały zestrzelone przez Wojsko Polskie i czy była to decyzja polityczna. "Zadałem teraz to fundamentalne pytanie do ministra obrony Władysława Kosiniaka-Kamysza: kto zdecydował o zaprzestaniu poszukiwania drona i czy ta decyzja nie miała związku z tym, że dalsze nieskuteczne poszukiwanie tego obiektu wpływały negatywnie na i tak fatalny wizerunek resortu obrony narodowej?" - mówił Andzel. Pytał też o stanowisko MON nt. tego, że "NATO jest przeciwne eskalacji konfliktu, w tym zastrzeliwania przez kraje sojusznicze na swoim terytorium zabłąkanych dronów".

Bejda powiedział, że obrona powietrzna kraju była i jest priorytetem rządu. Przypomniał, że "już w 2015 roku rząd PO-PSL w ramach zadania Wisła planował zakup ośmiu baterii Patriot. "Niestety opóźnienia rządu PiS w realizacji tego programu spowodowały, że mamy dzisiaj tylko dwie baterie Patriot, z czego jedna działa. Druga jest dopiero przygotowywana do tego, żeby broniła Polskiego nieba. Dopiero nasz rząd podpisał umowę na kolejne sześć sztuk baterii Patriot" - podkreślił wiceminister.

"Kiedy ponownie wzięliśmy odpowiedzialność za obronę polskiego nieba, od razu skupiliśmy się na zwiększeniu zdolności bojowych w zakresie niszczenia obiektów wlatujących w polską przestrzeń powietrzną. Podjęliśmy również działania, aby zwiększyć zdolności Sił Zbrojnych RP w zakresie rozpoznania tego, co wlatuje do naszego kraju. Chodziło o uniknięcie sytuacji, kiedy w głębi kraju ktoś przypadkowo znajduje rosyjską rakietę z możliwościami, uwaga, do przenoszenia głowic jądrowych" - powiedział Bejda.

Wymienił takie działania MON jak zakup aerostatów Barbara i samolotów wczesnego rozpoznania oraz utworzenie Agencji Rozpoznania Geoprzestrzennego i usług satelitarnych oraz rozwijanie programów Wisła, Narew i Pilica. "Wchodzimy też w inicjatywy europejskie, żeby taniej kupować" - mówił. Jak dodał, dzięki tym działaniom Siły Zbrojne RP są w stanie w ogóle zidentyfikować obiekt, który wlatuje w naszą przestrzeń powietrzną. "Nie dowiadujemy się więc o takich zdarzeniach od przypadkowej osoby, tak jak to było za poprzedniego rządu" - zauważył.

Jak dodał, "dla byłego ministra obrony narodowej, pana Mariusza Błaszczaka, nieważne jest to, że zadziałały systemy bezpieczeństwa polskiego nieba". "Minister Błaszczak domaga się bowiem informacji, dlaczego nie strzelano do obiektu, który miał wlecieć w polską przestrzeń powietrzną. Co więcej, sam sobie odpowiada na to pytanie, uznając, że według niego to była decyzja polityczna, żeby tego obiektu nie zestrzelić. Przy czym podkreśla publicznie, że ten dron to bardzo niebezpieczna broń" - zaznaczył Bejda. "Panie ministrze, o tym w jaki sposób działa Wojsko Polskie, decydują procedury i żołnierze Wojska Polskiego, a nie politycy" - mówił.

Według Bejdy "można by więc zapytać ministra Błaszczaka, dlaczego kiedy odpowiadał za bezpieczeństwo polskiego nieba nie została zestrzelona siedmiometrowa rosyjska rakieta manewrująca CH-55 z możliwością przenoszenia właśnie głowicy jądrowej, która jest znacznie niebezpieczniejsza od drona". "Ale po co zadawać takie pytanie, skoro wiemy, że trudno zestrzelić coś, co zostaje znalezione po kilku miesiącach w lesie pod Bydgoszczą przez przypadkową kobietę jadącą na koniu" - dodał wiceminister.

Odnosząc się do zdarzenia z 26 sierpnia 2024 r. wyjaśnił, że "wszelkie procedury zostały dochowane zgodnie z modelem postępowania wypracowanym po zdarzeniu związanym właśnie z upadkiem rakiety pod Bydgoszczą 16 grudnia 2022 r. oraz rekomendacjami Najwyższej Izby Kontroli". Poinformował, że "dyżurne statki powietrzne zostały skierowane w celu identyfikacji wzrokowej obserwowanego radiolokacyjnie obrazu obiektu powietrznego". Podkreślił, że "bezpośrednio po zaniku zobrazowania radiolokacyjnego i braku identyfikacji wzrokowej rozpoczęto poszukiwania z powietrza prawdopodobnego rejonu upadku śledzonego wcześniej radiolokacyjnie obiektu".

Jak mówił Bejda, "ostatecznie poszukiwaniami z powietrza objęto obszar prawie 3200 km/kw. "Zorganizowano naziemne poszukiwania obiektu na obszarze ponad 250 km/kw. Przeanalizowano obrazy satelitarne ponad 310 km/kw rejonu potencjalnego upadku obiektu. Przeprowadzono analizę wsteczną zdarzenia w oparciu o materiały tzw. obiektywnej kontroli działań pozyskane ze stacji radiolokacyjnych, śledzących dany obiekt oraz systemu wsparcia dowodzenia integrującego obraz sytuacji powietrznej" - wyliczał.

Jak tłumaczył pozyskane dane z systemów obrony powietrznej poddano analizie również z pomocą naszych sojuszników oraz "wojskowych partnerów". "Na koniec zarówno MON jak i Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych na bieżąco rzetelnie informowały o rozwoju sytuacji tuż po zdarzeniu, aż do momentu wydania oświadczenia i wskazania w nim najbardziej prawdopodobnego scenariusza mówiącego o braku naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej" - powiedział wiceminister obrony narodowej.

Monika Pawłowska (PiS) pytała na jakim etapie jest realizacja umowy podpisanej rok temu na 486 zestawów HIMARS i dlaczego rząd rezygnuje z kolejnego kontraktu zbrojeniowego.

Bejda zadeklarował, że "rząd nie rezygnuje z żadnego kontraktu pomimo, że zostały podpisane kontrakty na zasadach umów ramowych bez pokrycia finansowego". "Sama Korea to jest 200 miliardów złotych. Po prostu podpisywaliście kontrakty od lewa do prawa bez konsultacji z armią. Dopiero my teraz stawiamy na nogi to, co wy postawiliście na głowie" - powiedział.

Dowódca Operacyjny Rodzajów Sił Zbrojnych gen. Maciej Klisz poinformował, w zeszłym tygodniu, że 26 sierpnia, o godz. 6.43 czasu polskiego na wysokości ukraińskiego miasta Czerwonogród niezidentyfikowany obiekt powietrzny naruszył przestrzeń powietrzną Polski. Miało być to związane z masowym ostrzałem przygranicznych terenów Ukrainy. Akcja poszukiwawcza obiektu zakończyła się po 10 dniach. 5 września Klisz poinformował, że w wyniku podjętych działań analitycznych na chwilę obecną stwierdza, że z bardzo wysokim prawdopodobieństwem 26 sierpnia nie doszło do naruszenia przestrzeni powietrznej RP.(PAP)

oloz/ par/

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony