Przejdź do treści
Latająca forteca B17G
Źródło artykułu

Flak Happy Baby – czyli historia jednego bombowca

W dniu 9 stycznia 2013 roku w Urzędzie Gminy Gdów odbyło się spotkanie w wyniku którego podpisano porozumienie, na mocy którego sygnatariusze podejmą niezbędne działania, mające na celu zachowanie pamięci o załodze latającej fortecy B 17G, mającej wdzięczną nazwę „Flak Happy Baby”. Samolot ten, biorąc udział w nalocie bombowym na śląskie rafinerie benzyny syntetycznej, został uszkodzony przez niemiecki”flak”, i na dwóch pracujących silnikach doleciał do małopolskiej miejscowości Wólka Zręczycka. Po opuszczeniu maszyny przez załogę - na spadochronach - forteca samodzielnie wylądowała.

Postanowiono, że w miejscu upadku samolotu zostanie ustawiona tablica informacyjna a docelowo w pobliskim dworze powstanie Izba Pamięci.



Porozumienie podpisali: Zbigniew Wojas, Tomasz Jastrzębski oraz Leszek Mańkowski

Tomek Jastrzębski - jeden z członków zespołu który odkrył tajemnicę „Flak Happy Baby” zaprasza na małą wycieczkę historyczną w czasy zmagań powietrznych II Wojny Światowej.

W 1944 roku na Polskim niebie, zwłaszcza na południu kraju, pojawiły się setki srebrzystych maszyn. Potężne, lecące na dużej wysokości formacje lotnicze, tworzyły swoisty spektakl przynoszący nadzieję znękanym wojną Polakom. Autorami tych pokazów byli piloci 15 Armii Powietrznej Stanów Zjednoczonych. Ten związek lotniczy powołano do życia 1 listopada 1943 roku w Tunisie. Podstawowym zadaniem 15 Armii. było niszczenie przemysłu chemicznego III Rzeszy.

Na mapie działań amerykańskich lotników znalazły się więc rafinerie i pola naftowe Rumuni i Węgier, zaś na terytorium Polskim Amerykanie „zaopiekowali się” ze szczególną troską terenami zachodniej Małopolski i Śląska, gdzie Niemcy wybudowali olbrzymie zakłady chemiczne znajdujące się na terenie obecnych miejscowości Oświęcim, Jaworzno, Kędzierzyn, Blachownia, Zdzieszowice. Produkowano tam benzynę syntetyczną, bez której trzon niemieckiej armii - wojska pancerne - stawał się bezużyteczne. I właśnie to nad tymi terenami pojawiali się amerykańscy chłopcy w swoich groźnych i pięknych samolotach.

Za punkt startu do misji bombowych 15 Armii obrano lotniska polowe rozlokowane w południowych Włoszech. Maszyny wykonujące te ciężkie zadania, to samoloty produkcji amerykańskiej Boeing B-17 „Flying Fortress” ( latająca forteca), B-24 „Consolidated Liberator”, oraz samoloty eskorty, świetne myśliwce P-51 „Mustang” oraz P-38 „Lightning”. Amerykanie między 7 lipca do 26 grudnia 1944 roku wykonali na w/w cele 18 misji bojowych .

Załogi samolotów podczas tych długotrwałych lotów narażone były cały czas na ataki ze strony samolotów Luftwaffe, bądź na ostrzał artylerii przeciwlotniczej, której na całej, długiej drodze przelotu nie brakowało. Same zakłady chemiczne i rafinerie były otoczone bardzo gęstą siatką stanowisk radarowych i przeciwlotniczych. Niemcy byli solidnie przygotowani na odparcie nalotów. Lotnicza śmierć zebrała obfite żniwo. Część z tych którzy uniknęli śmierci w płonących maszynach, po udanym skoku dostawała się przeważnie w ręce wroga i przeżywała gehennę niewoli. Niektórzy mieli więcej szczęścia i po skoku z uszkodzonego samolotu i nieudanej obławie niemieckiej znajdowali pomoc i ratunek wśród   miejscowej ludności po czym przeważnie trafiali do oddziałów zbrojnych Polskiego Podziemia.

Jednym z fatalnych dla 15 Armii Powietrznej dni była środa 13 września 1944 roku, kiedy to w nalocie na zakłady benzyny syntetycznej w Blachowni, Zdzieszowicach i Oświęcimu, Amerykanie stracili 30 samolotów, z czego nad obecnym terytorium Polski zestrzelonych zostało ponad 11 załóg.

Jedną z nich była załoga porucznika Bruce’a Knoblock’a, której losy udało się ustalić po paru latach „śledztwa”. Historia tej załogi - mimo iż wszyscy członkowie przeżyli wojnę - do niedawna była wielką niewiadomą. Badania doprowadziły do wyświetlenia jej tajemnicy.
 
(...)
Leszek Mańkowski

Cały artykuł możecie przeczytać tutaj.

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony