Przejdź do treści
Jesienne latanie, fot. Aeroklub Podkarpacki
Źródło artykułu

Jesienne loty falowe… Czyli na 2 diamenty do Jeleniej i jak latać na 3000 m w Krośnie

Jesień dla większości szybowników, jest okresem zamykającym termiczny sezon szybowcowy. Jedynym zjawiskiem, dzięki któremu możemy posiwieć troszkę dłużej  jest żagiel, bądź fala. W związku z tym, że na żaglu w krośnie nie latamy – skupimy się na wyczynach pilotów wykonujących loty falowe… 

Początek listopada: dzień jak każdy inny. Mało latania. Człowiek siedzi i przegląda strony w Internecie. W oczy rzuca się printscreen z oficjalnego fan page-u Aeroklubu Jeleniogórskiego – zapowiada się falowo. Teraz kombinacja – przecież nie znam tam nikogo.. Jak to wszystko ugryźć?

Nie lepiej w Nowym Targu próbować ? Tu bliżej.. Może na Żar ? Tam taniej.. Tak czy siak, trzeba coś zrobić ! Chcesz polatać ? Zbierz się „do kupy” i pomyśl. Dwa telefony do znajomych z pobliskich aeroklubów i mam kontakt. Numery falowców i szefowej wyszkolenia z Jeleniej Góry: zapisane w telefonie. Teraz dylemat.. Jedziemy ? czy nie ? W krośnie wciąż pada.. Pytanie do dziewczyny w celu „utwierdzenia się w przekonaniu, że na zachodzie troszkę odkryje ”. Wsiadamy do auta i jedziemy..

22.00 wyjazd z Krosna – delikatne problemy ze sprzęgłem na bramkach w Katowicach.

3.00  Jelenia Góra – nie wiemy w sumie co i jak, za późno na hotel, kimamy w bagażniku na stacji benzynowej ( trochę zimno ).

6.00 otwarcie bramy na lotnisko i rozpoczęcie przygody z fala Karkonoską.


4 Listopada.
Dziś „papirologia” i obowiązkowy dla każdego pilota – zapoznawczy lot falowy.

Na początku sprawdzenie dokumentów. Licencja, badania, ważne ktp z lotów wysokościowych, ślepaki, hol halniakowy, zapoznanie się z rejonem i regulaminem wykonywania lotów falowych, omówienie występowania fali karkonoskiej.. i można wsiadać do szybowca. Pierwsze lecę ja z Piotrem Bębenkiem – instruktorem. Po mocno turbulentnym holu, wyczepienie na 1000m w okolicach Karpacza i… winda do góry 5m/s lekko, przednia wskazówka wariometru oparła się na jego krawędzi. Chwila moment i granica 3000m przekroczona. Niestety bez tlenu nie nawojujemy.. trzeba wracać na ziemię przesiąść się do zatankowanego tlenem Juniora. Po mnie na Ktp poleciał Jerzy Sułkowski – i tak jak ja podobna sytuacja. Następnie mój start na falę – już samodzielny i z tlenem. Niestety soczewka zaczęła się rozpadać – a kierunek wiatru zmienił się. Nie miałem perspektyw na przebicie się do przodu – co poskutkowało szybkim lądowaniem. „Sułek” ambitnie walcząc przekroczył 4000 m – uzyskując przewyższenie do złota. Super! – zarazem szkoda, że nie udało się sięgnąć po diament.. A może i lepiej..  Będzie z kim pojechać jeszcze raz – pomyślałem. Tym razem zapłaciliśmy „frycowe” w postaci lotu zapoznawczego (w jego czasie znajomy z Aeroklubu Białostockiego zrobił diament). Umawiamy się, że śledzimy flymeta i jesteśmy w gotowości bojowej non-stop.


Następna okazja przydarzyła się 18 listopada.

Wcześniej już umówieni – wyjeżdżamy o godz.18.00, a w Jeleniej w Aeroklubie – czeka ciepły pokój hotelowy. Prognozy ? Jak zawsze niepewne. Ma być … Ale czy będzie ? Dopiero około 3.00 w nocy zaczęło wiać. Pełna gotowość na 7.00 rano – tankowanie tlenu i wyciągnięcie sprzętu na start. Przy ziemi porywy do 15 m/s, na Śnieżce do 35 m/s. Szefowa ma dylemat. Czy przy tym wietrze, holówka po wykonanym locie dotrze do lotniska?  Na pierwszy strzał – Startuję Ja. O dziwo bardzo łagodny hol. Wyczepienie na 800m na drugim odbiciu fali. Karpacz daleko z przodu. Rozpoczyna się walka w rotorach – która wyglądała mniej więcej tak :

300m w górę – 300m w dół. 500m w górę 200m w dół. Sułek już dawno z przodu melduje 3000 m nad Karpaczem. Ja jeszcze walczę. Nagle na krawędzi wału rotorowego mam 3m/s do góry.  Wyszedłem na 2300 m, i wąskim przesmykiem między wałkami rotorowymi pogoniłem Juniora. 150km/h i dotarłem nad Karpacz. Tam stabilne 2-3 m/s , esowanie i zbliżanie się do krawędzi soczewki. Potem przed nią, nad i tak osiągnąłem 6400m ( wyżej nie można, ze względu na strefy ). Potem pełne hamulce i lądowanie.

Na ziemi pusto. Okazało się, że przewyższenie zrobiłem jako pierwszy. Za chwilę ląduje Sułek. 6000m na które się wydrapał – także zapewniło mu diament. Po sczytaniu danych z loggerów i barografów, podbicie przez Szefową dokumentów z wykonania warunków 3000m i 5000 wracamy do domu. Do samego Krosna rotory i soczewki na niebie.

Dzień później..

Pobudka, wiatr i komunikat zapowiadający idealną falę.. „Nie.. nie chce mi się..” pomyślałem. „Wczoraj 5000 dziś co najwyżej..  poholuję” U mnie kasy brak, a chętni do latania na Krośnieńskiej fali zawsze się znajdą . Mietek Machnik i Jurek Sułkowski czekają już gotowi przy juniorach. Niestety soczewek nie ma. Jak to ? Przecież komunikat idealny. Start i po 30 min dwa Juniory na ziemi… Coś jest nie tak.. trzeba czekać.

Starty po godz. 14.30 przyniosły upragniony rezultat. Szefowi Camo – udało się osiągnąć wysokość 3000m i polatać ponad dwie godziny.. Gdyby nie zbliżający się zachód słońca, na pewno udało by się jeszcze dłużej.

A teraz.. Co zrobić, żeby latać wyżej?

Po pierwsze „ślepaki” czyli latanie bez widoczności zewnętrznej, ok.. 4 h latania z zakrytą kabiną w puchaczu – przydatne ( w razie pełnego pokrycia jedyna szansa żeby bezpiecznie wylądować).

Po drugie – loty wysokościowe ( też ok. 4h latania za zakrętomierzem + latanie w chmurach)

Po trzecie – zapoznawczy lot falowy (wystarczy jeden)

Po czwarte – dużo cierpliwości i samozaparcia

(to jeśli chodzi o Krosno.. każdy ośrodek górski ma inne wewnętrzne wymagania, rozpoczęcie latania falowego w Krośnie, to dopiero pierwszy etap do latania wyżej.. )

Serdeczne podziękowania dla Szefowej Wyszkolenia z Jeleniej Góry, instruktorów oraz pilotów za pomoc w spełnieniu marzeń !

 

W. Gałuszka 

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony