Przejdź do treści
Szybowiec na niebie (fot. aeroklub.kielce.pl)
Źródło artykułu

"Żywioł który porywa" – czyli wspomnienie szkolenia szybowcowego

Pilot, Andrzej Gieroń, podzielił się wspomnieniami ze szkolenia szybowcowego w Aeroklubie Kieleckim. Poniżej zamieszczamy wspomnienie pilota, który szkolił się na lotnisku w Masłowie.

"8 lipca 2017r. po raz pierwszy wykonałem lot jako dowódca statu powietrznego, ale od początku... .

Lotnictwo towarzyszy mi od najmłodszych lat, a razem z tym chęć do obcowania z żywiołem jakim jest powietrze.

Decyzja była oczywista – szybowce, wybór aeroklubu również – Kielce-Masłów,  pomimo że mieszkam pod Warszawą to Góry Świętokrzyskie zajmują w moim sercu szczególne miejsce.

Zaczynam, tak więc okres zimowy to kurs teoretyczny w większości prowadzony metodą distance learning, do tego kilka spotkań w siedzibie aeroklubu – co daje możliwość poznania zarówno instruktorów, z którymi później będziemy mieli okazję się szkolić jak również współtowarzyszy naszej przygody. Kurs teoretyczny kończy się wewnętrznym egzaminem – udało się.

Czas więc na część praktyczną, czyli to na co wszyscy czekamy najbardziej.

Wstępne plany aby rozpocząć kurs w weekend majowy pokrzyżowała nam pogoda, przypominając już na samym początku, że to od niej w głównej mierze zależeć będzie cała nasza przygoda z szybownictwem.

Start szkolenia praktycznego został przesunięty na środek czerwca i wtedy też spotkaliśmy się już pełnym składem na EPKA.

 

Pierwszych kilka dni wszyscy robią wszystko razem pod okiem instruktora, tak aby w kolejne dni móc się już podzielić obowiązkami. Przygotowanie spadochronów, radia, pojazdów, wyhangarowanie szybowców i ich umycie oraz przeholowanie na start, przygotowanie kwadratu, rozciągnięcie lin – to poranny standard, który jeśli wykonamy prawidłowo pozwoli nam na wcześniejsze wzbicie się w powietrze – a to nas przecież najbardziej dopinguje.

Kiedy mamy już to  gotowe przychodzi czas na poranną odprawę na kwadracie, omówienie sytuacji niebezpiecznych i przypomnienie jak na nie prawidłowo reagować, omówienie warunków pogodowych, ustalenie kolejki lotów, przegląd szybowca przed lotem wraz z instruktorem i w końcu możemy zasiąść w kabinie szybowca. Jeszcze tylko pytanie od instruktora czy wszystko w porządku, zamykamy owiewkę, potwierdzamy gotowość do podczepienia liny i poźniej gotowość do startu, w radiu słyszymy ”Wyciągarka, naprężaj – Bocian dwie osoby” – widzimy jak lina przed szybowcem napręża się i czujemy jak szybowiec powoli rusza. W tym samym momencie z radia dobiega głos ”Lina naprężona – CIĄGNIJ” – i już po dwóch-trzech sekundach jesteśmy kilka metrów nad ziemią z prędkością bliską 100km/h i rozpoczynamy coraz to bardziej strome wznoszenie – kolejne dwadzieścia sekund i jesteśmy na wysokości trzystu metrów nad lotniskiem, wyczepiamy się i możemy już podziwiać widoki – ale tylko w pierwszych dwóch lotach, podczas których instruktor sprawdza nasze reakcje i zachowanie na to co się dzieje.

 

Trzeci lot to już nauka utrzymania szybowca w locie po prostej oraz wykonywania zakrętów podczas, których jesteśmy na tyle skupieni na utrzymaniu prawidłowych parametrów lotu, że widoki na zewnątrz nie są dla nas wtedy przeznaczone – i tak kolejnych pięć lotów.

Po wykonaniu swojej kolejki lotów pomagamy ogarnąć – czasami wydawać by się mogło na początku – chaos panujący na ziemi, zwłaszcza kiedy na starcie jest kilka szybowców.

 

Po lądowaniu szybowiec należy ściągnąć na początek pasa strtowego – miło jeśli nasze koleżanki czy koledzy wylądawali w miarę blisko, mniej przyjemnie jeśli musimy po nich jechać na drugi koniec lotniska. W tym samym czasie ktoś jedzie po linę, inna osoba spisuje wszystkie czasy lotów w chronometrażu.

Jednym zdaniem – Wszyscy mają co robić, nie ma czasu na nudę. Pomogamy sobie nawzajem, a jeśli jesteśmy zgrani i potrafimy podzielić między siebie obowiązki owocuje to finalnie kilkoma, a czasami nawet kilkunastoma lotami dziennie więcej – opłaca się.

Osiemnaście kolejnych wzlotów to nauka startów, lotu po okręgu oraz lądowania, a kiedy już to potrafimy przychodzi czas na postępowanie w sytuacjach niebezpiecznych, które dają nam możliwość wykonania kolejnych, przynajmniej ośmiu lotów.

Nadchodzi w końcu czas kiedy z poczciwego Bociana przesiadamy się na jeden dzień do Puchacza, a długą linę którą zwija wyciągarka zamieniamy na krótką, która zaczepiona jest do samolotu – dzień pełen wysiłku ale i niesamowitych wrażeń. Na ten dzień zaplanowane jest wykonanie dwóch lotów podczas, których nauczymy się wyprowadzać szybowiec z korkociągu, ale przy odrobinie szczęścia i dobrej woli instruktorów, której im nie brakuje, poznamy też – tym razem w praktyce – co znaczy przeciągnięcie statyczne i dynamiczne, spirala a może jeszcze inna figura akrobacyjna.

 

Kolejne dni to czas na doskonalenie tego co już potrafimy, cztery takie loty to minimum podczas których, przygotowujemy się do wykonania trzech lotów sprawdzających z instruktorem, który wcześniej nie brał udziału w naszym szkoleniu – to On zdecyduje czy jesteśmy gotowi wzbić się w powietrze samodzielnie.

Jak na początku napisałem, mi udało się tego dokonać 8 lipca – 22 dni od pierwszego lotu zapoznawczego – był to mój 44 lot.

W kolejnych dniach dokończyłem kolejkę dziesięciu lotów samodzielnych – co było zwieńczeniem ukończenia podstawowego kursu szybowcowego.

W międzyczasie udało mi się wykonać również ponad dwugodzinny lot na żaglu nad pobliską górą Klonówką, a niektórym z nas udało się również ”zabrać” na termikę.

Żywioł powietrza porwał wszystkich, po ukończeniu tzw. ”podstawówki” wszyscy kontynuowaliśmy kolejne zadania niezbędne do uzyskania upragnionej licencji pilota szybowcowego – loty termiczne, holowanie za samolotem i laszowania kolejnych typów szybowców.

Kolejne wakacje również planuję spędzić na masłowskim lotnisku, mam nadzieję w równie dobrej atmosferze i równie doborowym towarzystwie.

Także, do miłego na EPKA."

Andrzej Gieroń

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony