Przejdź do treści
Lot pożegnalny gen. dyw. pil. Sławomira Kałuzińskiego (fot. kpt. Krzysztof Nanuś)
Źródło artykułu

Lot pożegnalny gen. dyw. pil. Sławomira Kałuzińskiego

10 października, ostatniego dnia Zlotu-19 w 31. Bazie Lotnictwa Taktycznego odbył się pożegnalny lot gen. dyw. pil. Sławomira Kałuzińskiego.

Ten pożegnalny lot to dla mnie jeden z ważniejszych dni w życiu. Pamiętam ten pierwszy, który odbyłem 22 lipca 1976 r. popołudniu w Radzyniu Podlaskim. To tam po raz pierwszy uniosłem się w powietrze. Sam sobie nie wierzyłem, że jestem w stanie to zrobić. Wierzyłem instruktorowi, który mnie szkolił.

Nie zapomnę też tego że od razu dostałem burę, bo wyrwałem się z korespondencją:  „nareszcie sam!” że w końcu nie jestem tym który siedzi z tyłu, nie jestem ciężarkiem, tylko że wreszcie samodzielnie udało mi się polecieć.

To wtedy się zaczęło. Liceum lotnicze, szkoła w Dęblinie – w sumie osiem lat. Później liczne przenosiny, służba w różnych jednostkach, na różnych stanowiskach i ostatnie cztery lata w roli attache obrony w Chinach. Ten miniony czas to mnóstwo dobrych wrażeń i emocji.

Lata lotnicze? Najważniejsze, bo to moja miłość od lat dziecięcych. Wyboru dokonałem sam, wbrew rodzicom, nawet im nie mówiąc gdzie poszedłem, co chcę robić. Byli tego zupełnie nieświadomi.

Swoją pasję mogłem kontynuować dzięki bardzo wielu ludziom, którym tyle zawdzięczam, od których mogłem się uczyć, by później przekazywać doświadczenie młodszym kolegom
.


(fot. kpt. Krzysztof Nanuś)

Lotnictwo to miłość, która wymaga i pokory i szacunku, do ostatniego momentu, do ostatniej chwili, bo ciągle ma się związek i styczność z powietrzem, tym niezwykłym otoczeniem. Potrzebny jest w tym wszystkim ogromny szacunek ludzi, do techników, osób zabezpieczających loty. Są to niezwykle ważne ogniwa. I gdy ten mechanizm działa dobrze, gdy ludzie są zaangażowani w wykonywane przez siebie zadania, to wszystko przychodzi niemal samoistnie. Jednak stworzenie takiej atmosfery pracy wymaga dobrej woli bardzo wielu osób.

Lotnictwo to moje hobby, moja radość i moje szczęście, ale z drugiej strony ogromny wysiłek mojej rodziny. Jestem pełen szacunku dla nich i nie wiem czy do końca swojego życia będę w stanie im to oddać.

Dlatego chciałbym podziękować swojej rodzinie, gdyż w tym wszystkim jest ogromna zasługa mojej małżonki i dzieci. Bo włóczyliśmy się razem przez to nasze lotnicze życie. Dzieci też na swój sposób przeżywały rozstania i ciągłe zmiany. W szkole średniej jedna z moich córek osiem razy zmieniła szkołę, druga dziesięć. To świadczy dobitnie o skali ich poświęcenia
. – powiedział gen. dyw. pil. Sławomir Kałuziński.


Gen. dyw. pil. Sławomir Kałuziński (fot. kpt. Krzysztof Nanuś)

To, że swój pożegnalny lot miałem dziś na Zlocie, to naprawdę niezwykły zbieg okoliczności. Bo Zlot, dla mnie jako byłego dowódcy, to bardzo ważne przedsięwzięcie, niosące istotną ideę, przesłanie dla całej naszej lotniczej rodziny. Żeby ją tworzyć i szanować a jednocześnie być odpowiedzialnym za to co się robi.

Bo to służba, która pociąga za sobą duże ryzyko. Moich siedmiu kolegów już nie żyje. Zginęli śmiercią lotnika, w trakcie pełnienia obowiązków służbowych. To sytuacje z którymi trudno się pogodzić, ale z którymi trzeba się liczyć.

(fot. kpt. Krzysztof Nanuś)

Spełniło się dziś moje marzenie, zakończyłem 117 minut lotu samolotem F-16. Mogłem podziękować ludziom, którzy zabezpieczali moje loty, za to że byli ze mną i są z innymi kolegami, lotnikami wtedy, kiedy są oni w potrzebie.

Cieszę się, że obecni dziś na Zlocie moi młodsi koledzy, którzy są już dowódcami, pamiętają czasy naszej współpracy. Lata temu uczyli się ode mnie, a ja uczyłem się od nich, jestem im za to ogromnie wdzięczny
. – dodał generał.

kpt. Anna Issel

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony