Przejdź do treści
WGC, fot. Sebastian Kawa
Źródło artykułu

Sebastian Kawa na WGC: Dzień 5. Bezchmurny jak zwykle

Paskudne, poszarpane wiatrem noszenia. Ogromny tłok przed startem i na trasie. Tak można podsumować kolejny dzień latania. Wygrali znowu piloci, którzy potrafili wyczekać i dopaść na trasie pracujące teamy. Było ich trzy. Pierwsi polecieli Francuzi i bez towarzystwa dotarli do mety. Następnie odeszliśmy my i niestety dogoniły nas szybowce z Anglii i Włoch, ostatnią grupę poprowadzili Niemcy.

Ponieważ był straszny tłok dzisiaj była bardzo duża narada kapitanów co z tym zrobić. Oczywiście nic nie da się na to poradzić, ale zabronili krążenia w lewo w promieniu 10 km. Dla odmiany zezwolili „wdryfować” z kominem w tą strefę, co przy tym wietrze oznacza, że przedryfujemy w kominie przez całe 10 km i stale będziemy krążyli w prawo, jeśli ktoś tak rozpocznie.

P.S.
Moje trzy grosze.

Wreszcie ciepło, ale każdy ma już dość wiatru i na usta cisną się słowa :-Nie szumcie wierzby nam…Wprawdzie partyzanckie działania mamy raczej  już za sobą, bo już chyba naprawiliśmy wszystko co było do naprawienia i uładziliśmy swoje sprawy, lecz deprymujący wiatr nie milknie i zmienia zawody w loterię. Niebo bez skazy, przez większą część dnia depczemy uszy własnego. Błota zmieniły się w pękający czarny beton gdyby nie wiatr, to przy takim nagrzaniu gruntu nawet na bezchmurnej byłoby przyzwoite  latanie, ale w koronach drzew parkingu ciągle huczy jak w górach przy wietrze halnym a po wyschniętych polach ścigają się zagony pyłowe.

Przy takiej pogodzie w Polsce  nawet podczas zawodów nie zdejmuje się kłódek z wrót hangarów. Chory na nieuleczalny optymizm task setter ciągle wyznacza ambitne trasy i zmiany zadań na starcie stały się codziennym ceremoniałem. Wczoraj starty otwierali piloci klasy światowej i club. Mieli jeszcze w miarę normalne warunki pozwalające na osiąganie wysokości rzędu 800-1200 m nad terenem, ale piloci klasy standard już po odczepieniu bawili się w agrolotników i spuszczali nadmiar balastu.


Czytaj cały wpis na stronie Sebastiana Kawy.

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony