Przejdź do treści
Sebastian Kawa na podium w Sisteron
Źródło artykułu

Blog Sebastiana Kawy: Spóźnione nowinki

Nie było internetu, więc fundujemy odgrzewana zupkę. Pogoda zmarnowana mści się. To stare porzekadło szybowników, sprawdza się po raz kolejny jak i to, że gdy chcesz mieć deszcz na pustyni to zorganizuj tam zawody szybowcowe.W pierwszym dniu zawodów piękne cumulusy defilowały cały dzień nad górami. Następny poranek też ukazał w pełnym słońcu piękno okolicy, ale wkrótce zachodni wiatr rozciągnął nad nami grubą warstwę wysokich chmur i lało  jakby płanetnicy zbytnio uraczyli się w Irlandii wyrobami z jęczmienia i pomylili miejsca dostawy wodnego ładunku.

Trzeba przyznać,że organizatorzy wspierani przez lokalne władze z rozmachem przygotowali oprawę imprezy. Jest dużo informacji prasowych o mistrzostwach. Na miejscu funkcjonują ekipy radiowe i TV. Dla przyjezdnych widzów zorganizowano parkingi, stanowiska handlowe, gastronomiczne i punkty informacji. Przygrywają ciągle zespoły muzyczne. Wczoraj Antyklimax koncertował przy księżycu do północy.

Turystyka jest ważna dla tego regionu, toteż nie zapomniano o podesłaniu olbrzymiego samochodu pełniącego rolę świetnie wyposażonego biura promocji i informacji turystycznej.

Postarano się też o promocję lotnictwa. Urządzono wystawę malarstwa. Było sporo plansz informacyjnych. Przy baszcie strzegącej wjazdu do Sisterone wita podróżnych podwieszony na linach szybowiec a inny zdobi wnętrze centrum handlowego.

Akrobacje Swifta i samolotu Extra wypełniają luki programu lotniczego, wieczorem balon na uwięzi podnosił z ziemi setki amatorów widoków z wysokości katedralnej wieży. Kilku spikerów na bieżaco komentowało wydarzenia a przebieg lotów można śledzić na dwu dużych ekranach, oraz w internecie.

Tu jednak zakończę pochwały. Nastąpił regres w stosunku do tego co w dziedzinie wizualizacji przygotowano w N.Zelandii i Chile.Mimo niewielkich odległości od lotniska są luki w przekazywaniu sygnałów, system często zawiesza się i przekazuje niewiele informacji pozwalających na bieżącą analizę sytuacji ekscytują kibiców, obraz jest bardzo skromny, ale obiecują,że w Paryżu już pracują nad poprawieniem wizualizacji i lada moment powinno być lepiej. Zupełnie niezrozumiały i wręcz naganne jest to,że od trzech dni nie ma wcale internetu choć sponsorem i właścicielem łącza jest Orange, gdyż… zepsuł się router.Weekend święta rzecz. Gdybym wiedział to bym przywiózł, bo mam zapasowy.

Mimo świetnych warunków prowadzący zawody przedstawiciel FAI, Sprekley, zaplanował wyścig na dystansie zaledwie 244 km. Piloci w zwartej ławicy przelecieli nad lotniskiem po odliczeniu czasu startu i pomknęli ku górom na północnym zachodzie. Mraczek i kilku innych celowali na wierzchołek góry na trawersie Gap, gdzie od rana funkcjonował komin formujący ciągle nowe cumulusy.Koncepcja z pozoru dobra, bo stąd mogli polecieć nad „wielki piec” Pic de Burre , przy którym był punkt zwrotny. Jednak jak to bywa akurat w tym momencie pracowity komin przygasł. Mraczek musiał długo walczyć, aby nie pogonić swej ekipy na wycieczkę w teren. Zanim się wygrzebał nie było już szans na dolecenie do mety wśród pierwszych dziewięciu zawodników. W zawodach Grand Prix tylko te miejsca są punktowane, toteż zawrócił na lotnisko. Sebastian odszedł od razu pod szlaczek cumulusów prowadzący zdecydowanie w bok od trasy, ale też na nawietrzną stronę gór przed punktem zwrotnym. W jego ślady poleciała większość konkurentów.  W zawodach Grand Prix wprowadzono ograniczenie obciążenia powierzchni  skrzydeł  do 50 kg/ metr kwadratowy, a optymalne dla niej jest obciążenie 56 kg/ m.To tak jakby z tego małego szybowca  wysadzić pasażera, toteż przy mocnych warunkach trochę odstaje na przeskokach w stosunku do ciężkich szybowców.

Miało to swoje dobre strony, bo część groźnych przeciwników poleciała na wprost licząc na to,że nasłoneczniona strona Pic de Burre zafunduje im dobry komin. Sebastian pamiętał jednak o przykrości jaką w ubiegłym roku w podobnych okolicznościach zafundowała mu ta góra, toteż najpierw wzniósł się na żaglu po zachodniej stronie góry a potem przedefilował wprost nad szczytem.Nie dziwi, że wiedzieli o takiej pułapce Francuzi. Oni rozegrali to w podobny sposób, aby zdobyć wysokość potrzebną na długi przeskok przez dolinę do Morgon i punktu zwrotnego za jeziorem Poncon. Tam Sebastian przeskoczył górą wiodącą grupę i ciągnął przez Parkur biały korowód. Ventusy Didiego i Galetto w mocnych prądach zboczowych miały przewagę nad niedociążoną Dianą i w szybkim locie bez krążęnia na odcinku około 80 km zyskali około 400 m przewagi wysokości. Wydawało się, że karty rozdano, ale póki piłka w grze… Po osiągnięci trzeciego punktu zwrotnego na krańcu górek koło Digne Didier z Galetto wrócili nad nawietrzne zbocza łańcucha, a Sebastian odleciał w dolinę obok St.Auban. Komentator ocenił taką rezygnację z energii prądów zboczowych jako duży błąd. Tymczasem w błędzie był on.

Nad doliną formował się świeży szlaczek, który wyniósł Sebastiana nad prowadzących rywali i na dystansie kilkunastu kilometrów  pozwolił przegonić ich w drodze do mety. T.K. 

Więcej zdjęć znajdziesz tutaj.

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony