Przejdź do treści
BLOG - Piotr Lipiński
Źródło artykułu

Lato 2012 - Ziemia, ziemia i książki

Szkolenie w Kanadzie było bardzo profesjonalne i na poziomie. Zresztą to moje kolejne spotkanie z FSI (Flight Safety International) i za każdym razem jestem pełen podziwu jak na luzie można dobrze szkolić. Z ciekawostek, to udało się załatwić wycieczkę do fabryki Bombardiera (po drugiej stronie ulicy), gdzie można było zobaczyć 4 Q400 dla Eurolotu w rożnym stadium "rozwoju". Bardzo ciekawe doświadczenie, niestety aparaty i telefony trzeba było zostawić u „security” po obejrzeniu filmu jak należy się zachowywać podczas wycieczki.

W przerwie pomiędzy wykładami biegałem zobaczyć, czy uda się zobaczyć pierwszego kołującego Q400 w barwach K2 (Eurolot). Raz sie udało, ale tak szybko pędziłem przez parking, że potem przez 15 minut nie mogłem tchu złapać. Ale pierwsza fotka Bombardiera poruszającego się o własnych silach była...


Jeden wieczór poświęciłem z kolegą na wyprawę do USA. Ponownie widok Niagary Falls, dokumenty do sprawdzenia i dwie godziny na załatwienie spraw. Zanim się obejrzeliśmy znów byliśmy w Toronto.

Szkolenie szło pełną parą, a instruktor który wcześniej latał na wszystkich dużych Dashach ciekawie opowiadał o różnicach pomiędzy podtypami i dlaczego niektóre rozwiązania są nie do przeskoczenia. Czas na pewno się nie dłużył. W budynku były też symulatory DHC6/7/8-200,300 i 400. Niestety, tym razem nie było czasu na "polatanie". Najbardziej żałuje, że tuż obok "przeleciała" szansa na parę "kręgów" na 4 silnikowym Dashu 7. To jest dopiero samolot! Może kiedyś...

Zdjecia: 1, 2, 3

Po ukończeniu "Q400 initial ground course" pożegnałem się z kolegami, którzy rozpoczynali szkolenie na symulatorze i wróciłem do kraju.

Na spokojnie mogę powiedzieć, że Q400 ma więcej wspólnego z "Jetem" niż "Turbopropem". Awionika bardzo zbliżona do EMB145.

Nawet osiągi na początek są bardzo zbliżone do siebie. Silniki Q400 sa dwa razy mocniejsze niż silniki ATR72, które obecnie latają w K2. 10000 koni to jest to! Wznoszenie liczymy nie w setkach, a w tysiącach stóp na minutę i to do tych wysokich poziomów przelotowych włącznie. ATC (kontrola ruchu powietrznego) bez problemu będzie łączyła ten typ samolotu z odrzutowcami. Nad głowami pilotów w kokpicie trochę już bardziej "archaicznie" i nawet "starszo" niż w ATRku. Niestety to spuścizna po Dash8-200/300. To tak, jak B737 Classic musiał być podobny do 737-200 i na nieszczęście 737NG musiał być podobny do 737 Classic...

A jak ten samolot lata? Aby to sprawdzić poleciałem do Farnborough pod Londynem, aby się samemu przekonać.

Następny FSI i też bardzo pozytywne odczucie. Ciekawostką była wywieszona przed budynkiem flaga Eurolot.com. A samolot... duże szyby i łatwy do kołowania. Trzeba sporo nogi do startu i BARDZO dużo nogi i jeszcze lotki podczas symulowanej awarii silnika. Duże mocne silniki i duże śmigła obracające się w tą samą stronę robią swoje. Dwie krótkie sesje na rozgrzewkę i czas na szkolenie ZFT (Zero Flight Time), które ma zastąpić loty szkolne. Pełen briefing przez super doświadczonego instruktora Q400, który będzie "leciał" z każdym z nas. W programie 6 startów i lądowań w różnych konfiguracjach. Oto jak wyglądało jedno z nich:




Ostatnie egzaminy kolegów, jeszcze spotkanie z prowadzącymi szkolenie instruktorami. Dla "naszych" pilotów same pochwały. Zresztą widziałem wszystko podczas szkolenia i wiem, że mówią prawdę. Znów do domu.

Aby samolot był oficjalnie wprowadzony do AOC (Certyfikat Przewoźnika Lotniczego ) potrzeba jeszcze wykonać lot pokazowy przed Urzędem Lotnictwa Cywilnego. Tym razem lecę na jumpie (jumpseat) z WAW do KRK i z powrotem. W ATRku tak jakby było więcej miejsca dla obserwatora i sam fotel jest wygodniejszy - o ile cokolwiek, co jest pod katem 90 stopni można uznać za wygodne do siedzenia. Za to wszystko bardzo fajnie widać szczególnie przy lądowaniu


choć w locie też, jak widać, nie jest źle

A jak z punktu widzenia paxa? Na pewno szybciej, wyżej, ale więcej nie jestem w stanie powiedzieć, ponieważ nigdy nie leciałem Q400 poza kokpitem .

W międzyczasie będąc na kilku-dniowym urlopie zastała mnie wiadomość, że moja firma Air Poland złożyła papiery o upadłość. Ta część urlopu była spędzona na "telefonie" starając się pozamykać sprawy. To nie jest łatwe ani przyjemne... ale wspomnienia i owszem...



Co dalej? Czas pokaże. Jak to mówią Amerykanie "it ain't over till the fat lady sings". Trzymam kciuki, że coś dobrego się jednak wykluje. Mam nadzieję, że w następnym "odcinku" będę mógł wszystko opisać i to z happy endem.

Teraz jednak mam jeszcze jedną sprawę na głowie. Za 10 dni wylot na następne - tym razem pełne - szkolenie na typ. 5 tygodni w ławce i w symulatorze pod Londynem - akurat podczas olimpiady. Wątpię czy nawet znajdę czas na włączenie TV.

Piotr Lipiński

PS: tak, bardziej na wesoło... kiedy koleżanka z pracy (FA) dowiedziała się, że kapitan ma żonę...

 


Czytaj również: pozostałe wpisy z blogu Piotra Lipińskiego
 

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony