Przejdź do treści
Air Museum Vyskov
Źródło artykułu

Air Museum Vyskov

Do Włoch jeżdżę regularnie od siedemnastu lat. Kilka razy w roku szkolę tam paralotniarzy. Niezliczoną ilość razy przejeżdżałem pasem startowym byłego lotniska w Vyskovie. Zgromadzono tam sporą ilość latającego sprzętu Czeskiej Leteckiej Armady i nie tylko. O tym co jeszcze jest tam zgromadzone miałem dowiedzieć się niebawem.

Południe. Słoneczny żar się z nieba leje, a my jedziemy motocyklem. Przez Olomouc na Brno. Po drodze decydujemy, że oto nadeszła chwila by zwiedzić Air Muzeum, które wiele razy zamierzałem odwiedzić, ale nigdy nie było na to czasu. Teraz czas jest, a piekielny żar skłania nas do nadłożenia paru kilometrów, by wypocząć nieco w cieniu starych, wielkich drzew. Jadąc w stronę Brna trzeba było dojechać do miasteczka, a następnie wrócić drogą równoległą do pasa startowego.



Krysia decyduje się odpocząć a ja biorę aparat i ruszam na podbój „aviacjonnej tiochniki”. Wstęp kosztuje równowartość 1 euro, które wypłacam w drobnych centach. Okazuje się, że nie jest to muzeum państwowe, lecz utworzone przez fundację, która za cel postawiła sobie ratowanie wszystkiego, co niegdyś latało. I nie tylko. Na próżno szukać tam gmachu wystawowego z gablotami i innych fajerwerków. Zbiory zgromadzone są na drodze kołowania i płytach postojowych, a drobnicę poukładano w wiatach. Widać, że cienko przędą. Zbiorów strzegą i opowiadają o nich „chłopaki” o średniej wieku powyżej pięćdziesiątki. Prawdziwi pasjonaci.



Na ekspozycji znalazłem wszystkie typy treningowych i bojowych samolotów i śmigłowców używanych po wojnie przez Czeską Armadę. Niektóre typy radzieckich samolotów były mi nieznane, bo polskie lotnictwo ich nie używało. Sporo jest eksponatów z grupy „archeologii lotniczej”. Samoloty, silniki, uzbrojenie – wszystko wykopane i wydarte ziemi. Niektóre z czasów Wielkiej Wojny. Można obejrzeć tam również rakiety taktyczne z wyrzutniami samobieżnymi i bez. Na koniec zatrzymuję się przy sporek kolekcji armat i haubic oraz czołgach i innym pancernym „orużu”. Po godzinie łażenia w pełnym słońcu mam dość. Poddaję się i uciekam do cienia.



Podsumowując zwiedzanie – nie żałuję. W muzeum nie ma jakichś wspaniałych okazów, ale to co udało się zebrać i pokazać ludziom, to kawał dobrej roboty. Dobrze, że są ludzie którym się chce, bo dzięki nim za kilka lat będzie jeszcze co pokazać naszym potomkom.

Leszek Mańkowski

Więcej zdjęć tutaj.

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony