Przejdź do treści
Źródło artykułu

Relacja z Rajdu Samolotowego na Litwę

Sekcja Samolotowa Aeroklubu Warszawskiego rozpoczęła sezon 2015 od Rajdu Samolotowego na Litwę, który odbył się w dniach 8-10.05.2015r. Poniżej relacja z rajdu Piotra Woźniaka.

Prowokacja
70-tą rocznicę zakończenia II WŚ uczciliśmy kolejnym zajazdem na Litwę. Nie był to w prawdzie rajd Nocnych Wilków, ale 19 samolotów u granic obwodu Kaliningradzkiego w dniu święta Wielkiej Wojny Ojczyźnianej pachniało prowokacją. Latanie w szyku to kolejny etap lotniczego wtajemniczenia i choć nie udało nam się ustawić w ciasnej formacji bojowej typu delta, to i tak dość sprawnie po odprawie Komandora Rajdu lecieliśmy z Suwałk w stronę VABER. Marek w czasie łączności z FIS Olsztyn podkreślał, że mamy pokojowe zamiary, co nie zmienia faktu, że dwie pary dyżurne podniosły stopień gotowości bojowej – jedna w Czkałowsku, druga w Szawlach.

Podejście do lądowania w EYRD
Jest postęp. Szyk był „zwarty”, dolot i podejście do EYRD „wzorcowe”. Po kolei, z separacją, do pozycji z wiatrem lewy do 01, elegancko, po kolei wszyscy, no prawie wszyscy... bo przecież szewc bez butów chodzi, a ... Sędzia... zna przepisy... lepiej.



Rosyjski sabotaż
Piękny sobotni CAVOK zapowiadał wspaniały lot do EYSI, w rejonie Mierzei Kurońskiej. Po uruchomieniu silnika, w czasie rutynowej kontroli łączności stwierdziłem, że coś okropnie zakłóca moje radio z pierwszego zestawu. Przy nadawaniu dwóch spośród kolegów w moich słuchawkach rozlegało się wycie syreny! Nikt inny poza naszą załogą tych zakłóceń jednak nie słyszał, a drugi zestaw działał sprawnie i nie było zakłóceń, więc ustawiliśmy się w kolejce do startu. W majowym słońcu delektowaliśmy się widokami. Wyobraźcie sobie narastające emocje Rosjan przy radarach w obwodzie Kaliningradzkim, kiedy pojawiały się kolejno echa pierwotne naszych samolotów w pobliżu ich granicy, blisko, baaardzo blisko! 20 ech, w dzień „Pobiedy”!

Miłe lotnicze spotkanie z kolegami z Litwy na lotnisku w Siłute, pokaz replik Sopwith Camel i Jungmanna w locie oraz na ziemi, a także krótki lot wzdłuż Mierzei Kurońskiej do Kłajpedy to materiał na odrębną opowieść. Tymczasem „syrena” w moim pierwszym zestawie nie dawała mi spokoju... Nadszedł czas powrotu do Rudziszek. Silniki wszystkich samolotów już podgrzane, pierwsze samoloty drgnęły rozpoczynając powolne ustawianie kolejki do startu, gdy nagle usłyszeliśmy w radio komendę Tadeusza – „Wszyscy wyłączyć silniki!” Okazało się, że Jaro SORO „złapał gumę”. Cóż coś się dzieje, wreszcie coś ciekawego. Od razu ochoczo przystąpiliśmy do naprawy, przy czym nastąpił wyraźny podział na „fachowych doradców”, „mechaników ubabranych w smar po łokcie” i „lożę szyderców”. Obrazki jak z PRL-u wplecione w Nową Rzeczywistość. Co to znaczy, że nie ma podnośnika – w dziecięciu chłopa za skrzydło nie podniesiemy? A jeden kręci śruby, a dwudziestu patrzy! No i ten wspólny czyn – szybko usprawnił samolocik SORO, choć jak się okazało potem tylko na czas lotu, bo lądowanie znów na „flaku”.

Tymczasem „syrena” w mojej głowie ćmiła niepokój... Było już tylko ze 20 mil do Rudziszek, kiedy w eterze odezwał się Tadeusz: „słuchajcie Kowno mi mówi, że ktoś z nas leci z włączonym sygnałem alarmowym ELT, dla nich to dziwne, bo widzą tylko sygnał mojego transpondera, a wiele mil za mną przemieszczający się sygnał ELT”. Gorąca fala zalała mi umysł! Patrzę w ciasny kąt tablicy po lewej na dole, a tam blink, blink – czerwona dioda ELT! Szybkie naciśnięcie guzika „reset” i zapanowała wielka cisza, przemieszana z ulgą i zażenowaniem: ”Tadeusz, to mój nadajnik emitował sygnał, India Oscar November”. Cholera, tylko jak się uruchomił? To pytanie nie daje mi spokoju do dziś. To musiał być jakiś ...rosyjski sabotaż!

Front
Sobotni wieczór w Rudziszkach wyraźnie podzielił się na: bania, po bani, oraz na bani, a także sabat ...wróżek tzn. meteorologów, którzy próbują odgadnąć przyszłą pogodę. Z zachodu nadciąga front ciepły, za nim chłodny, który go dogania, szykuje się okluzja frontów, bałagan, deszcz, burze i czort wie co jeszcze. Niedobrze. Narada wodzów, tablety wędrują z rąk do rąk, niczym fajka pokoju. Ten i ów pokręci ze znawstwem głową. Cóż jedyna szansa dotarcia na niedzielne wybory prezydenckie w Polsce, to ruszyć przed południem. Ze zwiedzania Wilna nici.

Niedzielny poranek na Litwie ciągle CAVOK, a dokładniej bluCavok – błękitne, bezchmurne niebo. Aż trudno uwierzyć, że gdzieś tam w bliskiej Polsce przewalają się fronty i zmagają żywioły. Teraz, albo nigdy! Ruszamy. Już wiemy, że po prostej nie da się dolecieć do Warszawy. Forsujemy pogodę prostopadle. Do „Suwałek” (oryginalna wymowa z eteru) pogoda bez uwag, w razie czego będzie gdzie zawrócić i wylądować za 40 PLN (nowy zarządca – nowa stawka). W eterze na „naszej” 123.45 poruszenie. Forpoczta raportuje, że wprawdzie pogoda siada, ale tu i tam jest „malinowo”. I tak po tych krzaczkach malin zlądowaliśmy szczęśliwie w komplecie w Kikitach, co niektórzy z przesiadką w hub-ie Kętrzyn, po paliwo. Czekając na kolejnych lądujących w Kikitach rozpoczęliśmy montować zespół muzyczny, żeby zaintonować „Oprócz błękitnego nieba”. Obsadziłem gitarę – super, ale fortepian – rozjechany. Zygmuncie z Kikit, błagam zrób coś z tym instrumentem, bo ...jak żyć, jak żyć.

Z Kikit do Babic
To był już tylko szur.
Z notatki służbowej (na polecenie Tadeusza, czyli Operacyjnego) Don Pedro,
czyli tajemniczo podążający za Wami szpieg (SP-ION) z Krainy Dreszczowców
Piotr Woźniak
Foto: Bogdan Kafarski

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony