Dzień 1.(26.07)-Dobry początek
Można śmiało powiedzieć, że to był polski dzień. My mamy pierwsze miejsce w klasie Dwumiejscowej, drugie zajął Tomek Rubaj w Standardach, trzecie Tomek Krok w Clubach a czwarte i piąte chłopaki w klasie Światowej. Ponadto wszyscy piloci z naszej ekipy dotarli bezpiecznie na lotnisko. Jak na początek, to całkiem nieźle.
A miało być nielotnie... Wszelkie znaki na niebie wskazywały na kolejny dzień techniczny. Jednak determinacja organizatorów poparta dobrą informacją o pogodzie z okolic Kowna i Wilna pozwoliła na wystartowanie do pierwszej konkurencji. Organizator dla wszystkich klas wyłożył konkurencje obszarowe w kierunku na północ od lotniska w Pociunai. Początkowo starty przebiegały w słabych warunkach. W pewnym momencie nawet zostały przerwane z powodu rzęsistego deszczu, który przechodziła właśnie nad lotniskiem i zmusił pilotów do zamknięcia się w swoich szybowcach. Nasze najmniejsze szybowce wylądowały na lotnisku, gdyż nie miały szans na kontynuowanie przelotu. Jednak jak tylko deszcz ustał padła komenda do startu i ponownie dziesięć Wilg zabrało się do mozolnego wyholowywania szybowców do pierwszej konkurencji.
Po wyczepieniu nawiązaliśmy łączność z naszą bazą i dość szybko osiągnęliśmy bezpieczną wysokość. Warunki w rejonie lotniska nie sprzyjały do szybowania. Początkowo wznoszenia były słabe a podstawa ledwo osiągnęła 800m. Przemieściliśmy się w rejon punktu startu oddalonego o ok. 10 km na północ od lotniska, mając nadzieję na lepsze warunki. Po otwarciu startu lotnego z uwagi nikłą szansę na poprawienie się warunków postanowiliśmy „uciec” do przodu, po trasie nawet kosztem niższego odejścia. Przecięliśmy linię startu na wysokości ok. 300 m poniżej podstawy i natychmiast napotkaliśmy silne wznoszenie, które wyniosło nas na wysokość ok. 1 100 m, więc postanowiliśmy zameldować sie na starcie ponownie, aby wykorzystać nabrana wysokość. Poniżej krążył inny Duo Discus z czeską załogą, który skwapliwie usiłował podążyć naszym śladem.
Początkowo warunki były dość słabe, pod chmurami bez podstaw. Mozolnie posuwaliśmy się na północ, wzdłuż naszej trasy, wykorzystując każdą okazję do utrzymania nabranej wcześniej wysokości. Staraliśmy się trzymać wysoko i nie zniżać lotu poniżej 700 m z powodu słabnących, wraz ze spadkiem wysokości, wznoszeń. Lusterko początkowo pokazywało prędkość ok. 80 km/h, co nie było może imponującym rezultatem, ale na tę chwilę koncentrowaliśmy się przede wszystkim na zaliczeniu sektora bez żadnej większej wpadki. Po osiągnięciu obszaru w okolicy miasta Kavaskas napotkaliśmy szlak cumulusów, który rozbudził nasze nadzieje na zwiększenie prędkości. I rzeczywiście, dokładnie w tym miejscu, w którym Janusz spodziewał się wznoszenia 3 m/s trafiliśmy na „komin dnia”, który na uśredniaczu wykazał wartość 3,3 m/s. Nabraliśmy wysokości i dalej wzdłuż szlaku polecieliśmy dalej na północny zachód. Eskapada opłaciła się, gdyż średnia prędkość wzrosła nam do zawrotnej wartości 89 km/h. Po doleceniu do końca szlaku zawróciliśmy na południe w stronę ostatniego obszaru i naszego lotniska. Wykorzystując każdą możliwość na nabranie wysokości zaliczyliśmy ostatni obszar w rejonie elektrowni i prawie bez krążenia skierowaliśmy się do domu. Po drodze spotkaliśmy inne polskie szybowce, które mając juz bezpieczną wysokość dolotową, szybko mknęły w stronę lotniska w Pociunai. Na samym dolocie zdążyłem jeszcze odczytać z lusterka średnią prędkość 91 km/h, co uspokoiło nasze przewidywania, co do ostatecznego wyniku w tej konkurencji. Teraz tylko trafić w linię mety i można spokojnie lądować.
Całość relacji Marka Szumskiego oraz więcej informacji na stronie polskiej reprezentacji.
Komentarze