Przejdź do treści
Źródło artykułu

ADS-L: Widzieć i być widzianym, czyli Electronic Conspicuity

Przez lata namnożyło się standardów wymiany informacji o położeniu statku powietrznego w przestrzeni powietrznej. Zaczęło się od radarów pierwotnych potem wtórnych. Jednak rewolucję wprowadziły dopiero tanie urządzenia zaliczające się do grupy "Electronic Conspicuity" czyli urządzeń zapewniających tzw. "Widoczność Elektroniczną". Urządzenia te w sposób ciągły "rozsyłają" swoją pozycję. Do najbardziej popularnych standardów i relatywnie niedrogich zaliczyć należy: ADS-B, OGN, FLARM, FANET, RemoteID BT i RID WiFI i... aplikacje mobilne.

Jednak zasadniczym problemem tychże standardów jest brak ich wzajemnej kompatybilności. Innymi słowy ktoś kto miał na przykład OGN, nie widział ADS-B. I na odwrót.

I aby rozwiązać ten problem, czyli połączyć w zunifikowany strumień danych informacje o położeniu statków powietrznych z różnych niekompatybilnych ze sobą protokołów, EASA uruchomiła projekt ADS-L. ADS-L ma być uniwersalnym standardem/protokołem wymiany informacji na poziomie fizycznym (np. na otwartych częstotliwościach SRD-86*) i poziomie aplikacji. 

Na rynku zaczynają się pojawiać już niedrogie urządzenia wspierające ADS-L. Niedrogie co oznacza cenę na poziomie 1000-2000 zł. Są też aplikacje mobilne wspierające ADS-L. Strumienie danych mogą być również agregowane przez popularne odbiorniki, takie np. jak te stosowane w popularnym serwisie FR24, a następnie dystrybuowane za pomocą aplikacji mobilnych. ADS-L może też retransmitować np. dane pochodzące z multilateracji, czyli określania pozycji na podstawie odebranego sygnału, przez kilka stacji jednocześnie.

Jednym słowem, ADS-L ma zapewnić, że zobaczymy więcej ruchu wokół nas, w sposób elektroniczny, a docelowo, cały ruch, oczywiście jeśli ten nie podejmie świadomiej decyzji, aby być "niewidzianym".

Należy jeszcze wspomnieć, że zgodnie z rozporządzeniem unijnym 666 w przestrzeniach U-space, czyli tych przeznaczonych dla lotnictwa bezzałogowego, urządzenie "¡Conspicuity" będzie obowiązkowe. W dużym uproszczeniu chodzi o to, że lecąc w takiej strefie i rozsyłając informację o swoim położeniu, drony będą mogły nas bezpiecznie ominąć.

Jak zawsze przypominamy, że niezależnie, ile elektroniki, ile tabletów i jak wielką mamy przekątną telefonu, pozostaje złota zasada, że w locie VFR posługujemy się przede wszystkim własnymi oczami.

EASA opublikowała serię Sunny Swift: ADS-L: see and be seen. Choć Polskie tłumaczenie pozostawia sporo do życzenia, to polecamy zapoznanie się (LINK).

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony