Szybowcowe Mistrzostwa Europy na półmetku – relacja
Od 7 lipca Sebastian Kawa rywalizuje z ponad osiemdziesiącioma, w tym pięcioma polskimi pilotami w słowackiej miejscowości Prievidza podczas 20 Szybowcowych Mistrzostw Europy. Zawody są już na półmetku. Potrwają do 21 lipca. Poniżej relacja Tomasza Kawy z udziału Sebastiana Kawy w Szybowcowych Mistrzostwach Europy.
"Lubimy Słowację, lubimy Nitrę, lubimy Prievidzę i tutejszych ludzi. Marzenie o możliwości latania w tym pięknym kraju sprawiły, iż doprowadziliśmy do podpisania na Żarze międzynarodowej umowy o możliwości latania nad przygranicznymi obszarami Czech, Słowacji i Polski już w czasach, gdy nawet ptaki wahały się przelecieć granicę na szczytach Tatr. Teraz na zawody organizowane w Nitrze i Prievidzy przybywają setki pilotów każdego roku. Gospodarze i entuzjaści szybownictwa spod zamku w Bojnicach dali już w 2010 roku pokaz swoich talentów organizacyjnych podczas otwarcia szybowcowych mistrzostw świata. Były pokazy lotnicze, był piękny balet w wykonaniu ślicznych dziewcząt, a nawet paradna musztra zespołu budowanych tu samolotów Dynamic. Wieczorem uroczyste przyjęcie uczestników na zamku w Bojnicach uświetnione fanfarami, palbą muszkietów i popisami sokolników.
Tegoroczne otwarcie było skromniejsze, ale także efektowne. Doświadczenie nabyte podczas organizowanych tu często zawodów procentuje wysoką sprawnością i porządkiem. Dobrze przygotowane odprawy przedlotowe nie trwają dłużej niż 10 minut. Lotnisko ma bardzo dobrą strukturę dla zapewnienia komfortu obsługi szybowców i pobytu uczestników.
W tym roku zbudowano asfaltowy pas startowy. 9 samolotów Dynamic pilotowanych przez doświadczonych pilotów bardzo sprawnie wyciąga szybowce w przestworza. Szkoda tylko, że nawet tutaj nie podjęto się wprowadzenia regulaminowych rozwiązań, event marker, czy slotów startowych, które zapobiegałyby sytuacji w której wielu uczestników wyczekuje na odlot liderów, a potem biernie wiezie się za nimi jak kaczuszki za matką. Metoda mało honorowa, ale gwarantująca dobry wynik tanim wysiłkiem. Jest to zmorą pilotów aktywnych i sytuacja jest dużo gorsza od momentu wprowadzenia urzdzeń Flarm, które mają zpobiegać kolizjom w powietrzu, ale przy okazji dają doskonała informację o pozycjach konkurentów. Wypacza to sens rywalizacji. W efekcie trudno wywalczyć indywuidualny wynik, różnice punktowe sa minimalne i zawodnicy latają w ogromnych rojach bo nawet kryjąc się poza zasięgiem wzroku nie można się w powietrzu ukryć przd zasięgiem radiowym tych urządzeń.
Sebastian ma taką „żółtą” kamizelkę i od lat gnębi go to, że konkurenci starają się mu ukraść punkty już na starcie.
Odlatują z parominutowym opóźnieniem, a potem odrabiają dystans wlatując wprost do wyszukanych przez niego wznoszeń. Pierwszą konkurencję rozgrywano w małym okienku między frontami jako wyścig AAT / z dowolnymi punktami zwrotnymi z obszarach nawrotów/ przy dwugodzinnym limicie czasu lotu. W trudnych warunkach Sebastian zdołał uciec spod kurateli i w samotnym rajdzie wysforował się sporo kilometrów przed ścigających.
Pod koniec wyścigu trafił na sytuację, w której wokół góry Klak rozmyły się chmury i musiał łukiem dolatywać do ostatniego punktu zwrotnego koło Trencina. Gdy ścigający go konkurenci dolecieli do Klaka, zmienił się już korzystnie układ chmur, więc lecąc na skróty minimalnie wyprzedzili Sebastiana. Nie zmartwiło nas to, bo „pierwsze koty za płoty” a różnice punktowe były minimalne. Łukasz Błaszczyk i Jacek Flis dobrze zainaugurowali zawody lokując się na 3 i 4 miejscu. W klasie klubowej tryumfowali Czesi, a Mirek Izydorczak i Marek Sawczuk wywalczyli miejsca w połowie stawki. W następnym dniu Sebastian i Łukasz Grabowski znów pełnili rolę zająca przed chartami. Zyskał na tym Radek Krejcirik z Czech, który odleciał 6 minut później i dogonił naszych pilotów. Zresztą jako jeden z niewielu konkurentów potrafi pokazać pazur i stać go na indywidualne rajdy, które potem procentują. Jego koledzy z klasy standard zajmując trzy pierwsze miejsca dowiedli, że zespół kierowany przez ojca Radka, Petra Krejcirika, nie będzie tu w roli statystów. W trzeciej konkurencji Francuzi, Litwin i Finn, zastosowali taktykę sztywnego holu za Sebastianem. Mimo to wygrał o sekundy na dystansie 352 km uzyskując średnią prędkość 129,7 km/h, ale różnice były tak małe, że pierwsze i drugie miejsce miało premię 886 , a trzecie i czwarte 884 punkty. Podczas lądowania Sebastianowi złożyło się podwozie. Zdarza się to w szybowcach. Skończyło się na niewielkich uszkodzeniach, które usunęliśmy do następnego dnia.
Można żartobliwie stwierdzić, że naśladownictwo Sebastiana tak weszło w krew niektórym pilotom, że w następnym dniu jeden z Francuzów powtórzył manewr lądowania bez podwozia.
W czwartej konkurencji świetnie rozgrywali lot nasi piloci klasy standard. Ł.Błaszczyk osiągnął drugi wynik, lecz w końcowej fazie lotu dwie kolejne chmury zawiodły Jacka Flisa i musiał zawrzeć nowe znajomości koło Topolczan.
Pogoda sprzyja. Rozegrano już 5 wyścigów. Wprawdzie wczoraj od strony Polski napłynęły chmury z krótką dostawą deszczów, ale nad Dunajem spodziewano się dobrej pogody, więc wygoniono wszystkich na ponad 400 kilometrowe trasy. Świetny i dowcipny twórca portalu meteorologicznego Flymet, Jan Horak, skwitował to stwierdzeniem, że w przypadku lądowania na Węgrzech nie jest konieczny pośpiech przy ściąganiu, bo zbliżają się deszczowe dni. Kilku pilotów wybrało taką opcję i dało zatrudnienie ekipom naziemnym. Sebastian zdołał uciec asyście i miał przyjemność lądowania na pustym jeszcze lotnisku, bo średnia prędkość 126 km/h przy dystansie 469 km pozwoliła wyprzedzić nawet pilotów z klasy club odlatujących na swoją trasę godzinę wcześniej.
Ze względów losowych musiał zrezygnować z udziału w mistrzostwach utalentowany Norbert Scarlet reprezentujący Rumunię w klasie standard. Dziś rankiem pojawiła się po zachodniej stronie nieba gruba ławica chmur. Mimo to przygotowaliśmy się do krótkiej konkurencji. Jednak pierwsze krople deszczu rozwiały wątpliwości. Odbój. Babcia Ewa będzie miała przerwę w podlewaniu ogródka, a piloci czas na dyskusje o swych sukcesach i niepowodzeniach. Na półmetku mistrzostw w klasie club prowadzi Niemiec Uwe Wahling, przed Madziarem Tomasem Ferencem, oraz Ivanem Novakiem z Czech. Mirek Izydorczak dzieli 13 i 14 miejsce z Markiem Sawczukiem. Nie musimy śledzić ich lotów na monitorze, bo Mirek jest lepszym sprawozdawcą sportowym niż Bogdan Tomaszewski. Klasę standard zdominowali Czesi. Prowadzi Louzecki przed Suchankiem, a Cink jest 4. Piątą pozycję utrzymuje Łukasz Błaszczyk. Bardzo ostra walka toczy się w klasie 15- metrowej, ale Sebastian i Diana 2 skutecznie bronią się na pierwszej pozycji. Drugą lokatę utrzymuje wierny cień naszej pary, Joris Vainius z Litwy. Przebojowy Radek Krejcirik latający na JS3 zajmuje 3 pozycję. Łukasz Grabowski jest piąty. Wróżono, iż deszczowy front będzie tym razem przez 3 dni podnosił poziom wód gruntowych, ale ten także leniuchuje jak poprzednie. Wygląda na to, że szybowce znów zawirują nad zamkiem w Bojnicach w niedzielę."
Tomasz
Komentarze