Przejdź do treści
Źródło artykułu

Sebastian Kawa: Wyścig z burzami...

W Alpach, nad Karpatami i górami Bałkanów nie mówiąc o północnych obrzeżach kontynentu dokuczają deszcze i wichury, a to co dzień pracowite słoneczko, kończą się żniwa, na drzewach dojrzewające  owoce,a na polach arbuzy, melony, papryka. Jednak wczorajsze niebo już o świcie dawało sygnały, że coś się zmienia w atmosferze. Pojawiły się ławice chmur średnich z których strzelały w górę niewielkie wieżyczki. Znak to,że w przedziale wysokości powyżej 3000 m nasunęło się chłodniejsze powietrze o sporej wilgotności i należy spodziewać się burz.

Takie też były meteorologiczne prognozy. Z tego powodu wyznaczono krótką, 200 kilometrowa, trasę wzdłuż granicy z Serbią do Dunaju i z powrotem. Kluczem do sukcesu, był taki dobór czasu lotu, aby zmieścić się w okresie największej aktywności termicznej a zdążyć do mety nim niebo zamieni się w piekło. Nie wolno było zwlekać z odwrotem, ale dość silny, ciepły i suchy wiatr przy ziemi nie stwarzał warunków do rozwoju kominów. Odroczono trochę start ziemny, ale tuż po dzwonach na Anioł Pański zabulgotało mocno podgrzewane powietrze i całe towarzystwo sprawnie wzleciało nad lotnisko.


W przegrzanych przy ziemi warstwach powietrza leniwie pracowały kominy, w przeszklonych kabinach pocili się piloci, a na ziemi wszelkie żywe stworzenia szukały cienia. Czas naglił. Fortpoczty nieprzyjaznych chmur znad Alp przeprawiały się już przez Balaton, ale bezchmurne niebo nie zachęcało do rozpoczęcia podniebnej gonitwy. Dopiero około 14-ej pojawiły się pierwsze obłoczki, toteż natychmiast odleciał Vladas Motuza z Litwy i pierwsza grupa pilotów. Choć Sebastian latał w roju nad lotniskiem większość zawodników nie bawiła się w gry przedstartowe, aby skubnąć prę minut przy odlocie i wieźć się wygodnie za liderem. Jedynie Niemcy po odmeldowaniu się na trasę wraz z Sebastianem zawrócili tuż za linią odlotu, aby po ponownym odlocie gonić go.


Nie udała się im ta zagrywka. Lekkie zmętnienie powietrza nie pozwoliło na obserwację lotu rywala a ten ostro i dość szczęśliwie w samotnym rajdzie gnał przed siebie. Już w połowie trasy dopadł parę Włochów, a wkrótce peletonik zgarnął kilku innych pilotów. Masa powietrza niosącego chmury i burze dotarła już do linii trasy, toteż Sebastian i towarzyszący mu korowód mieli obok punktu zwrotnego parę kilometrów jazdy bez krążenia we wznoszeniach fundowanych przez ni to konwergencję ni to front. Spory zysk.


Potem parę manewrów pod chmurami warstwowymi z których zaczęły już się wypiętrzać wielkie chmury i znów miałem przyjemność jako pierwszy witać swojego zawodnika na lotnisku. Przewaga czasowa w wyścigu nad konkurentami druzgocąca, ale zysk punktowy średni, bo czas lotu poniżej 3 godzin i paru zawodników nie ukończyło wyścigu. Sorry, taki mamy klimat… Burze zmoczyły trochę okolicę, ale ominęły lotnisko.

Dziś znów słoneczny ranek i śpiew ptaków w gaju przy lotnisku. TK


Aktualnie Sebastian Kawa zajmuje drugie miejsce i do prowadzącego Vladasa Motuza traci 353 punktów. Oficjalna strona zawodów: www.wgc2017.hu/

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony