Sebastian Kawa: Propozycja na wieczór Trzech Króli
U nas po pięknym dniu zapada noc. We wsi słychać śpiew ostatnich już w tym roku grupy kolędników, a dzwonek z kościelnej wieży pod Żarem wzywa do wieczornych pacierzy. Tymczasem za Andami podrywają się do lotu piloci uczestniczący zawodów Abierta-Cordillera i Predordillera poprzedzających mistrzostwa świata w wyścigach szybowcowych. W pierwszych reprezentują nas Sebastian Kawa i Łukasz Wójcik, natomiast w drugich na Jantarze Federico Buscema, który podczas mistrzostw świata w Argentynie wspierał nas ofiarnie swą osobą i samochodem.
Zachęcam do kibicowanie temu niezwykle sympatycznemu pilotowi z Argentyny. Zakładamy jego FAN CLUB. Na stronie: http://www.planeadores.cl/web/ po lewej stronie u góry w ramce Cameonatos znajdują się odnośniki otwierające transmisję internetową z Abierta-Cordillera /Andes Open/ i Precordillera.
Przy korzystaniu z przekazu (LINK) na którym są aktualne trakingi wszystkich uczestników można kliknąć na „satelite” u góry ekranu wówczas będzie widoczna rzeźba gór. Transmisja online jest źle prowadzona. Statyczny mało czytelny obraz, choć system Silent Wings ma możliwości przekazywania obrazu w różnych konfiguracjach, a nawet samemu można sobie wybierać interesujące nas programy i projekcje. Do mistrzostw zostało parę dni, więc operatorzy z pewnością podszkolą się. Zaniki sygnałów i przerwy w transmisji są wytłumaczalne. Piloci latają po takich odludziach, że sygnał radiowy nie jest w stanie przedostać się do anten zbierających dane o parametrach lotów szybowców. Sebastian jest tam oznakowany ikonką P, Łukasz Wójcik PL,Giorgio Galetto Y, Rene Widal AT, Carlos Roca 5B, Werner Aman WG, Federico Buscema ND.
Wyścig
Organizatorzy postawili dzisiaj zawodnikom wysoki tor przeszkód. Wpuścili ich na percie w paśmie Acancagua. Piloci czołówki w komplecie wybrali ryzykowny wariant bezpośredniego szturmu na niebotyczne szczyty przez wąski i bardzo głęboki kanion Parque Rio Olivares, ale zamiast oliwek zobaczyli figę.
Zwężający się wąwóz zamknął wysokim progiem dalszą drogę. Skały, choć czarne jak antracyt z Wałbrzycha, akurat zrobiły sobie sjestę.
Potrzebne było minimum 3700 aby wyjść nad próg. Sebastian z Galetto mimo usilnych starań zdołali osiągnąć zaledwie 3400m, podobnie inni.Cała elita musiała się ewakuować do tyłu. Piloci lecący za nimi już nie eksperymentowali tylko na widok wracających uciekli z wlotu wąwozu.
Ostrożniejsi od razu omijali wysoki masyw Aconcagua wzdłuż jego podnóża po zachodniej stronie, choć to także nie był relaksujący spacerek przez łąkę. Los uśmiechnął się dzisiaj do Jurgena Wenzla z Niemiec. W tym zamieszaniu trafił do windy, która wyniosła go nad feralny próg, więc mógł na wprost przebić się na zbocza Aconcagua. Ten mógł być już spokojny o wynik konkurencji. Topowi zawodnicy zdołali nadrobić straty i dogonić wiodącą grupę.
Jednak Sebastian nie byłby sobą gdyby nie sprawdził dlaczego pokonały ich białe góry. Nie wiem jak przebiegał jego lot, bo zniknął z obu systemów śledzenia na 2 godziny.
Dopiero gdy pod koniec dnia pokazał się na moment w tabeli na wysokości zmuszającej do korzystania z tlenu domyśliłem się. że znów boksował się ze skalnymi gigantami. Teraz widzę, że nie walczy już o wydłużenie trasy i mknie z zawrotną prędkością nad sznureczkiem szybowców ślizgających się ostrożnie do mety. Można sobie wyobrazić, że leci się „Mustangiem”. A co ?!
Którędy dalej ?
P.S. Podczas rozmowy telefonicznej po wylądowaniu podsumował lot krótkim stwierdzeniem: -Nie było łatwo…Tomasz
Komentarze