Przejdź do treści
Sebastian Kawa, ponownie u bram Ukrainy
Źródło artykułu

Sebastian Kawa: Ponownie u bram Ukrainy

Od poprzedniej próby uchylenia furtki nad Ukrainę minął miesiąc.Wypełniły go znów starania na szczeblu ministerstw, ambasady w Kijowie, Urzędu Lotnictwa Cywilnego, Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej itp. o uzyskanie zgody na lot docelowo- powrotny przez Gorgany do granicy z Rumunią.

W międzyczasie dotarła do nas zima. Jednak tym razem miało już nie być przeszkód formalnych, toteż gdy pojawiła się szansa na wystąpienie fali we Wschodnich Karpatach to Sebastian nie bacząc na paskudną pogodę podpiął wózek i pomknął na wschodnie rubieże Rzeczpospolitej.


Jego niezawodna Renault Laguna, mimo napędu na jedną oś, dzielnie wciągnął przez śniegi ciężką przyczepę z ciężkim ASH 25 na szczyt „Góry Czterech Wiatrów”.


Szybowiec zmontowano już w nocy i złożono plan lotu, aby o świcie być w gotowości gdy zaszumią smreki.


Halny zjawił się z regularnością przedwojennego pociągu PKP.


Szybowiec Pana Jensa Krogera ma silnik umożliwiający start z twardego pola wzlotów albo dolot do jakiego lądowiska w razie załamania pogody, ale jest zbyt słaby na start ze śniegu. W Bobulandii śnieg nie przeszkadza. Mocna wyciągarka może wyrwać szybowiec nawet z zaspy.


Lotnisko w Żernicy ma nietypowy układ. Na polu zachodnim mieści się hangar i tam jest ustawiana wyciągarka. Startuje się i ląduje pod stok. Z użyciem wyciągarki można osiągnąć wysokość około 400m. Jeśli chce się uzyskać dużą wysokość to wykonuje się najpierw niski start i ląduje na sąsiednim grzbiecie po wschodniej stronie rzeczki. Można też oczywiście przeciągnąć szybowiec samochodem terenowym. Start za wyciągarką ze wschodniego wierzchołka gwarantuje osiągnięcie ponad 1000 m wysokości. Przy wietrze sięgającym w porywach ponad 100 km/ godz. nie było to potrzebne.


Termika Karpatów, bo tak w pionierskich czasach określano występujące tu noszenia falowe, nie zawiodła.


Weteran wypraw w Himalaje SP-064 szparko wyniósł Sebastiana i Piotra Bobulę na wysokość umożliwiającą przeskok za Tarnicę.


Tam szybko uzyskali 5000m gwarantujące możliwość przekroczenia granicznej bramy wylotowej na wymaganym poziomie 10 000 stóp.


Zapraszały na wschód regularne szlaki rotorowe, toteż dęli w rogi, aby otwarto im furtę na Gorgany. Daremnie. Na Ukrainie nadal funkcjonuje znany nam sprzed lat system w którym pilot błagający kornie zawiadowcę o zezwolenie na lot był traktowany jak natrętna mucha. Dyspozytor ze Lwowa nie wyraził zgody na skorzystanie z drogi lotniczej wiodącej ku Bukowinie.


Jakże miło w tym zestawieniu zabrzmiały słowa z Okęcia: – Chcecie nad Tatry? Proszę bardzo. Następna rozmowa za 3 godziny przy zgłoszeniu opuszczenia obszaru lotów kontrolowanych. Przyznacie, że trochę się u nas zmieniło, gdy wróciliśmy do Europy.


Jednym skokiem przemieścili się nad Jaworzynę Krynicką. Czasu było jeszcze na tyle, że mogli się pokusić nawet o lot w Sudety i powrót do kolebki naszego szybownictwa, ale front z północnego zachodu niosący opady śniegu przemieszczał się szybciej niż przewidywały prognozy. Zawrócił ich znad Gorców. Zmienił się kierunek wiatru, więc  przy zboczach Radziejowej dość długo walczyli, aby pokazać się znów na ekranie radaru i nad chmurami gnać ku chałupie.


Trochę emocji dostarczyło jeszcze zejście znad chmur i lądowanie w mocarnych uderzeniach wichru. Tym razem szybowiec po zdjęciu skrajnych części skrzydeł został w hangarze Bobulandii. Mamy nadzieję, że podczas kolejnego podejścia uchylone zostaną graniczne wrota. Zdjęcia Piotr Bobul Sebastian. Tomasz K.

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony