Blog Sebastiana Kawy: Himalajskie bukiety dla naszych pań
Ucałowania dla wszystkich kobiet które na nas czekają. Krzysiek i dwóch Tomków polecą za chwilę do Polski z Katmandu i już wkrótce będą mogli przekazać życzenia osobiście. Ja mogę tylko przesłać ucałowania mamie, Ani, Oli i Martusi, Zuzi, Wiki i Ani. Wracamy ze Sławkiem i Tadeuszem za tydzień.
Dzisiaj znów były piękne warunki. Nauczyliśmy się już właściwie rozwoju pogody w wysokim ciśnieniu. Rano, dymiące zwiewanym śniegiem wierzchołki przyozdabiają się coraz niższymi kłaczkami cumulusa. Jest to moment, gdy przed narastającym zachmurzeniem można jak po schodach tuż nad wierzchołkami i tuż pod podstawami wspiąć się najwyżej. Stopniowo chmury pojawiają się na coraz niższych górkach i w końcu podstawa obniża się do wysokości 3000m -3500m. Góry znikają za szczelną pokrywą congestusów. W takich warunkach wdrapywanie się na szczyty jest już niemożliwe. Można polatać w wypiętrzonych chmurach, z dala od gór na przedgórzu, ale to oznacza oblodzenie. Nie pozostaje nic innego jak rajd wzdłuż wspaniale pracujących południowych zboczy, które pokrywają się z nasłonecznioną krawędzią potężnych chmur na odcinku 700km. Są doliny w których przebiega to trochę inaczej: w Manang jest bardziej sucho i gdy południe pokrywa już śnieg i deszcz w tej dolinie na północ od Annapurny cumulusy rysują podstawami na wysokości 5000m. Nadal jest to mało by wdrapać się nad szczyty, ale wystarczy do latania po trasach nad terenem na którym nie ma pól. Leżące tam lotnisko jest zbyt małe by z niego ponownie wystartować naszym ASH, który z trudem startuje w Pokharze.
Miejmy nadzieję, ze przyszły tydzień przyniesie jakieś nowe rozwiązanie. Niestety nadal latamy przykuci łańcuchem do wieży w Pokharze meldując się posłusznie co 20 minut. Trudno nam znaleźć uzasadnienie dla takiego postępowania, dlaczego nas tak traktują i dlaczego kolejny raz zezwolenie utknęło.
Komentarze