Blog Sebastiana Kawy: Dzień techniczny
Słońce nie dawało dziś cienia, toteż nawet Elmer zwątpił w możliwość latania. Ponieważ pylon ze śmigłem dość leniwie stawał do pionu a podczas lotu, nawet przy dodatnich temperaturach, nie miał ochoty wyjść ze swego schowka, postanowiliśmy zrobić użytek z akumulatorów zakupionych przed ekspedycją. Trzeba je było tylko połączyć w odpowiednie baterie. Sprawa prosta ,ale nie tutaj. Wczoraj przytarłem podeszwy w poszukiwaniu prostych złączek do akumulatorków. Poznałem dokładnie topografię sklepów w których można kupić w wszystko czym można omamić turystów,ale widok drobnego mosiężnego elementu wywoływał tylko wymowne otwieranie, lub wzruszanie ramion. Dziś całą trójką ruszyliśmy ambitnie poza obszar turystyczny miasta. Wiemy już gdzie można zemleć zboże, wiemy na którym poboczu drogi naprawić rower,albo zrobić łóżko,gdzie można kupić pralkę ,lub telewizor, ale większość indagowanych reagowało jak wczoraj. W końcu jeden z mechaników naprowadził nas na właściwy trop. Dotarliśmy do Hindusa handlującego odpowiednimi elementami. Teraz chłopcy wyżywają się w majsterkowaniu. Chmury gęstniały. Szczelnie pokryły pobliskie pagórki i po raz pierwszy widzieliśmy tu prawdziwy, rzęsisty deszcz i grad.Ma to swoje pozytywy, bo z deszczem opadł kurz, więc jutro panienki będą chodzić bez maseczek przeciwpyłowych. TK
Więcej wpisów znajdziesz na blogu Sebastiana Kawy.
Komentarze