Blog Sebastiana Kawy: Ale mną wytrzęsło
Opowieść Mortusia, pasażera na gapę. Tylko dla dzieci i dla mądrych dorosłych. Cześć jestem Mortuś, tajny agent. Zostałem wysłany na misję do Francji przez Olę i Martusię z Polską ekipą. Mam dopilnować, by nikt nie przeszkadzał Szefowi w jego misji. Szef lata białym szybowcem który nazywa się Diana i ma się bić z innymi pilotami, ale na razie nikt nikogo nie bił, tylko gadają i piją soczki.
Po wczorajszej po rozgrzewce dzisiaj były już prawdziwe wyścigi. Dziadek mówi, że nasze szybowce to takie rydwany jakimi wyścigowali się bardzo, bardzo temu, ale zamiast na arenie to my wyścigujemy się po niebie. Mówił też, że dobrze, że mamy tylko króla, a nie cesarza, albo jakiego trybuna, czy innego dyktatora, bo ten by dopiero coś mogły wymyślić niedobrego, że hooo…hooo…
Wszystkie szybowce napojone wodą ustawili równiutko na asfaltowej drodze. No nie do końca wszystkie, bo o dwóch zapomnieli. Widziałem jeden został w sklepie, a inny dynda koło zamkowej wieży w miasteczku Sisteron. W tym Sisterone to jest taki zamek cały z kamienia i na kamiennej górze. A w tej górze to pokopali takie długie korytarze jaskinie co w nich mieszkali jak wojowali. A dawniej to się jeszcze bardziej kłócili i bili niż teraz.
Dziadek mówi, że jak w mieście Bolonie ukradli wiadro to się o to wiadro bili z drugiem miastem ponad rok, potem nawet nie wiedzieli. Całkiem jak teraz jak kiedy chłopcy kopią i gonią za piłką, a inni się temu przyglądają w dziwnych czapkach i szalikach. Mówi też, że w tym zamku trzymali w takiej małej wieży naszego króla Jana Kazimierza jak był jeszcze królewiczem. Złapali go jak sobie płynął na wycieczkę do Hiszpanii, a tym ludziom, którzy go złapali nie podobało się, że inaczej mówi paciorek. Strasznie musiał biedaczek marznąć, bo ta wieża miała okienko z widokiem na ośnieżone góry, ale nie było tam żadnej szyby ani pieca. Było tylko wyrko z desek.
Te szybowce, które były na lotnisku miały lecieć na wyścig po wysokich górach były zważone dzisiaj mogły latać.
Trochę czekaliśmy aż zrobi się ciepło, bo przyszedł pan mistral i podobno z tego powodu było zimno
Chmurki wyglądały bardzo ładnie i Szef trochę się bał, że są zbyt ładne. Szef nie lubi za szybko latać Dianą. Przecież to księżniczka i nie musi się spieszyć.
Gdy startował zapakowałem się po cichutku do swojego miejsca koło mikrofonu i bardzo szybko tego pożałowałem. Podobno ten mistraaaaal robi wiatr. Zimny, północny i bardzo silny. Strasznie mną miotało po całej kabinie. A szybowiec latał dziobem w górę i w dół. Raz jak nas koło tej górki z masła porwało za ogon, to pikowaliśmy w dół, ale szef dał sobie radę. Mówił, że to tak powietrze się kotłowało, bo wiatr wiał z tamtej strony góry. Wznieśliśmy się nad górki i dalej to już bardzo szybciutko lecieliśmy do miasteczka z wielkim zamkiem Embrun, a potem po Parcuur, to znaczy po torze przeszkód, ale nie dla koników tylko dla szybowców. Baaaardzo szybko. I tak mną rzucało, że już chciałem wysiadać, ale sobie przypomniałem, że dalej nie mam spadochronu. W końcu tor przeszkód się skończył i szef poleciał pod chmurki. Wtedy własnie wyprzedził takiego pana, co podobno lubi jeść żaby i drugiego pana co szyje ubranka dla szybowców i wygrał! Pierwszy spadł na lotnisko.
Więcej zdjęć oraz inne wpisy Sebastiana Kawy dostępne są tutaj
Komentarze