Przejdź do treści
Zwiedzanie lodowca z powietrza
Źródło artykułu

Akrobacje ponad Mont Blanc

Paralotniarze latają nad i wokół dachu Europy, ale niewielu z nich decyduje się na akrobacje. Każdego dnia nad Europą przelatują miliony ludzi. Niebo nad Starym Kontynentem jest bardzo zatłoczone – codziennie odbywa się tam ponad 30 tys. lotów. Jednak żaden z nich nie może się równać z tym. W słoneczną, kwietniową niedzielę, specjalizujący się w akrobacjach paralotniarze: Tim Alongi, Francois Ragolski i Martin Schricke wyskoczyli na jeden z najbardziej niesamowitych lotów w życiu – można go obejrzeć powyżej.

Kiedy piszemy „wyskoczyli” to właśnie to dosłownie mamy na myśli. To helikopter wyniósł ich na wysokość ponad 5000 metrów. To, co jest normalne dla skydiverów, od paralotniarzy wymagało solidnego przygotowania. Jednak szansa polatania ponad najwyższą górą Europy – Mt Blanc – była tego warta.


„Nad masywem Mont Blanc, chcieliśmy zrobić najbardziej szalone zdjęcia powietrzne jak to tylko możliwe“ – powiedział Schricke, który w dzieciństwie odwiedzał dziadków w tej okolicy. „To miejsce mityczne. Przyjeżdżałem tu od dziecka i przyglądałem się tej górze wyrastającej przed domem przez bardzo długi czas. Marzyłem o tym, żeby wzbić się ponad nią i tam polatać”. Choć robiono to już wcześniej, to chyba nigdy nie działo się to w ten sposób. „Prawdopodobnie jesteśmy pierwsi, którzy robili podobne akrobacje nad Mont Blanc!” – dodaje.


Jak tego dokonali? Dzięki maszynie. „Nie da się dostać 700 metrów ponad Mt Blanc z paralotnią bez helikoptera” – mówi Ragolski. „Mieliśmy szczęście, że nasz pilot był tak zmotywowany – bezpiecznie podnosił pułap na jaki mógł nas zabrać”. Podczas skoku wykorzystali technikę, w której paralotnie pakuje się w specjalną paczkę, podobnie jak spadochron.


Kiedy już znaleźli się w powietrzu, silny wiatr – ten sam, który powstrzymuje ludzi od chodzenia po górach, a paralotniarzy od startów ze szczytów górskich – pozwolił im szybować ponad Mont Blanc. „Latanie w silnym wietrze ponad masywem jest niezwykle rzadkie” – dodaje Ragolski. „Trafienie na takie warunki w tym miejscu, z tym sprzętem było naprawdę szczęśliwym trafem!”

Także Alongi jest zadowolony. „Sama myśl o tym, że tam byłem powoduje, że dostaję gęsiej skórki” – tłumaczy. „To działo się tak szybko... Nie zdajesz sobie sprawy z tego co robisz nim wszystko się nie skończy – tak jesteś skupiony na tym, co dzieje się danej chwili”. Na tej wysokości, przy tej gęstości powietrza, naprawdę wszystko dzieje się o wiele szybciej, ponieważ skrzydło napotyka na o wiele mniejszy opór.


„Robienie akrobacji na takiej wysokości, kiedy ciśnienie powietrza jest prawie o połowę niższe niż normalnie, jest o wiele trudniejsze, ponieważ wszystko dzieje się dwa razy szybciej” – mówi Ragolski. „Dodatkowo latanie we trójkę na wymaga dodatkowej uwagi – tak szybko się lata. Żeby zbliżyć się jeden do drugiego z odległości dwustu metrów potrzebowaliśmy ułamka sekundy”.

Po akrobacjach, piloci dla odmiany zdecydowali się na coś innego – eksplorowanie terenu z powietrza. Polecieli na mały slalom do Aiguille de la République – skalnej kolumny na końcu budzącej respekt grani – a potem postanowili obejrzeć Glacier des Bossons i jego lodowe kaskady. Dotknęli stopami śniegu w miejscu, gdzie być może nikt nie dotarł.


Zaskakująco, najtrudniejsze okazało się lądowanie, kiedy krew ledwo krążyła w przemarzniętych wiatrem na 5000 metrów kończynach. „Od lat jestem instruktorem narciarstwa” – mówi Ragolski. „I jeszcze nigdy w życiu nie miałem tak zmarzniętych rąk!” Wszyscy podkreślają jednak, że było warto. „Podczas lotu było tyle niesamowitych momentów, że trudno byłoby mi wybrać jeden najlepszy!” – podsumowuje.

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony