Przejdź do treści
Piotr Artymowicz za sterami samolotu (fot. Aeroklub Podhalański)

Zmarł Piotr Artymowicz (data pogrzebu)

W dniu 4 kwietnia 2021 r., w święto Zmartwychwstania, zmarł Piotr Artymowicz – pilot i instruktor Aeroklubu Podhalańskiego, lubiany i szanowany za profesjonalizm i stosunek do innych.

W wieku 85 lat był najstarszym czynnym instruktorem lotnictwa w Polsce z pełnymi uprawnieniami, jeszcze w marcu wziął w Łososinie Dolnej udział w odprawie pilotów przed otwarciem sezonu i nic nie wskazywało, że z jego zdrowiem jest coś nie w porządku.

Msza św. Żałobna przy Zmarłym odprawiona zostanie we wtorek, dnia 13 kwietnia 2021 roku o godzinie 10:00 w kaplicy na cmentarzu parafialnym w Bielanach przy ul. Marszałka Mikołaja Wolskiego 4, po czym nastąpi odprowadzenie Piotra Artymowicza na miejsce wiecznego spoczynku.

Piotr Artymowicz pochodził z Kresów Wschodnich, jako dziecko przesiedlony z rodziną do Polski w granicach z 1945 r. odnalazł się w nowej rzeczywistości i w wieku 17 lat uzyskał licencję pilota. Skierowany do wojska latał m.in. na odrzutowych bombowcach Ił-28; silny indywidualizm powodował jednak konflikt z ciasnymi procedurami w lotnictwie wojskowym. Dlatego przeszedł do cywila i lotnictwa sportowego, które nawet w warunkach PRL, dawało w lataniu więcej swobody.

Z Aeroklubem w Łososinie Dolnej związał się w 2000 roku.


(fot. Aeroklub Podhalański)

Dla obserwatora z boku instruktor pilot Artymowicz był skromną, w niczym nie narzucającą się innym postacią, ale jednocześnie było widać i czuć, że jest to osobowość nieprzeciętna. Ci, co mają o tym pojęcie, mogli ocenić klasę starszego kolegi w powietrzu, wszyscy pozostali – na ziemi.

I sądzę, że w obu skalach dawało to wartość zbliżoną i wysoką.

Do formy często nie przywiązujemy wielkiej wagi, ale czy wyrazem KULTURY dzisiaj – zwłaszcza dzisiaj – nie jest choćby sposób w jaki ktoś się nam odkłoni ?

Mnie się tu takie zdarzenie kojarzy.

W PRL na studiach wszyscy „zdolni” odsługiwali raz w tygodniu „Studium Wojskowe” – przedsięwzięcie tyle humorystyczne, co przykre i z którego nauk zapamiętałem jedynie: „Ręce służą żołnierzowi do oddawania honorów. U dobrze wyszkolonego komandosa są one – chwytne!”

”Kadrę (nasze pokolenie jeszcze nie nazywało ich trepami) stanowiło trzech pułkowników, z dziesięciu podpułkowników i najwięcej majorów. Kapitanów było tylko dwóch – jeden oferma poniewierana przez zwierzchność, a i przez studenckie „mięso armatnie”, za to drugi, Zalatyński … Tuż przed wojną podporucznik, na wojnie (U Berlinga) dorobił się porucznika, a aktualnie (1969 r) był kapitanem. „Błyskawiczna” ścieżka awansu, dlaczego ? Otrzymaliśmy materiał do myślenia.

Jednego dnia 8-godzinne zajęcia wojskowe miały być o dwie godziny skrócone z powodu nieobecności prowadzącego. Radość stłumił komunikat, że jednak nie pójdziemy sobie, bo w zastępstwie zajmie się nami kpt. Zalatyński. Gdy wszedł do sali, jeden z kolegów wyraził głośno gorycz w guście i stylu na wskroś wojskowym – ”Przyszedł **** i będzie nam ********* !”

Kapitan zareagował – Kto to powiedział?

Cisza pełna solidarności.

Kto to powiedział? Gwarantuję panom (panom! – w tych czasach!) że za cywilną odwagę przyznania się nie będzie żadnych konsekwencji.

Cisza, ale teraz męcząca już, szczególnie dla delikwenta. Wiedział, że cała kompania może „pokiblować” za niego do jakiejś 19.00. W zapewnienie o bezkarności nie wierzył, ale wstał.

Kapitan Zalatyński podszedł do niego kilka kroków, zasalutował (!) i podał rękę ze słowami – Dziękuję kolego!
I do wszystkich – Panowie są wolni. Żadnych zajęć już dzisiaj nie będzie.

Rozeszliśmy się w zbaranieniu. Nikt nie wysilił się na jakiś komentarz.


Piotr Artymowicz (fot. Lili Król)

Po co ta przydługa dygresja? Bo krócej nie potrafiłem wyrazić wdzięczności, że dobry Bóg postawił na mej drodze takich ludzi jak Kapitan Zalatyński i Piotr Artymowicz, którzy i w sprawach małych i wielkich – głęboko w to wierzę – zawsze potrafiliby pokazać klasę.

Klasa. Nie jest ani wysoka, ani niska. Jest klasą.

Opracował: Zb. Sułkowski

FacebookTwitterWykop

Nasze strony