Z cyklu "Ludzie PZL": Bartosz Śliwa
Historię PZL-Świdnik kształtowały i kształtują wybitne osobowości. Eksperci w swoich dziedzinach, entuzjastycznie nastawieni do realizacji zawodowej misji. W cyklu artykułów z okazji jubileuszu 70-lecia PZL-Świdnik przedstawimy kilkunastu z nich. Zapraszamy do przeczytania wywiadu z Bartoszem Śliwą, członkiem zarządu i dyrektorem operacyjnym PZL-Świdnik.
– Jak ocenia Pan aktualny potencjał produkcyjny PZL-Świdnik?
– Myślę, że jest najlepszy z obecnie możliwych. Od trzech lat dużo inwestujemy w produkcję i modernizujemy zakład. Przekłada się to na możliwość wprowadzenia nowych programów produkcyjnych, które gwarantują nam stabilną przyszłość. Na przykład będziemy zaangażowani w nowe programy Leonardo Helicopters, takie jak tiltrotor AW609W, czyli wszystkie nowe projekty, które wymagają ogromnych inwestycji w technologię. Ale PZL-Świdnik to także technologie, które pozwalają na zbudowanie od podstaw kompletnego śmigłowca. To bardzo ważna umiejętność. Mamy w kraju skarb w postaci tej firmy i chciałbym, aby został on tutaj na nowo dostrzeżony i doceniony.
– Mówimy o oprzyrządowaniu, procesach produkcyjnych, na których opiera się nowoczesna produkcja. Wydaje się, że od czasu wejścia PZL-Świdnik do rodziny Leonardo, nastąpił pod tym względem ogromny awans.
– Absolutnie tak. Przed prywatyzacją PZL-Świdnik nie posiadał wystarczających środków, by iść w kierunku modernizacji, nowoczesnych technologii. Po przejęciu przez Leonardo, zastrzyk finansowy, który zakład otrzymał, pozwolił na potężne inwestycje, zarówno w część produkcyjną, jak i infrastrukturę budynków. Zakupiliśmy dwie potężne maszyny do cięcia blachy dla Zakładu Blacharskiego, maszynę do spęczania rur do systemów sterowania oraz najnowocześniejszy autoklaw. W Zakładzie Mechanicznym sukcesywnie wymieniamy starsze maszyny, pamiętające jeszcze czasy sprzed prywatyzacji. Bardzo ważna jest też kwestia budowy parkingów dla pracowników.
– PZL-Świdnik wciąż rozszerza wachlarz produkowanych przez siebie wyrobów, głównie na potrzeby Leonardo. Czy w tym względzie Pana ambicje są już zaspokojone?
– Produkcja struktur lotniczych śmigłowców wymaga zazwyczaj największej liczby godzin pracy, dlatego rola PZL-Świdnik jest kluczowa w produkcji śmigłowców Leonardo.
Jeśli chodzi o moje ambicje, marzyłbym, aby na polskim niebie latały śmigłowce wyprodukowane w PZL-Świdnik. Myślę, że nie jest to wygórowane marzenie, ponieważ podobną strategię mają kraje o podobnych zdolnościach do produkowania statków powietrznych.
– Ludzie pracujący w PZL-Świdnik to skarb zakładu i elita polskiej klasy pracowniczej, bo przecież nie każdy potrafi zbudować śmigłowiec…
– Żeby zobrazować, jak wysokie kwalifikacje potrzebne są w sektorze lotniczym, porównam to z branżą motoryzacyjną. Procesy produkcyjne są w niej tak zautomatyzowane, że wymiana załogi nie powoduje jakiegokolwiek obniżenia standardów jakości. W lotnictwie produkcja opiera się wyłącznie na wiedzy, doświadczeniu i kwalifikacjach pracowników. Jeśli ktoś tego nie dostrzeże, nie przetrwa długo w tym sektorze. Dlatego PZL-Świdnik inwestuje ogromne środki w podtrzymywanie i rozszerzenie kwalifikacji pracowniczych. Realizowany jest również program talentów, który obejmuje wszystkie szczeble hierarchii zakładu.
– Prosiłbym o kilka słów na temat Pańskiej dotychczasowej drogi zawodowej.
– Była ona trochę skomplikowana. Jestem absolwentem Politechniki Śląskiej w Gliwicach. Zaraz potem wyjechałem do Anglii, gdzie kontynuowałem naukę języka, a także skończyłem studia podyplomowe zarządzania biznesem. Po powrocie podjąłem pracę w dziale zakupów firmy General Motors Fiat Joint Venture w Bielsku-Białej. Po dwóch latach zostałem przeniesiony do centrali Fiata w Turynie do sektora Energy. Byłem odpowiedzialny za rozwój kontraktów i strategii krótko, średnio i długoterminowych dla całej grupy Fiata na cały świat. W 2008 roku objąłem stanowisko menagera zakupów w nowym projekcie Fiata w Rosji. Po roku zaproponowano mi objęcie stanowiska dyrektora zakupów i rozwoju produktu w największej inwestycji Fiata na Bałkanach – budowie fabryki w miejscowości Kragujevac. Po pięciu latach postanowiłem powrócić do moich zainteresowań związanych z lotnictwem. W 2013 roku podjąłem pracę w dziale zakupów i offsetu PZL-Świdnik jako dyrektor tego działu. Po czterech latach zostałem nominowany na dyrektora operacyjnego, a w 2018 roku zostałem członkiem zarządu PZL-Świdnik.
– A kiedy wyjdzie Pan już z zakładu, co robi Pan w wolnych chwilach?
– Kiedyś, z racji tego, że rodzina jest dość mocno związana z motoryzacją, uczestniczyłem w rajdowych samochodowych mistrzostwach Polski jako kierowca rajdowy. Zajmowałem się też sztukami walki i wspinaczką górską. Obecnie praca zajmuje mi praktycznie cały czas, a nieliczne wolne chwile spędzam z rodziną, która towarzyszyła mi wszędzie i w każdym momencie mojego życia.
Jan Mazur
Komentarze