Przejdź do treści
Źródło artykułu

Wirtualny lot M-346

Trening w symulatorze nie różni się niczym od tego, co robimy w powietrzu. A przy tym jest bezpieczny i daje spore oszczędności – mówią piloci, którzy w 4 Skrzydle Lotnictwa Szkolnego wykonują loty na M-346. Polska armia kupiła razem z samolotami do szkolenia zaawansowanego także zestaw symulatorów, między innymi lotu i katapultowania.

Samoloty M-346 w polskich barwach można zobaczyć na naszym niebie coraz częściej. Piloci 41 Bazy Lotnictwa Szkolnego cały czas intensywnie szkolą się w powietrzu. Zgodnie z planem do końca roku trening na samolotach M-346 będą prowadzić tylko piloci-instruktorzy – mówi kpt. Magdalena Busz, rzecznik prasowy 4 Skrzydła Lotnictwa Szkolnego, któremu podlega 41 Baza. – Piloci uczestniczą zarówno w opracowaniu systemu szkolenia na tym typie samolotu, jak i harmonogramu szkolenia dla podchorążych – dodaje. Wojskowi studenci za stery M-346 chwycą najwcześniej w 2019 roku. Oficer podkreśla, że w szkoleniu instruktorskim i opracowaniu schematów szkoleniowych bardzo ważną rolę ogrywają symulatory M-346.

Wirtualny nie znaczy gorszy

W dęblińskiej bazie stacjonuje osiem samolotów M-346 kupionych od włoskiego koncernu Leonardo (do 2020 roku do Skrzydła trafią kolejne cztery maszyny tego typu). Samoloty są tylko jednym z elementów zakupionego przez polskie siły zbrojne zintegrowanego systemu szkolenia zaawansowanego (Integrated Training System – ITS). W jego skład wchodzą także: kompleksowy symulator lotu FMS (Full Mission Simulator), symulator lotu FTD (Flight Training Device), symulator katapultowania EPT (Emergency Procedure Trainer), komputerowy system wspomagania szkolenia CBT (Comuter Based Trainer), a także wyposażenie naziemnej obsługi samolotów, części zamienne, materiały eksploatacyjne, wsparcie techniczne, system informatyczny wsparcia eksploatacji oraz dokumentacja techniczna.

– Roli symulatorów nie można tu przecenić. To będzie podstawowe narzędzie do szkolenia pilotów. Zakładamy, że podchorążowie na treningu wirtualnym spędzą około 40–50 procent czasu, jaki spędzają w samolocie. Jeśli na przykład w powietrzu wylatają 110 godzin, to dodatkowe 50 godzin będą trenować w symulatorze – mówi płk pil. Konrad Madej, szef szkolenia 4 Skrzydła Lotnictwa Szkolnego. Oficer jest pierwszym Polakiem, który pilotował M-346. – Symulatory to dziś absolutna konieczność. W przypadku Masterów przekonałem się o tym już na szkoleniu we Włoszech. Gdy pierwszy raz usiadłem za sterami M-346, przede wszystkim pomyślałem o tożsamości szkolenia symulatorowego z tym w powietrzu. To, co widziałem i robiłem w powietrzu oraz na ziemi w trakcie wykonywania pierwszego zadania, było dokładnym odzwierciedleniem sytuacji widzianej uprzednio na symulatorach – wspomina płk Madej.

Symulatory M-346 znajdują się w zbudowanym w 2015 roku centrum symulatorowym w Dęblinie (działa tam już symulator M-28 oraz SW-4 Puszczyk, do końca roku ma się pojawić także PZL-130 Orlik TC II Advanced).


Przećwiczą pożar

Jednym z trzech symulatorów M-346 jest symulator sytuacji awaryjnych. Pozwala on przećwiczyć zachowanie w sytuacjach nagłych, np. pożaru samolotu, prowadzących w ostateczności do katapultowania. Urządzenie składa się z odwzorowanej częściowo kabiny samolotu oraz ekranu, na którym jest wyświetlany obraz, czyli widok zza szyby samolotu.

Jak wygląda trening? – Pilot wsiada do kabiny w pełnym wyposażeniu i wypełnia prostą misję. W tym czasie sterujący oprogramowaniem instruktor może wprowadzić jeden z kilkudziesięciu scenariuszy awaryjnych – tłumaczy płk Wojciech Pikuła, dowódca 4 Skrzydła. Wyjaśnia także, że w czasie treningu zachowanie pilota jest cały czas monitorowane. – Sprawdzamy jego czas reakcji, wybór czynności i ich kolejność w odniesieniu do pojawiających się komunikatów. Jeżeli ćwiczona sytuacja niebezpieczna powinna zakończyć się katapultowaniem, to system poinformuje instruktora, czy szkolony pilot przyjął odpowiednią pozycję przed wystrzeleniem – dodaje dowódca.

Dwa inne symulatory FMS (Full Mission Simulator) i FTD (Flight Training Device) pozwalają wykonywać różnego rodzaju misje powietrzne, różnią się natomiast sposobem zobrazowania. W symulatorze FMS pilot zajmuje miejsce wewnątrz szklanej kuli, która w środku wiernie odwzorowuje kabinę M-346. – W czasie wirtualnego lotu jest ona oświetlana z zewnątrz przez 11 sterowanych laserowo projektorów, dzięki czemu obraz widać w zakresie bliskim 360 stopni. FMS pozwala także na wykonywanie lotów w goglach noktowizyjnych oraz z wyświetlaczem nahełmowym HMD – tłumaczy mjr Paweł Wichowicz – zastępca komendanta centrum symulatorowego. Natomiast symulator FTD daje pilotowi obraz w zakresie 180 stopni.

– Niezależnie od tego, czy lot jest prowadzony w symulatorze, czy na prawdziwym M-346, system umożliwia dokonywanie szczegółowych debriefingów, czyli omówień polotowych – wyjaśnia płk Madej. – Dzieje się tak za pomocą systemu MPDS, czyli Mission Planning Debriefing System. Zbiera on wszystkie dane dotyczące lotu, np. prędkość, wysokość, współrzędne kursu, użyte środki bojowe. Każdy wirtualny trening można obserwować na żywo – w trakcie na osobnym ekranie lub po jego wykonaniu, bo każdy lot jest rejestrowany – dodaje szef szkolenia.

Piloci zwracają uwagę na to, że ważną cechą obydwu symulatorów – FMS i FTD – jest to, że można łączyć trenujących w nich pilotów w ramach jednej, wspólnej misji lub walki powietrznej. Pozwala na to system symulacji taktycznej ETTS (Embedded Tactical Training System). Symuluje on uzbrojenie (rodzaj uzbrojenia wykorzystywany w F-16), a także zagrożenia z powietrza (inne samoloty) oraz z ziemi (np. pododdziały przeciwlotnicze).

Piloci podkreślają, że szkolenie symulatorowe ma same zalety. Przede wszystkim dlatego, że w kontrolowanych warunkach można przygotować lotnika na wypadek zaistnienia sytuacji niebezpiecznych. Takich, których nie da się trenować w powietrzu, np. zgaśnięcia silnika, pożaru czy katapultowania. W czasie treningów na symulatorach lotu piloci mogą korzystać z przygotowanych uprzednio scenariuszy zadań lub opracowywać osobiście skomplikowane misje powietrzne. Piloci mogą trenować atak, obronę, walkę powietrzną w różnych konfiguracjach, użycie środków bojowych, loty w ugrupowaniu. Mogą także latać w dzień i w nocy, przy zmieniających się warunkach atmosferycznych, nagłych uskokach wiatru czy oblodzeniu. Symulatory M-346 korzystają z map, planów lotnisk cywilnych i wojskowych.

Podchorążowie z symulatorów M-346 skorzystają najwcześniej w 2019 roku.

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony