Przejdź do treści
Źródło artykułu

Siemoniak: MON kupi samoloty dla VIP-ów

W ciągu najbliższych tygodni zostanie ogłoszony przetarg na kupno dwóch małych samolotów do przewozu osób na najważniejszych stanowiskach w państwie. Do końca tego roku będzie podpisana umowa – mówił wicepremier Tomasz Siemoniak. Szef MON, który był gościem radiowej Jedynki, podkreślił, że pieniądze na ten cel są zarezerwowane w budżecie resortu.

Krzysztof Grzesiowski: Wicepremier i minister obrony narodowej Tomasz Siemoniak. Dzień dobry, panie premierze.

Tomasz Siemoniak: Dzień dobry panom, dzień dobry państwu.

K.G.: Przed godziną 7 poruszaliśmy temat samolotów dla tzw. VIP–ów. Czy coś się dzieje w tej sprawie?

T.S.: W grudniu zapadła decyzja, w momencie, gdy Rada Ministrów przyjęła plan wzmocnienia bezpieczeństwa państwa, tam znalazły się zapisy o konieczności zakupu dwóch małych samolotów w pierwszym etapie, zdolnych do tego, żeby też przelecieć przez Atlantyk. I ta procedura została wdrożona, trwa w ministerstwie, spodziewam się, że w ciągu najbliższych tygodni będzie ogłoszenie o przetargu, a do końca tego roku będzie podpisana umowa i wszystkie sprawy będą zamknięte. Ta decyzja zapadła, podkreślę, to już nie są zapowiedzi. Myślę, że wszyscy dojrzeli do tego, że tak powinno być. Zwrócę też uwagę, że do dyspozycji najważniejszych osób w państwie są dwa samoloty wyczarterowane na stałe od LOT–u, pomalowane w barwy narodowe, no i one służą do tego, żeby na terenie Polski czy Europy najważniejsze osoby w państwie się poruszały.

K.G.: A czy są pieniądze zarezerwowane na ten cel?

T.S.: Tak, oczywiście.

K.G.: Czyli wydarzy się rzecz w tym roku?

T.S.: Sądzę, że w tym roku... nie sądzę, jestem pewien, będzie podpisana umowa...

K.G.: Pan premier powiedział, że decyzja dojrzała. Ona dojrzewa już pięć lat.

T.S.: Decyzja zapadła w grudniu i jak pamiętam, nie wzbudziła już nawet specjalnych protestów ani emocji, wszyscy uznali, że należy to zrobić, i sądzę, że pieniądze są w budżecie ministerstwa zapisane, tak że tu już nie ma... nie widzę zagrożeń.

K.G.: Na pewno pan premier dowiedział się, co zawiera raport biegłych przygotowany dla Prokuratury Wojskowej badającej przyczyny katastrofy smoleńskiej. Ta część, która prezentowała wczoraj telewizji TVN24 w pewnym skrócie: „Ani piloci, ani nawigator, którzy lecieli Tu–154M nie mieli uprawnień, aby znajdować się tego dnia na pokładzie i pilotować samolot”. Potem jest jeszcze więcej szczegółów, ale już to jedno zdanie, no, zmusza do postawienia pytania: jakim cudem ci piloci weszli do samolotu, lecieli do Smoleńska? W efekcie doszło do katastrofy. Jak można było dojść do złamania tylu przepisów?

T.S.: Dla mnie te informacje nie są zaskoczeniem. Przecież i w raporcie komisji Jerzego Millera, i w raportach NIK–u wiele z tych elementów się pojawiło. Przypomnę, pierwszą moją decyzją, gdy zostałem w sierpniu 2011 roku ministrem obrony narodowej, była decyzja o likwidacji 36. pułku i decyzja o wdrożeniu wniosków z raportu komisji Millera radykalnej przebudowy systemu bezpieczeństwa lotów. Dzisiaj takie rzeczy nie miały prawa, by się w ogóle wydarzyć, przez te lata zasadniczo zmieniliśmy cały system bezpieczeństwa lotów w polskich Siłach Powietrznych. Te informacje, które przez media docierają tutaj do opinii publicznej, dotyczą niedopuszczalnego stanu, ale stanu przez cztery lata... cztery lata temu, który zasadniczo zmieniliśmy.

K.G.: No ale do momentu katastrofy, czyli do kwietnia 2010 roku, się działo. I ktoś za to odpowiada, panie premierze.

T.S.: To już jest kwestia decyzji prokuratury. Przypomnę, że osoby dowodzące zlikwidowanym pułkiem mają postawione zarzuty, toczą się postępowania i na pewno ten raport biegłych też może być podstawą dla prokuratury do dalszych tego typu działań. Dla mnie najważniejsze jest to... Jest już w gestii prokuratury, właściwych organów państwowych. Dla mnie najważniejsze jest to, że wyciągnęliśmy bardzo głębokie wnioski z tego stanu rzeczy, który nie miał prawa się, oczywiście, wydarzyć.

K.G.: A czy nie wydaje się panu, że właściwą kolejnością byłoby, aby to najpierw Prokuratura Wojskowa informowała o tym, co stwierdzili biegli, a nie donosiły o tym media?

T.S.: Prokuratura Wojskowa nie podlega ministrowi obrony, trochę tutaj wbrew sugerującej to nazwie, podlega prokuratorowi generalnemu i działa tutaj w takiej logice procesów, przepisów, która bardziej dotyczy postępowań, a nie w takiej logice medialno–politycznej. Na pewno ta polityka informacyjna prokuratury, ogromne oczekiwania opinii publicznej wobec tej przejrzystości, otwartości powinny być jeszcze lepiej wypełniane. Chociaż ja chcę podkreślić – mam szacunek do pracy prokuratorów, oni przedstawili przecież na konferencji prasowej bardzo obszerną informację na ten temat, ale oczywiście źle, że poszczególne fragmenty raportu biegłych właśnie co jakiś czas gdzieś pojawiają się w mediach. Być może lepiej by było, żeby takie dokumenty... ale to jest, mówię, moja opinia, nie żadna sugestia, takie dokumenty były od razu w pełni dostępne dla opinii publicznej. Tak było z raportem komisji Millera, w momencie przedstawienia stało się jakby jawne i dla wszystkich dostępne, każdy mógł się do niego odnieść, nie było tak, że po kawałku gdzieś to się pojawiało. Myślę, że w sprawie katastrofy smoleńskiej ta pełna przejrzystość ma ogromne znaczenie ze względu na szacunek dla ofiar tej katastrofy, szacunek dla rodzin, ale też i na ogromne emocje, jakie wszystko, co jest związane z katastrofą smoleńską budzi w naszej opinii publicznej.

K.G.: Dziś mamy 16 dzień kwietnia, panie premierze. Czy 21 kwietnia to będzie dzień, w którym zapadnie decyzja w sprawie zwycięzcy przetargu na dostawę śmigłowców?

T.S.: Jest to bardzo prawdopodobne, chociaż jeszcze ostatnie dokumenty tutaj są kompletowane w tej sprawie. To jest bardzo złożone postępowanie, które trwało dłuższy czas, to są tysiące szczegółów, to jest kwestia offsetu, nad którą pracowało Ministerstwo Gospodarki. Ale potwierdzam, jest to prawdopodobne, że w przyszłym tygodniu takie decyzje zapadną.

K.G.: Czy przetarg będzie podzielony na a) dostawę śmigłowców w wersji transportowej i na b) śmigłowce specjalistyczne?

T.S.: Jeśli pan...

K.G.: Czego będzie dotyczyła decyzja w tych dniach, o których mówimy?

T.S.: Jeśli pan tak stawia pytanie, to w tej siedemdziesiątce, których potrzebujemy, były i specjalistyczna, i transportowe. Nie chcę w tym momencie tutaj zapowiadać, zanim dokumenty trafią na biurko, dokumenty komisji. Zobaczymy, ocenimy, to jest też poza samą kwestią techniczną jest to kwestia finansowa, planu naszych wydatków na najbliższe lata, kwestii offsetowych. Jeszcze parę dni cierpliwości i myślę, że wszystko stanie się jasne.

K.G.: To może zapytam inaczej. Czy wersję transportową dostarczą Francuzi i Włosi, a wersję specjalistyczną Amerykanie?

T.S.: No, nie mogę w tym momencie nic na ten temat bardziej szczegółowo powiedzieć, byłoby to naruszenie procedury, gdyby przed jej zamknięciem minister cokolwiek miał ogłaszać.

K.G.: Zapowiada się protest także i pod Ministerstwem Obrony, ale także pod Kancelarią Prezesa Rady Ministrów, zapowiadają to związkowcy z Krajowej Sekcji Przemysłu Lotniczego NSZZ Solidarność. Mówią, że obawiamy się, że decyzja dotycząca wyłonienia zwycięzcy w przetargu na śmigłowce wielozadaniowe będzie polityczna, a nie merytoryczna, zwyciężą zobowiązania w stosunku do rządów Francji, Niemiec i Stanów Zjednoczonych, a nie jakość śmigłowców. Również samorządowcy z Podkarpacia, żywotnie zainteresowani, piszą o tym, że to kluczowa decyzja, decyzja, która nie uwzględniłaby tych kryteriów, byłaby więcej niż szkodliwa, a te kryteria to przede wszystkim troska o miejsca pracy, rozwój przemysłu i tak dalej. Czy pan to bierze pod uwagę?

T.S.: Oczywiście, wszystkie głosy należy brać pod uwagę, natomiast chcę zapewnić wszystkich słuchaczy, wszystkich zainteresowanych tymi sprawami, że wybierzemy najkorzystniejsze rozwiązanie dla Sił Zbrojnych, najkorzystniejsze także dla naszej gospodarki. Ale, oczywiście, prymat to jest interes Sił Zbrojnych. Szanując bardzo tutaj różne głosy, jednak chcę zwrócić uwagę, że to nie związki zawodowe i nie samorządowcy podejmują te decyzje i nie oni biorą za nie odpowiedzialność. Więc myślę, że tutaj, gdy decyzja zostanie ogłoszona, argumenty na jej rzecz, bo w przestrzeni publicznej się pojawia bardzo wiele takich różnych dziwnych teorii, będą jasne i przekonujące. Ja zaprosiłem do obserwowania, do zapoznania się z dokumentami przedstawiciela związków zawodowych, to była moja inicjatywa. Ten przedstawiciel związkowy 8 kwietnia był w ministerstwie, zapoznał się z papierami. No, ja sądzę, że po prostu w tej konkurencyjnej walce, bo trzech bardzo silnych światowych producentów uczestniczy w tym postępowaniu, no, każdy środek tutaj jest dobry, no i związki zawodowe z tych zakładów, które są własnością amerykańskiego i włoskiego Ferenta, mają prawo też zabierać głos w tej sprawie, ale myślę, że trzeba to traktować bardzo spokojnie. I bardzo mi się wydaje niestosowne zapowiadanie protestów na ulicy w związku z rozstrzygnięciami przetargowymi. To się nie zdarza w żadnym kraju.

K.G.: To jeszcze następny kontrakt, czyli system przeciwrakietowy średniego zasięgu „Wisła”. Czy rozstrzygnięcie nastąpi w kwietniu?

T.S.: Też zapowiadaliśmy, że rekomendacje trafią tutaj na moje biurko w kwietniu i z tego, co wiem, a codziennie nad tym tematem pracujemy, takie dokumenty do mnie też trafią. I tak jak planowaliśmy, żeby właśnie wiosną w tych dwóch najważniejszych postępowaniach, dwóch, które są priorytetami od kilku lat, żeby zamknąć te główne etapy.

K.G.: W przypadku tego systemu oferty są dwie: francuska i amerykańska. Według ekspertów lepsza jest francuska, ale i tak wygrają Amerykanie, bo... no bo polityka. To prawda?

T.S.: Co to znaczy „według ekspertów”? Bo śledząc uważnie artykuły prasowe, widzę, że wypowiada się jedna osoba, która nie ma dostępu do dokumentów i taką opinię wyraża, jej prawo. Natomiast proszę pozwolić, żeby tego rodzaju bardzo skomplikowane sprawy techniczne, finansowe, wojskowe, przemysłowe, też oczywiście polityczne, były rozstrzygane przez tych ludzi, którzy się na tym znają, którzy mają dostęp do jakby pełnej wiedzy, pełnej dokumentacji i są w stanie wszystkie elementy tej sprawy przeanalizować. Więc, jak mówię, będziemy się starali o to, aby obydwu tym decyzjom towarzyszył w miarę pełny przekaz dla opinii publicznej, żeby było jasne, dlaczego takie decyzje są podejmowane. Natomiast, tak jak mówię, w obydwu przypadkach będą to najkorzystniejsze decyzje dla Sił Zbrojnych.

K.G.: A skoro o uzbrojeniu rozmawiamy, panie premierze, 31 marca Andrzej Lubowski napisał wGazecie Wyborczej o rakietach „Grom” i rakietach „Piorun”, ostatnio także wypowiadał się na ten temat inny publicysta, który mówił, że rezygnacja przez Ministerstwo Obrony z polskich rakiet ręcznych typu „Grom” i „Piorun” produkowanych w Mesko zakrawa na prawdziwą zbrodnię. Jaka jest przyszłość i „Gromu”, i „Pioruna”? Czy będą produkowane, czy będą wykorzystywane przez polską (...)

T.S.: Ja sądzę, że te artykuły są i wypowiedzi efektem jakichś nieporozumień, bo to przecież Ministerstwo Obrony forsuje od lat ten program badawczo–rozwojowy, to Ministerstwo Obrony dba o to, aby zakład Mesko miał odpowiedni poziom zamówień, aby był przygotowany do tego rodzaju produkcji. Więc ja myślę, że to jest – tak jak i w poprzednim wątku – trochę sytuacja zabierania głosu w sprawach, gdy się nie ma pełnej wiedzy. My tę sprawę wyjaśnialiśmy opinii publicznej. Oczywiście wszelkie wyjaśnienia, sprostowania się mało przebijają. Proszę być spokojnym, to jest jeden z programów otoczonych szczególną opieką przez Ministerstwo Obrony Narodowej. Z sukcesami eksportowymi, bo udało nam się przecież dzięki zabiegom, także i moim osobistym, sprzedać na Litwę te zestawy. Więc na pewno jeżeli my mamy kilka „klejnotów”, jeśli chodzi o nasz przemysł obronny, to te zestawy do tego zestawu należą, do tego składu. Więc myślę, że te głosy dobrze, że się pojawiają, bo one podkreślają sukcesy naszej nauki, naszego przemysłu obronnego, ale nie ma tutaj jakichkolwiek zagrożeń.

K.G.: Dziennik Gazeta Prawna dziś publikuje tekst „Lex Putin”: „Resort obrony przygotowuje – pisze Dziennik Gazeta Prawna – Polskę pod kątem prawnym do wojny. Przewidziało między innymi możliwość powrotu do poboru powszechnego”. Czy to prawda?

T.S.: Planujemy... Nie planujemy, oczywiście, od razu tutaj powiem, że nie ma mowy o powrocie do poboru, natomiast na pewno dojrzewają wszyscy do tego, że potrzeba nowej ustawy, która by zastąpiła ustawę o powszechnym obowiązku obrony z roku 1967, która ma kilkaset poprawek i nie przystaje, zaczyna powoli nie przystawać do rzeczywistości prawnej, politycznej, międzynarodowej, naszego członkostwa w Sojuszu. To jest ogromne przedsięwzięcie zapewne na nową kadencję parlamentu, ale chcemy, żeby pewne myśli i pewne uwagi już w tym momencie zostały sformułowane. Polsce potrzeba tego rodzaju nowego prawa i jeśli chodzi o uporządkowanie, jeśli chodzi o rozwiązania przystające do naszych czasów. Tak że myślę, że ta data 67 rok pokazuje, jak bardzo archaiczna ta konstrukcja prawna jest.

K.G.: Jeszcze ostatnia kwestia. Dziś wybiera się pan do Lublina.

T.S.: Tak.

K.G.: Na spotkanie czy będzie pan odwiedzał wraz z prezydentem Bronisławem Komorowskim dowództwo Wielonarodowej Brygady... i tu mamy zawsze problem, jak wymówić tę nazwę: LITPOLUKRBRIG, tak to się w skrócie nazywa. Czy ta brygada składa się wyłącznie z dowództwa, czy to jest coś większego?

T.S.: We wrześniu ubiegłego roku z ministrami obrony Litwy i Ukrainy podpisaliśmy umowę. Zamknęło to kilkuletni proces negocjacji i otworzyło drogę do przejścia w sferę już rzeczywistego działania. Miałem okazję być w grudniu z prezydentem Poroszenką w Lublinie, dzisiaj odwiedzi sztab brygady prezydent Komorowski. Kończy się uzgadnianie porozumień technicznych, w tej chwili te rozmowy, te negocjacje się toczą. Chcemy, żeby pierwsze ćwiczenia tej brygady odbyły się jesienią tego roku. Ona będzie funkcjonowała w sposób taki, że jej sztab wielonarodowy będzie stacjonował, już jest wszystko zresztą po polskiej stronie gotowe, w Lublinie. Natomiast same jednostki będą, oczywiście, na Ukrainie, w Polsce i na Litwie i w miarę potrzeb, ćwiczeń czy ewentualnych misji, bo taki był plan, żeby ewentualnie pomyśleć o Kosowie czy innych miejscach, wtedy będą formowane już poszczególne kontyngenty składające się z przedstawicieli tych trzech armii. Myślę, że i cieszę się bardzo, że prezydent Bronisław Komorowski dzisiaj tam będzie, bo sprawy bardzo mocno ruszyły z miejsca od kilku miesięcy w tej gestii.

Daniel Wydrych: Panie premierze, przed godziną 7 mówiliśmy o „Nocnych Wilkach”, to jest taka głośna ostatnio sprawa. Chodzi o przejazd rosyjskich motocyklistów przez Polskę. Szykuje się także rajd samochodowy pod hasłem „Drogi chwały”. Pański kolega z rządu, szef polskiej dyplomacji mówi, że to prowokacja polityczna ze strony Rosji. A pańskim zdaniem?

T.S.: Na pewno takie pomysły powiększają napięcie w i tak trudnych relacjach polsko–rosyjskich, więc na pewno to nie jest dobre. I na pewno te intencje są tutaj jakoś tam prowokacyjne, bo widać, jaki odzew w naszej opinii publicznej takie zapowiedzi wywołują. Ja myślę, że my też nie powinniśmy w tych reakcjach przesadzać, to nie może być taka „czarna Wołga”, jak to kiedyś było, że będziemy się teraz każdego motocykla nadjeżdżającego jakby obawiać. Tak jak powiedziała wczoraj pani premier Ewa Kopacz, decyzja będzie podjęta na granicy zgodnie z przepisami i nie ma się co tym nadmiernie emocjonować. Właśnie chodzi o to, żeby wrzucić nam taki temat na parę tygodni, będziemy się zastanawiali, co się wydarzy. Podchodźmy spokojnie, mamy swoje przepisy. Jeśli zapadnie taka decyzja, to na pewno opinia publiczna będzie poinformowana, co się powinno tutaj wydarzyć. Ale wydaje mi się, że takie emocjonowanie się jest tutaj bezprzedmiotowe.

K.G.: Wicepremier i minister obrony narodowej, pan Tomasz Siemoniak. Dziękujemy bardzo, panie premierze, za spotkanie.

T.S.: Dziękuję bardzo.

Artykuł jest zapisem wywiadu, jakiego wicepremier Tomasz Siemoniak udzielił 16 kwietnia 2015 roku na antenie Polskiego Radia.

Film: Polskie Radio Jedynka

PZ
autor zdjęć: Wojciech Kusiński/ Polskie Radio

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony