Przejdź do treści
Źródło artykułu

Sebastian Kawa: Trzeci puchar w tym roku

Po Prievidzy, Frydlandzie, Stalowa Wola dorzuciła kolejne trofeum do kolekcji Sebastiana. Chociaż stawiano Sebastiana w roli faworyta mistrzostw, mieliśmy sporo obaw.

Sebastian jest przebojowym indywidualistą. Preferuje latanie w górach. Latanie w nich jest znacznie trudniejsze i więcej przy tym pułapek, ale jest to rekompensowane mnogością zjawisk służących lataniu bezsilnikowemu. Stwarza  możliwość stosowania całej gamy rozgrywek taktycznych i wiele wariantów doboru trasy przelotu. Zawodnikowi odważnemu i aktywnemu łatwiej wśród gór urwać się spod kurateli konkurentów. Do Turbii mamy blisko, ale śląsko-krakowskie i rzeszowskie TMA odcina nam możliwość latania nad lasy Staszka Kluka, toteż Sebastianowi nie było jeszcze dane latanie w tym przyjaznym szybownikom obszarze.

Ciśnie się na usta  „sorry taki mamy klimat”. Po obiecujących pierwszych dwu dniach, kiedy to mimo dość silnego wiatru uzyskano prędkości jakie nie przyniosłyby wstydu nawet w Afryce, czy Australii. W trzecim dniu wyznaczono dla klasy otwartej wyścig na dystansie 600 km, a szybowcom krótszym 500 km. Zaczynało się obiecująco, lecz pogoda zepsuła się pod koniec dnia i zarządziła manewry polowe niemal wszystkim uczestnikom mistrzostw. Doleciało tylko 5-ciu pilotów. Dla wielu brakło dosłownie jednego komina.

Na szczęście Sebastian przez całe zawody nie musiał  uruchomiać swojej przyczepy, więc w charakterze kierowca mógł wzmocnić zespół nocnych szperaczy z wózkami na haku.W kolejnych dniach było już tylko gorzej.

Podczas piątej konkurencji z powodu złej pogody odwołano pilotów ze startu. W następny dzionek chyba tylko wędkarze wyszli z domowych pieleszy. W przedostatnim dniu werbel deszczu też bębnił monotonie przez całą a noc i ranek, więc nie szczędzono czarnego i szarego koloru na diagramach ICM. Bardzo te wykresy i mapki synoptyczne cieszyły Adama Czeladzkiego zajmującego drugą pozycję w tabeli.

Wytworzyła się jednak bardzo interesująca sytuacja meteorologiczna. Wręcz aluzyjna do tej jaka zaistniała w polskiej polityce. Górą ciągnęły od Tatr ku Bałtykowi resztki zokludowanych frontów i były ściskane przez mocne systemy wysokiego ciśnienia ulokowane przy wschodnich, oraz zachodnich rubieżach Rzeczypospolitej. Natomiast dołem w przeciwnym kierunku napierały chłodne, chwiejne masy o niewysokim zasięgu turbulentnych wznoszeń. Długo czekano  na wyklarowanie  sytuacji. Piloci z trudem utrzymywali się nad lotniskiem w mizernych wznoszeniach 0,1 do 0,3 m/sek termiki napływowej. Część musiała powtarzać wzloty na holu. Podczas ponownego startu uszkodził szybowiec Marek Szumski. Zbliżające się od zachodu lepsze warunki zaparły się przed Wisłą, ale przed 16-tą Przemek Piekarski podniósł szlaban. Nie na wiele się to zdało. Gęsta blenda niskich chmur warstwowych nie dopuszczała ciepła do ziemi, więc część pilotów wcale nie odleciała na trasę, część wróciła, a część posiała się po polach na pierwszych kilometrach trasy. Jedynie raptus Sebastian, w towarzystwie Adama Czeladzkiego i Bogdana Dorożki, niczym joga ćwiczył cierpliwość pod ciemniejszymi plackami ołowianego całunu. W czasie dwu i pół godziny wymęczyli  dystans trasy spełniający minima regulaminowe konkurencji z kołowym obszarami nawrotów/AAT/. W normalnych warunkach pokonanie 147, 143 i 130 km nie zajęło by nawet godziny. Konkurencji nie zaliczono, gdyż oprócz nich tylko Andrzej Śmielkiewicz przekroczył odległość 100 km.

Adam Czeladzki utrzymał się  na drugiej pozycji. Brąz zdobył Mirek Matkowski.

Adam świetnie radził sobie również na Słowacji, toteż wywalczył upragniony udział obok Sebastiana w mistrzostwach Europy na Węgrzech. Serdeczne gratulacje Adaś!

 

 

Laurka należy się organizatorom za dobre przygotowanie i przeprowadzenie tak wielkich  zawodów  w złożonych warunkach logistycznych, oraz meteorologicznych, skromnymi siłami niewielkiego przecież aeroklubu.

 

Tomasz Kawa

Wyniki Szybowcowych Mistrzostw Polski w klasie Otwartej

Wyniki KZS w klasie Klub A

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony