Relacja z jesiennej wyprawy motolotnią w Bieszczady
Konrad Ziębakowski, dla którego motolotniarstwo to nie tylko miłe spędzenie czasu i oderwanie (dosłownie) od przyziemnych spraw, ale też pasja, styl życia i w dużej mierze także… miłość, wybrałsię niedawno motolotnią w Bieszczady.
Jak sam mówi pomysł wypadu jesienią w Bieszczady pojawiał się praktycznie co roku. W tym roku postanowił go jednak zrealizować. Poniżej zamieszczamy fragment relacji Konrad Ziębakowskiego z motolotniowej wyprawy w Bieszczady jesienią.
"Lot w Bieszczady jesienią chodził mi po głowie już od wielu lat. Praktycznie co roku. I co roku zawsze się nie udawało – a to pogoda, a to uczniowie, a to brak urlopu. Zawsze coś. W tym roku w końcu się udało. A decyzja zapadła, jak zwykle, w kilka godzin.
Plan powstał już pod koniec września. Wtedy wybrałem termin – na weekend 09-11 października. Oczywiście w zależności od pogody. Rozważałem kilka opcji bazowania – Bezmiechowa, Lesko a nawet Krosno. Wszystko było zależne od dostępności miejsc do spania. Aczkolwiek po cichu liczyłem, że w październiku już powinno być łatwiej, że nie jest to środek sezonu. Ostateczną decyzję o wylocie podjąłem w środę 7 października. Czyli na dwa dni przed wylotem. Szybkie rozeznanie w pogodzie i decyzja – będzie to lądowisko w Lesku, a dokładniej Weremień i nocleg zaraz obok. Lecę w piątek rano, powrót w niedzielę. Drogą kołową pojedzie znajomy motoparalotniarz wraz z częścią mniej potrzebnego wyposażenia (jak dodatkowe grajcary, pokrowce, drugi kask itp.). Ja lecę z bagażem osobistym i niezbędnym wyposażeniem.
Z mojego lotniska Radom-Piastów do Leska można polecieć na dwa sposoby. Pierwszy przez Pińczów i Krosno omijając strefy Rzeszowa i Mielca od zachodu. Lub przez Stalową Wolę – omijając je od wschodu. Wybrałem dobrze znany mi wariant, czyli trasę przez Pińczów i Krosno. Będę miał standardowo pod wiatr, więc będę mógł dłużej rozkoszować się lotem ;) Oczywiście na dolocie musiałem zahaczyć o Chęciny! Lądowanie w Pińczowie z całkowicie bocznym wiatrem, tankowanie. Do tego jeszcze dokupiłem zapas paliwa, żeby się zatankować w Bieszczadach zanim przyjedzie rzut kołowy. Po starcie trasa prosta jak strzała do Krosna, tu kolejne lądowanie (odpłatne) i poźniej już prosto do Leska.
Już w dolocie dało się zauważyć, że jesienne kolory zaczynają pomału wychodzić. Są o wiele bardziej widoczne niż w moich okolicach aczkolwiek nie jest to jeszcze pełna Polska Złota Jesień."
Cała relacja z jesiennej wyprawy motolotnią w Bieszczady oraz olbrzymia ilość przepięknych zdjęć i film w 4K na stronie www.sky-life.pl
Komentarze