Przejdź do treści
Źródło artykułu

Red Bull X-Alps: Faron odrabia straty

W ostatnich dniach nasz reprezentant w Red Bull X-Alps Paweł Faron zaliczył kilka udanych lotów. Odrobił wiele kilometrów i we wtorek rano był już nawet na 15. miejscu. W poniedziałek prawie cały dzień spędził w powietrzu. Dopiero wieczorem przyszło mu iść pieszo. „Wylądowałem na przełęczy i już niestety nie udało mi się dalej wystartować. Wiało mocno i musiałem schodzić z góry. No a tak mi dobrze szło… Co zrobić? Zszedłem no i bolą mnie nogi, bo to 2000 metrów w dół - a wchodziłem też jakieś 1500. Poza tym wszystko ok. Byłem już z tyłu, a teraz podgoniłem.” – mówił tuż przed snem.

Paweł trzyma się bardzo blisko Michala Krysty. Rywale niekiedy także współpracują... „Tak akurat się złożyło. Dobrze nam się razem idzie, no i jest łatwiej gdy się leci we dwójkę. Penetruje się większy teren i łatwiej znaleźć komin – lepszą termikę.” – komentuje Paweł. Pogoda w ostatnich dniach dopisywała i raczyła paralotniarzy dobrym noszeniem. „Maksymalnie miałem na 4200 metrów - chyba w sobotę. W poniedziałek było 2900 maksymalnie.” – dodaje.

W najbliższych dniach aura stoi jednak pod znakiem zapytania. Polak bardzo realistycznie podchodzi do prognoz. Na dotarcie do Monako ma czas do południa w piątek. „Od wtorku ma się zepsuć pogoda i jeśli tak będzie, niestety nie dojdę tam, bo na nogach się nie da tyle przejść (ponad 400 km w linii prostej). Wygląda na to, że spróbujemy jeszcze rano wystartować, dolecimy do Zermatt i to będzie koniec. Stamtąd już będziemy szli na nogach – niestety. No chyba, że się prognozy zmienią. Będzie ciężko.” – mówił w poniedziałek wieczorem.

Polski zawodnik wciąż ma wielkie szanse na nadrobienie jeszcze kilkudziesięciu kilometrów i znaczne poprawienie pozycji sprzed dwóch lat, kiedy był 17. Nie wykorzystał jeszcze możliwości nocnego marszu, która przysługuje każdemu zawodnikami raz w ciągu całego wyścigu. „Na pewno będę brał nockę, jeśli zajdzie taka potrzeba. Jutro, albo pojutrze – zależy od tego jak się będę czuł..” – zdradza Paweł. Dlaczego nie skorzystał z tej możliwości po całym dniu latania, kiedy miał jeszcze siłę na marsz? „Jak już nie będzie szansy na żadne latanie, to wtedy pójdę ile wlezie. Po nocce nieprzespanej nie dam rady latać. Jeśli jest szansa na latanie następnego dnia, to wolę się przespać, niż zdecydować się na nocne maszerowanie.” – odpowiada.

Znamy już zwycięzcę najtrudniejszego rajdu przygodowego świata. W niedzielę przed południem do mety dotarł Christian Maurer. Szwajcar wylądował w Monako po południu, jednak ze względu na wzmożony ruch powietrzny wokół mety, sędziowie zdecydowali, że w tym roku za metę uznaje się ostatni punkt kontrolny. Piloci nadal, zgodnie z tradycją, lądują w Morzu Śródziemnym, ale robią to w wyznaczonym czasie i nie ścigają się nad Monako.
 


Christian Maurer w Monako, fot. Olivier Laugero

W nocy z poniedziałku na wtorek do mety dotarli jeszcze dwaj Francuzi. Wykorzystali „nightpass” i do ostatniej chwili walczyli o drugie miejsce. Na wzgórze na obrzeżach Monako przybyli około trzeciej w nocy. Najpierw Clement Latour, potem Antoine Girard. Rano odsypiali ciężką noc. W morzu wykąpią się we wtorek w południe.

 

Krystian Walczak

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony