Prekursorzy cichociemnych
Niewiele śladów pozostało po istniejącym w Bydgoszczy od maja do sierpnia 1939 roku Wojskowym Ośrodku Spadochronowym. Jego utworzenie było ciekawą i wartościową inicjatywą, choć nie przyniosła ona jakościowej zmiany w polskiej obronności. Dalszą działalność WOS-u uniemożliwiła zbliżająca się II wojna światowa.
Sport spadochronowy rozpowszechniła w Polsce Liga Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej (LOPP), która powstała w 1927 roku z połączenia dwóch równoległych organizacji: Ligi Obrony Powietrznej Państwa oraz Towarzystwa Obrony Przeciwgazowej. Środowiska wojskowe dość szybko zauważyły, że posiadanie oddziałów spadochronowych może być bardzo przydatne w trakcie ewentualnego konfliktu. Podpatrywano wówczas doświadczenia z wojskiem spadochronowym prowadzone w ZSRS i znacznie później również w III Rzeszy, należało je tylko dostosować do polskich możliwości. Z tego też względu nie forsowano tworzenia dużych oddziałów spadochronowych na wzór sowiecki, lecz skupiono się na formowaniu małych, kilkuosobowych oddziałów dywersyjnych. Celem miało być utworzenie batalionu spadochronowego. Do realizacji tego zamierzenia było jednak jeszcze daleko.
Podczas organizowanych od 1937 roku kursów i ćwiczeń korzystano zarówno z kadry instruktorskiej, jak i sprzętu należącego do LOPP-u. Skuteczność podjętych działań została zaprezentowana pierwszy raz 5 września 1937 roku na polach niedaleko Wieliszewa. Z Warszawy, według doniesień prasowych, przybyło kilkaset samochodów. Z Dworca Gdańskiego w Warszawie uruchomiony został nawet specjalny pociąg, aby wszyscy chętni mogli do Wieliszewa dotrzeć. Kilkutysięczna publiczność obserwowała skok sześćdziesięciu spadochroniarzy.
Dla spotęgowania efektu skoczkowie otworzyli także spadochrony zapasowe, co optycznie podwoiło liczbę skaczących i przedłużyło widowisko. W taki sposób wojsko zainaugurowało pierwszy wojskowy kurs spadochroniarstwa. Ćwiczenia te jednak bardziej przypominały kurs sportowy niż przygotowanie żołnierzy do walki. To miało dopiero stać się za dwa lata w Bydgoszczy.
Od sportu do wojska
Początkowo spadochroniarstwo traktowano głównie jako sport, szczególnie zainteresowana jego rozwojem była zaś wspomniana na początku Liga Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej, która – co trzeba przyznać – podeszła do tematu bardzo profesjonalnie.
W 1936 roku w kilkunastu miastach w Polsce, w tym w Bydgoszczy, wybudowano wieże spadochronowe. Były one powszechnie dostępne i miały w zamyśle ówczesnego szefa LOPP-u, gen. Leona Berbeckiego, wykształcić dla wojska przyszłą kadrę skoczków spadochronowych. Świadczy o tym jego wypowiedź: „Masowy rozwój sportu spadochronowego w perspektywie wzrastających możliwości lotnictwa jest zjawiskiem doniosłem, zupełnie naturalnem i koniecznem, którego znaczenia nie można lekceważyć. […] Uważam, że sport spadochronowy jest dla naszej młodzieży potrzebny. Będzie on dla niej świetną szkołą charakterów i doskonałym przedszkolem szybownictwa i lotnictwa. W przyszłości sport ten może mieć znaczenie wojskowe. Musimy sport ten zorganizować, a środki na to znajdziemy”.
W 1938 roku ćwiczenia spadochronowe powtórzono, tym razem na lotnisku Okęcie. W dużej mierze udział w ćwiczeniach wzięli ci sami skoczkowie co pod Wieliszewem. Zostali oni następnie skierowani na kurs trwający od 5 do 12 września 1938 roku. Ćwiczenia na Okęciu były wstępem do dalszych szkoleń i manewrów, które przeprowadzono na Wołyniu. Wykonano wówczas dwa desanty w dniach 15 i 17 września. Po zakończeniu manewrów utwierdzono się w przekonaniu, że nadal należy prowadzić ćwiczenia z desantu spadochronowego. Oceniono poza tym, że zwalczanie desantu jest rzeczą trudną oraz że jego wykonanie będzie możliwe jedynie w przypadku posiadania przewagi w powietrzu. Najważniejszy jednak wniosek, który wypłynął po zakończeniu wołyńskich manewrów, dotyczył konieczności powołania ośrodka spadochronowego.
Skoki z Fokkerów
Utworzenie Wojskowego Ośrodka Spadochronowego w Bydgoszczy było logiczną kontynuacją podejmowanych działań, choć nie wiadomo, co wpłynęło na fakt umiejscowienia nowej jednostki właśnie w Bydgoszczy. Wojskowy Ośrodek Spadochronowy powołano do życia w maju 1939 roku. Oficjalnie przynależał do 4 Pułku Lotniczego w Toruniu.
Komendantem WOS-u został major obserwator Władysław Tuchółko z 6 Pułku Lotniczego. Transportem powietrznym, składającym się z eskadry Fokkerów F-VII B/3m, dowodził kapitan pilot Feliks Kulesza. Na instruktorów szkolenia wojskowo-specjalistycznego powołano porucznika piechoty Jerzego Góreckiego, podporucznika saperów Jerzego Sigenfelda i podporucznika łączności Wacława Malinowskiego, a szkolenie spadochronowe powierzono instruktorom cywilnym: Feliksowi Zacharskiemu i Antoniemu Grabowskiemu. W kwietniu do jednostki w roli pomocnika mechanika dołączył Henryk Kowalski, przeniesiony z 3 Pułku Lotniczego w Poznaniu.
Ponieważ Wojskowy Ośrodek Spadochronowy dysponował jedynie wspomnianymi już samolotami Fokker VII/3m, które mogły pomieścić dziesięć osób, nie podążano za wzorem niemieckim czy też sowieckim, gdzie tworzone były duże samodzielne jednostki spadochronowe. Zdecydowano się raczej na organizowanie małych oddziałów dywersyjnych, które mogłyby być zrzucane na tyłach wroga. Z tego też względu na potrzeby jednostki przygotowano specjalną miniaturową radiostację oraz niewielkie, poręczne karabiny maszynowe Mors. Był to też efekt wcześniej przeprowadzanych desantów, z których jasno wynikało, że zbyt duże obciążenie może doprowadzić do znaczącego uszkodzenia ciała skoczka w momencie lądowania. Przygotowane zostały mogące pomieścić 120 kg specjalne pojemniki na broń i inny bagaż, znacznie zmniejszono tym samym obciążenie żołnierza. W trakcie ćwiczeń prowadzono próby z desantem armaty przeciwpancernej Bofors wz. 36. Próbom poddano również partię pięćdziesięciu spadochronów pochodzących z Japonii, wyprodukowanych ze specjalnego jedwabiu. Dość szybko jednakże większość spadochronów okazała się niezdatna do użytku, w niektórych egzemplarzach w trakcie skoku rozpruwały się bowiem czasze.
"…mam skakać pierwszy"
Na początku czerwca 1939 roku rozpoczęto szkolenie pierwszych osiemdziesięciu kursantów. Eugeniusz Jurewicz opisał swoje pierwsze wrażenia: „Ośrodek w Bydgoszczy mieścił się na lotnisku Samodzielnego Dywizjonu Lotnictwa Towarzyszącego. Jako laików tubylcy oprowadzali nas po swoich śmieciach. Z dumą pokazywali ‘własny’ hangar ośrodka oraz trzy olbrzymie pudła – Fokkery F VII ze śmiesznie małymi silnikami. Chwalili się poza tym jednym własnym PWS-em i drugim garbatym Erwudziakiem. U drugiego końca baraku ‘urzędowali’ referenci broni, tutaj znajdowała się również sala wykładowa, obwieszona zdjęciami skoków spadochronowych”.
Jurewicz opisał także ćwiczenia, którym byli poddawani kursanci: „W trzecim tygodniu przypadają pierwsze skoki. Z rana meldujemy się na lotnisku. Nakładamy polskie kombinezony lotnicze z grubego brezentu. Każą nam na lince przywiązać noże składane ‘na wszelki wypadek’. Służyły one do ucięcia linek spadochronu, gdyby zaczepił się o samolot; spadochroniarz mógł użyć spadochronu piersiowego, czyli zapasowego.
Stajemy w ogonku przed drzwiami samolotu. Skok ma być pojedynczy na rozkaz, a raczej dotknięcie instruktora. Widzę, jak drzwi się otwierają. Kościsty blondyn lekko dotknął mego ramienia. Stoję na przedzie i mam skakać pierwszy.
Wychyliłem głowę i… zobaczyłem w dole pociąg, jak czarną gąsienicę. Coś z boku potężnie dmuchnęło; przez chwilę widziałem kolejno raz niebo, raz ziemię. Coś strzeliło z hukiem; poczułem szarpnięcie i… nareszcie spokojnie wiszę, a raczej siedzę. Pode mną las, ale to bajka; grunt, że mam pod sobą coś stałego. Po południu wykład”.
Okazją do zaprezentowania nowego oddziału były ćwiczenia w Zielonce koło Warszawy. 2 sierpnia 1939 roku WOS w Bydgoszczy przeprowadził pokaz działania bojowego desantu dywersyjnego. Pod osłoną nocy oddział dwudziestu ludzi (ośmiu żołnierzy piechoty, dziewięciu saperów i trzech łączności) zrzucony z trzech samolotów zniszczył napowietrzną linię telegraficzną oraz linię kolejową Mińsk Mazowiecki – Tłuszcz na odcinku między stacjami Cygów i Pustelnik. Szkolenie składające się z ćwiczeń na trapezie, ze skoków z wieży oraz skoków z samolotu, zarówno w dzień, jak i w nocy – zakończono oficjalnie 5 sierpnia 1939 roku. Wyszkoleni żołnierze rozjechali się do swoich macierzystych jednostek. Tym samym dobrze wyszkolony i zgrany zespół został rozformowany. To ogromny błąd polskiego dowództwa.
Smutny koniec
Rozpoczęto tymczasem tworzenie drugiego kursu, w którym również miało wziąć udział osiemdziesięciu żołnierzy. Zamierzano wykorzystać zdobyte już doświadczenia. Postanowiono zatem zwiększyć nacisk na wykonywanie skoków w trudnych warunkach, skoków o zmierzchu, skoków z opóźnionym otwarciem spadochronu oraz skracanie czasu przebywania w powietrzu. Wobec zbliżającej się wojny samoloty z Bydgoszczy zostały jednak przebazowane, a sprzęt szkoły ewakuowany na wschód. Nastąpił smutny koniec ciekawej inicjatywy.
Henryk Kowalski spisał po wojnie w zwięzły sposób najważniejsze wydarzenia ze swojej służby wojskowej. Pod datą 2 września 1939 roku zapisał: „Ewakuacja z Bydgoszczy do Brześcia nad Bugiem w celu dalszego szkolenia spadochronowego”. Szesnaście dni później pojawił się kolejny wpis: „Równo na Wołyniu, zostałem rozbrojony przez wojsko radzieckie, zabrali karabin, bagnet, 120 naboi, 2 granaty, maskę gazową i odesłali do Szepetówki”.
Z listy wyposażenia skonfiskowanego przez Rosjan dobitnie widać, że Kowalski nie wziął udziału w walce. Zapewne i wielu innych ewakuowanych spadochroniarzy nie powąchało prochu. Ci, którzy przedostali się później do Anglii, mogli stanowić zalążek planowanej w Polsce dużej jednostki spadochronowej, która do historii przeszła ostatecznie jako 1 Samodzielna Brygada Spadochronowa.
Na koniec warto poświęcić kilka słów stojącej w Bydgoszczy wieży spadochronowej. Wybudowano ją na terenie należącym do kompleksu Szkoły Podchorążych dla Podoficerów tuż za stadionem sportowym. Po podwyższeniu była to najwyższa wieża w Polsce, liczyła 39 m wysokości. Jej poświęcenie nastąpiło podczas święta Szkoły Podchorążych dla Podoficerów 15 października 1936 roku. Zaraz po poświęceniu wieży wykonano kilka skoków pokazowych, ich uczestnicy zaś otrzymali dyplomy. Pierwszeństwo w zapisach do oddania skoku mieli przedpoborowi.
Sama wieża przetrwała wojnę praktycznie nienaruszona. Na początku lat siedemdziesiątych została przeniesiona w okolice ul. Bronikowskiego. Stała tam najprawdopodobniej do roku 1975, kiedy to ze względu na zły stan techniczny podjęto decyzję o jej rozebraniu. Obecnie można oglądać jedynie cztery betonowe bloki będące fundamentami wieży.
Krzysztof Drozdowski – historyk, prezes Fundacji Historycznej im. Mariana Rejewskiego, członek Stowarzyszenia Historyków Wojskowości oraz Towarzystwa Miłośników Miasta Bydgoszczy. Autor wielu książek historycznych. Opublikował ponad sto artykułów naukowych i popularnonaukowych.
Źródła cytatów:
E. Jurewicz, „Wczoraj, dziś i jutro. Wspomnienia bydgoskie”, „Polska Walcząca. Żołnierz Polski na Obczyźnie” 1942, nr 11, s. 2
J. Korbal, „Z ‘Polskim Irvinem’ w klapie – spadochroniarze LOPP”, „Wojsko i Technika – Historia” 2016, nr 5, s. 30
W. Mizgier-Chojnacki, „Sport spadochronowy rozwija się pomyślnie”, „Lot Polski” 1938, nr 8–9, s. 35
Przebieg służby Henryka Kowalskiego, w zbiorach Mieczysława Przybysza
Krzysztof Drozdowski
Komentarze