Ppłk Łukasz Gradziński o szkoleniu na M-346 dla eskadr myśliwców F-16
Jeżeli na szkoleniach prowadzonych przez US Air Force są wolne miejsca, chętnie korzystamy z możliwości wysłania naszych żołnierzy za ocean. Szkopuł w tym, że warunkiem udziału jest przejście szkolenia IFF na samolotach T-38. Od stycznia równoważne szkolenie możemy przeprowadzić w Polsce na Bielikach – mówi ppłk Łukasz Gradziński, dowódca 6 Eskadry Lotniczej, pilot F-16.
41 Baza Lotnictwa Szkolnego zdobyła certyfikat Amerykańskich Sił Powietrznych, dzięki któremu szkolenie na M-346 staje się równoważne z przeprowadzanym w USA na T-38. Jak to wpłynęło na takie pododdziały jak 6 Eskadra Lotnicza, którą pan dowodzi?
Ppłk Łukasz Gradziński: W największym skrócie, szybciej dostaniemy kolejnych pilotów. Mamy w kraju pełne możliwości szkolenia pilotów samolotów F-16. Ale nasz system ma swoje ograniczenia i może wypuszczać co roku określoną liczbę absolwentów. A potrzeby sił powietrznych są większe. Więc jeżeli na szkoleniach prowadzonych przez US Air Force są wolne miejsca, chętnie korzystamy z możliwości wysłania naszych żołnierzy za ocean. To nie tylko zwiększa liczbę pilotów, którzy zdobywają uprawnienia do lotów Jastrzębiami, ale także daje im możliwość treningu z najlepszymi instruktorami na świecie. Szkopuł w tym, że warunkiem udziału w kursie US Air Force, było wcześniejsze przejście szkolenia IFF (Introduction to Fighter Fundamentals). W USA jest ono realizowane na samolotach T-38. Czyli nasz pilot musiał lecieć do Stanów Zjednoczonych na dwa kursy. To trwa i kosztuje. Dopiero certyfikacja programu szkolenia na Bielikach oznacza, że dla US Air Force nasze krajowe szkolenie IFF na tych maszynach jest równoznaczne z ich treningiem na T-38. Wykorzystywane wcześniej Iskry nie miały takich możliwości. Wracając do pytania, oszczędzamy czas i pieniądze, a dodatkowo zyskujemy prestiż. 41 Baza Lotnictwa Szkolnego stała się certyfikowanym ośrodkiem zaudytowanym przez US Air Force, które są numerem jeden na świecie. To wiele znaczy.
Czego pilot uczy się na szkoleniu IFF?
Walk w powietrzu jeden na jednego, ofensywnych i defensywnych, walki dwa na jeden i lotów na poligon. To krótkie, 3-miesięczne szkolenie, ale jest bardzo złożone i bardzo intensywne. Piloci mają mnóstwo zajęć, bardzo dużo lotów i treningów na symulatorach. Wyciska się ludzi jak cytrynę. Ten etap to również selekcja pilotów, która następuje dzięki naprawdę trudnemu rytmowi pracy. Odpadają ci, którzy nie nadają się do służby w lotnictwie taktycznym, bo nie wytrzymują takiego tempa.
Mówi się o tym, że przed Dęblinem wielka szansa, by stać się międzynarodowym ośrodkiem szkoleniowym.
To może być raczej długofalowy plan. Ale nie dlatego, że nie jesteśmy gotowi merytorycznie czy mamy jakieś braki w metodyce szkolenia, a dlatego, że mamy za małe zasoby instruktorskie. To wciąż „wąskie gardło” w procesie szkolenia młodych pilotów. Szkolenie pilotów z innych krajów nie jest w tej chwili dla polskich sił powietrznych najważniejsze. Priorytetem jest szkolenie na własne potrzeby oraz tworzenie kadry instruktorskiej, tak aby w perspektywie stać się samowystarczalnymi w szkoleniu pilotów samolotów bojowych. Pewnym wzorem mógłby być system izraelski.
Na czym polega?
Izrael posiada dwie eskadry M-346. Pierwsza szkoli podchorążych szkoły lotniczej, jak latać samolotem i wykonywać podstawowe misje, np. walka jeden na jednego. Po promocji oficerskiej piloci trafiają do drugiej eskadry M-346 i tam są przygotowywani do wykonywania misji taktycznych. Dzięki temu już po roku trafiają do jednostek operacyjnych i tam, z nabytymi umiejętnościami z zakresu taktyki, jedynie przeszkalają się, by zasiąść za sterami docelowego typu samolotu bojowego. Taka architektura systemu szkolenia pozwala przenieść środek ciężkości w kierunku większego wykorzystania samolotów szkolnych, które są tańsze w eksploatacji. Jednocześnie zwiększa się dostępność samolotów bojowych lotnictwa taktycznego do zadań operacyjnych. Dowództwo Generalne stawia sobie za cel optymalizację naszego systemu szkolenia, tak aby zredukować liczbę lotów szkolnych w szkoleniu podstawowym na samolotach F-16. Stworzenie systemu inspirowanego między innymi wzorcem izraelskim, w mojej ocenie, pozwoliłoby ten cel osiągnąć.
Czy certyfikacja to mały kroczek w tym kierunku?
Raczej krok milowy! I nie chodzi tylko o to, że skróci się czas szkolenia. To dowód, że polskie siły powietrzne są na naprawdę dobrym poziomie. Na pewno nie ma drugiego takiego kraju, który przeszedł tak szybko i sprawnie drogę od systemu postsowieckiego do natowskiego. Udowodniliśmy to kolejny raz. Czy moglibyśmy się dziś obyć się bez certyfikacji? Tak. Ale jeśli chcemy potwierdzać, że nasi piloci szkolą się i operują zgodnie z najwyższymi standardami NATO, to należy poddawać ich tego typu certyfikacjom.
Rozmawiała: Ewa Korsak
Komentarze