Polscy lotnicy znają się na śmigłowcach
Bardzo blisko współpracujemy z 1 Brygadą Lotnictwa Wojsk Lądowych. Szkolimy się z pilotami, współpracujemy z technikami, dzielimy się z nimi naszą wiedzą o Apache’ach – mówi płk Ryan P. Sullivan, dowódca stacjonującej w Powidzu 3 Combat Aviation Brigade. Amerykański dowódca chwali umiejętności polskich lotników, które poznał podczas misji w Iraku i Afganistanie.
Od maja tego roku żołnierze 3 Combat Aviation Brigade, którymi Pan dowodzi, stacjonują w Powidzu. Jakie zadania tu wykonujecie?
Płk Ryan P. Sullivan, dowódca 3 CAB: Nasza misja polega na zapewnieniu bezpieczeństwa krajom NATO, odstraszaniu przeciwnika oraz współpracy z sojusznikami. Jesteśmy w Polsce już drugi raz, wcześniej stacjonowaliśmy tu na przełomie 2019 i 2020 roku, czyli jeszcze przed wybuchem wojny w Ukrainie. Żołnierze 3 CAB są rozmieszczeni na całej flance wschodniej NATO, a więc m.in. na Łotwie, w Bułgarii, Rumunii czy w Polsce. W Europie mamy około 1,8 tys. żołnierzy, 89 śmigłowców i 20 bezzałogowych statków powietrznych. Nasze dowództwo znajduje się w Polsce.
Jesteście znani ze swojego bojowego doświadczenia, z walki, w której wykorzystywaliście moc AH-64, np. w Afganistanie czy Iraku. Polscy lotnicy stoją dziś u progu programu zakupu Apache’ów. Czy mogą czerpać z waszego doświadczenia w kwestii AH-64?
O tak, jasne. Muszę przyznać, że znaleźliśmy w Polsce prawdziwego, bardzo bliskiego partnera. Jedną z rzeczy, której nauczyłem się w Europie, jest to, że wiele krajów jest naszymi sojusznikami, ale bycie partnerem to coś więcej. Wracając do Apache’ów. Najbliżej współpracujemy z 1 Brygadą Lotnictwa Wojsk Lądowych, z którą mieliśmy już kilka wspólnych treningów – nasze Apache’e latały z ich Mi-24. Pokazaliśmy im również, jak przeprowadzamy konserwację śmigłowców i jak je naprawiamy. Chcieliśmy pokazać żołnierzom, co ich wkrótce czeka (śmiech). Jedno z takich szkoleń obserwował zresztą prezydent Andrzej Duda. Dla moich żołnierzy była to wspaniała okazja, by się z nim spotkać i uścisnąć mu dłoń.
Ale waszą rolą nie jest szkolenie Polaków, prawda?
Tak. Jedną z najważniejszych rzeczy, na których skupiamy się w Europie, jest interoperacyjność. Aby ją zwiększać, działamy w trzech obszarach – kontakty międzyludzkie, procedury oraz kwestie techniczne. Jeśli chodzi o użytkowanie AH-64, skupiamy się teraz na tym pierwszym obszarze. Nasze podejście do lotników z 1 Brygady Lotnictwa Wojsk Lądowych jest więc takie: „Hej, chodźcie, pokażemy wam, jak wyglądają nasze procedury, jak przeprowadzamy konserwację Apache’ów”. W przyszłości na pewno pojawią się jakieś rady techniczne. Jeśli zaś chodzi o szkolenie, polscy piloci uczą się latać AH-64 w USA w specjalnie do tego celu przystosowanym ośrodku – w Fort Novosel.
Pan taki kurs przeszedł. Był trudny?
To było dawno temu, bo w 2001 roku. Nie miałem zbyt dużego doświadczenia w lataniu śmigłowcami. Latałem jedynie OH-58 Kiowa, śmigłowcem rozpoznawczym. Polscy piloci, którzy wcześniej latali na Mi-24, na pewno będą rozumieć znacznie więcej z kursu niż ja. Jeśli chodzi o jego stopień trudności… Na pewno wyzwaniem jest nauka obsługi monokularu. Może to sprawiać trochę kłopotów, bo jedno oko zyskuje zupełnie nową perspektywę widzenia. Trzeba do tego przywyknąć. Ja przyzwyczaiłem się dość szybko, a dziś czuję się nawet trochę dziwnie, kiedy nie widzę tych wszystkich informacji w monokularze (śmiech).
Ogromne wyzwania czekają też załogi techników, którzy będą zajmować się Apache’ami…
Zgadza się. Wiem, że ludzie zajmujący się w Wojsku Polskim Mi-24 to są mistrzowie w swoim fachu, ale do pracy przy nowym sprzęcie na pewno potrzeba nieco więcej, czyli znajomości języka angielskiego oraz zrozumienia nowoczesnych technologii. Nie sądzę, by młodsze pokolenie techników miało z tym problem, oni wychowali się w świecie cyfrowym. Trzeba ich po prostu wysłać na odpowiednie szkolenia w USA, gdzie nauczą się wszystkiego, co muszą wiedzieć o tych śmigłowcach. A propos różnych pokoleń i ich umiejętności. Obserwowałem spotkanie naszych niekiedy bardzo młodych techników ze starszymi i doświadczonymi technikami od Mi-24. Przyjemnie było patrzeć, jak się wzajemnie obserwują i uczą się od siebie. Z jednej strony masz ogromne doświadczenie, z drugiej – wiedzę o nowych technologiach. To, co ich łączy, to niesamowita pasja. Patrzyłem, jak ze sobą współpracują, i pomyślałem, że takich rzeczy mogliśmy doświadczyć, tylko przylatując do Europy.
Szkolimy pilotów, techników, ale śmigłowce muszą też gdzieś stacjonować. Czy baza w Inowrocławiu, do której mają trafić pierwsze Apache’e, jest już według Pana na to gotowa?
W znacznej mierze tak. Znajduje się tam m.in. świetny hangar, w którym bez problemu można wykonywać zadania związane z obsługą śmigłowców. Stacjonuje tam zresztą jeden z naszych śmigłowców, a moi technicy przeprowadzają na nim czynności obsługowe. Polacy mogą to obserwować i z tego co wiem, korzystają z tej okazji. Oczywiście takich hangarów potrzeba więcej, by móc obsłużyć 96 śmigłowców, i dojście do tego punktu zajmie lata. Wierzę, że się uda. Macie naprawdę dobrych ludzi, z ogromną energią, z wielkim doświadczeniem bojowym, a przede wszystkim z pragnieniem wdrożenia śmigłowców AH-64. Trzeba jednak pamiętać, że proces przyjęcia Apache’ów wymaga wiele cierpliwości. Kupno śmigłowców to pierwszy krok, który pociąga za sobą mnóstwo ważnych zmian, m.in. w doktrynach obronnych, bo na Apache’u walczy się zupełnie inaczej niż na Mi-24.
Nie mogę się doczekać, kiedy zadam to pytanie polskiemu pilotowi Apache’a. Ale na razie zapytam Pana. Jak to jest usiąść za sterami takiej maszyny jak AH-64?
Domyślam się, co będą czuli ci, których kiedyś pani o to zapyta. Wielu ludzi pomyśli, że chodzi o moc płynącą z uzbrojenia i szybkości Apache’a, ale według mnie istotniejsze jest w nim coś innego. Myślę, że najważniejszą rzeczą, jaką poczują, kiedy wystartują po raz pierwszy, będzie zdziwienie tym, jak bardzo są połączeni z pozostałymi zaangażowanymi w walkę siłami powietrznymi i wojskami lądowymi, z F-16, Abramsami, HIMARS-ami i Patriotami. To właśnie to połączenie sprawia, że moc Apache’a jest zabójcza. Kiedy nim wystartujesz i zobaczysz te wszystkie cyfrowe mapy, na których znajduje się absolutnie wszystko, czyli twoje śmigłowce, czołgi, wyrzutnie, dane dotyczące ich uzbrojenia, poziomu paliwa i ilości amunicji, czujesz moc tej maszyny. A kiedy zobaczysz bezzałogowce, których normalnie byś nie dostrzegł, nagle zdajesz sobie sprawę z tego, że nie jesteś sam, że tworzycie ogromny zespół. To budująca świadomość.
To, co Pan mówi, brzmi jak początek misji w grze komputerowej.
Zgadza się. To jak gra komputerowa, w której wiesz wszystko. Trzeba tylko szybko ustalić, co jest ważne i gdzie jest twoje miejsce w tej misji. A potem uświadomić sobie, że to rzeczywistość.
Rozmawiała: Ewa Korsak
autor zdjęć: Grzegorz Czaplicki
Komentarze