Najpierw bezpieczeństwo, później akcja
Mimo wprowadzonego zakazu ruchu cywilna jednostka wpłynęła rano 26 września na akwen graniczący z Centralnym Poligonem Sił Powietrznych w Wicku Morskim.
Choć intruz nie był widoczny ze stanowisk, na których rozwinęły się 33 i 36 dywizjony rakietowe OP, kierownictwo ćwiczenia podjęło jedyną możliwą w takich warunkach decyzję – zgodną z instrukcjami - o przesunięciu strzelań przeciwlotniczych na godziny poobiednie. Wtedy rakiety Strzała i Newa, a także Osy z ćwiczącego na Anakondzie-12 razem z przeciwlotnikami 3 Brygady Rakietowej OP Sił Powietrznych 4 Pułku Przeciwlotniczego Wojsk Lądowych, startowały już bez przeszkód i przechwytywały imitatory celów powietrznych.
Działania ogniowe zainaugurował więc klucz Su-22 z 21 Bazy Lotnictwa Transportowego w Świdwinie, który zrzucił bomby FAB-500 na cele zakotwiczone w morzu. Następnie samoloty pojedynczo ostrzelały tarcze z podwieszanych zasobników z działkami kalibru 23 milimetrów. Ze stanowiska dowódczo-obserwacyjnego podziwiali te akcje kierownik ćwiczenia Anakonda generał broni Edward Gruszka oraz attaché wojskowi akredytowani w Polsce, przywiezieni rankiem samolotem C-295M ze stolicy.
Następnie kunszt bojowy zaprezentowali lotnicy z 7 eskadry działań specjalnych oraz operatorzy Jednostki Wojskowej Formoza. Dwa śmigłowce Mi-17 zatrzymały na drodze wiodącej przez las pojazd wiozący (według scenariusza manewrów) Mohamedda K., przywódcę organizacji „Czerwony Październik". Maszyny nie miały miejsca do lądowania, więc żołnierze zjechali z jednego Mi-17 na ziemię na linach, podczas gdy drugi Mi-17 z bliskiej odległości osłaniał akcję naziemną. Specjalsi wyciągnęli poszukiwanego z wozu, podczepili się do liny razem z nim i metodą „na winogrono" ewakuowali z miejsca interwencji. Wśród nich był JTAC - wysunięty nawigator naprowadzania lotnictwa, do którego zadań należy zapobieganie uderzeniom na siły własne, doradzanie dowódcy pododdziału w kwestii użycia lotnictwa oraz precyzyjne naprowadzanie własnych samolotów i śmigłowców na siły przeciwnika. „Wsparcie z powietrza może przysłużyć się żołnierzom wszędzie – na misji, w kraju, na lądzie i na morzu, w ataku i obronie", powiedział nam JTAC.
Kilka dni wcześniej on i inni operatorzy JW FORMOZA działali w rejonie Drawska Pomorskiego. Także współpracowali z załogami 7 eskadry działań specjalnych. Dowiezieni śmigłowcami zaatakowali obóz przeciwnika, w którym przechowywana była broń. Wyeliminowali strażników, a JTAC na rozkaz dowódcy pododdziału naprowadził myśliwce F-16, które zrzuciły na magazyn bomby, korygowane sygnałem GPS. Jak widać, operatorzy Wojsk Specjalnych świetnie współpracują z Siłami Powietrznymi.
26 września na poligonie w Wicku wsparcia z powietrza specjalistom udzielały myśliwce MiG-29. Następnie ćwiczyliśmy znów akcję połączoną. Samolot Bryza z Brygady Lotnictwa Marynarki Wojennej symulował poszukiwanie i pomoc rozbitkowi, a z powietrza akcję osłaniała para myśliwców F-16 z 32 Bazy Lotnictwa Taktycznego.
Generał Gruszka spotkał się na stanowisku ogniowym SO-3 z personelem trenującego 33 dywizjonu ogniowego OP. Dla wszystkich rakietowców 3 Warszawskiej Brygady Rakietowej OP tegoroczna „szkoła ogna" była ważnym przedsięwzięciem, bo wieńczyła trzyletni cykl szkolenia zawodowych pododdziałów według nowych programów oraz sprawdzała ich umiejętności po ubiegłorocznym przeformowaniu dywizjonów. W każdym dywizjonie rakietowym są teraz trzy zespoły bojowe, każdy z własną stacją naprowadzania rakiet, dzięki czemu jego dowódca, dysponujący większa liczbą żołnierzy i sprzętu, może kierować walką z trzema celami powietrznymi jednocześnie, na dystansach od 3,5 do około 25 kilometrów. Podpułkownik Marek Kuchnowski, dowódca 33 drOP, powiedział nam, że jego jednostka dotarła do Wicka w 100 procentach ze sprawnym sprzętem. „Gdy żołnierze intensywnie się szkolą i dbają o to, czym dysponują, niezawodność i pojazdów i stacji i wyrzutni jest wyraźnie większa. Ludzie podtrzymują właściwe nawyki, nie popełniają błędów skutkujących awariami. W końcowym efekcie przekłada się to na morale i dyscyplinę. Chce się dobrze służyć i widać dobre efekty tej służby."
Gdy po południu oba ćwiczące dywizjony mogły już bezpiecznie strzelać do imitatorów SRCP-WR odpalanych przez świdwińskie Su-22 co pięć minut z odległości około 30 kilometrów na wschód od poligonu, „upolowały" wszystkie przydzielone im cele. Niektóre trafienia były widowiskowe, zwłaszcza gdy do imitatorów startowały dwie rakiety.
Na plaży przy stanowisku SO-2 obserwatorzy, w tym około 80 reporterów, przyglądali się dwustronnym zajęciom zintegrowanym pododdziałów 7 Brygady Obrony Wybrzeża. Dwa okręty transportowo-minowe OORP Poznań i Toruń wysadziły na poligonowej plaży desant „Czerwonych": 8 transporterów BWP-1 i dwóch PTS-M z grupami torującymi. Agresorów z powietrza osłaniały myśliwce MiG-29, a usiłowało odeprzeć batalionowe zgrupowanie taktyczne. Ze względów bezpieczeństwa tu zminimalizowane zostało użycie środków pozoracji pola walki, ale i tak huku i dymu było dużo. Pułkownik Sławomir Kowalski, dowódca 7 BOW, wskazał, że jego podwładni zaokrętowali się na jednostki pływające dopiero rankiem 26 września – również ze względów bezpieczeństwa, bo stan morza na to nie pozwalał. Już 6 godzin później znów byli na stałym lądzie. A więc i podczas tego epizodu liczyły się warunki bezpieczeństwa, a także dbanie o przyrodę.
Generał Gruszka z zadowoleniem ocenił, że umiejętności ćwiczących sztabów i wojsk w planowaniu i prowadzeniu operacji połączonej z Anakondy na Anakondę (manewry rozgrywane są co dwa lata) rosną. Wraz z wojskowymi dyplomatami oraz przedstawicielami kierownictwa ćwiczenia odpowiedzialnymi za działania na Centralnym Poligonie Sił Powietrznych dowódca operacyjny obejrzał wystawę statyczną sprzętu, przygotowaną przez Siły Powietrzne, Wojska Lądowe, Marynarkę Wojenną i Wojska Specjalne. Nawet wystawa miała charakter połączony.
ppłk Artur Goławski
Galeria zdjęć dostępna jest na stronie Sił Powietrznych
(Zdjęcia: kpt. Wojciech Czarnecki, st. chor. sztab. Adam Roik)
Komentarze