TO & GO Inaczej – Postscriptum
Generalnie jest tak, że edukacja jako proces ma dwie strony – nauczyciela (instruktora) i ucznia – (studenta, pilota). I by osiągnąć cel nauczania, jaki by on nie był, obie te strony muszą być w ten proces nauczania równo zaangażowane. Życie potrafi jednak zaskakiwać i spotkać się można z sytuacją nieco dziwną, opisaną we wstępniaku Naczelnego w grudniowym numerze Przeglądu Lotniczego (tak naprawdę tytuł To&Go też stamtąd jest zaczerpnięty, tak samo jak przywołana w poprzednim artykule dyskusja nt. szkolenia lotniczego).
Otóż pierwszy oficer samolotu liniowego przyznaje się swemu kapitanowi, że nie rozumie całej fizyki związanej z powstawaniem siły nośnej i przeciągnięciem dodając, że wcale mu nie zależy na tym, by to zrozumieć. Bo do niczego ta teoria nie jest mu potrzebna. Ciśnie się tu na usta porównanie tego zwierzenia z tragicznym finałem lotu Air France zakończonym w wodach Atlantyku. W powszechnym mniemaniu każdy pilot teorię lotu powinien znać bardzo dobrze, w szczególności ten, który przewożąc pasażerów odpowiada za ich bezpieczeństwo. Także ten, który lata na swoim za swoje. A w praktyce widać, że nie do końca tak jest. Pytanie - dlaczego? W profesjonalnych firmach specjalnie do tego powołane komórki dbają o odpowiedni poziom wiedzy teoretycznej i praktycznej swych pilotów. Organizują kursy doskonalące, szkolenia symulatorowe.
Mają wiele narzędzi przy pomocy których jest kontrolowany poziom umiejętności załóg i przynajmniej teoretycznie nie dopuszczają one do obniżenia go poniżej pewnego akceptowalnego poziomu. Teoretycznie, bo jak pokazuje powyższy przykład, każda reguła ma wyjątki. Twórcy procedur stają więc na głowie wyszukując w celu wyeliminowania wszelkich luk. Tak jest w firmach. A co na to prywatny pilot, który nie musi takich procedur tworzyć? Czy to znaczy, że pewne obszary związane w szczególności z bezpieczeństwem wykonywania operacji lotniczych nie powinny go dotyczyć? Ale przecież on też wozi swych paxów, o bezpieczeństwo których musi dbać. Otóż pewne zasady zadziałają, gdy mamy świadomość, iż latanie to nie tylko ta kulka w środku (obowiązkowo, tak samo jak dobrze wyuczona umiejętność interpretacji wskazań przyrządów pilotażowych). Jest się pilotem, gdy posiada się odpowiednią licencję.
Natomiast by być w lotnictwie trzeba mieć dodatkowo świadomość istnienia nie tylko wielu różnych elementów związanych z lataniem stricto, ale też z całą jego otoczką. Trzeba być w lotnictwie MENTALNIE. Co to znaczy? Żyć tym, czym żyje środowisko. Przede wszystkim uczyć się. Gdy latamy poza organizacjami, firmami musimy o nasz poziom wiedzy teoretycznej i praktycznej troszczyć się samodzielnie. Nie wystarczy uaktualnianie SkyDemona czy innych tego typu narzędzi, bo one za nas latać nie będą. Należy zapewnić sobie dostęp do źródeł wiedzy – literatura, internet, spotkania z kolegami na lotniskach – i korzystać z nich. Biorąc się za latanie należy mieć świadomość, że od tego momentu zdajemy się dobrowolnie na ciągłe dokształcenia i permanentne poddawanie naszych umiejętności różnorakim sprawdzeniom.
Oczywiście to wszystko we własnym, niezwykle cennym czasie, za swoje. Ale bez tego po prostu nie da się. Jak ktoś tego nie rozumie, to może niech swą energię poświęci na coś innego… Teraz ktoś może zapytać – ok, ale jak to się ma do jakości szkolenia, wokół której ten artykuł? Wg mnie się ma. Otóż ośrodki szkolenia powinny powyższe zasady niejako wszczepić szkolonym u siebie pilotom, równolegle z samym szkoleniem.
Powinny uświadamiać im na każdym kroku, że latanie owszem jest solo (mówię o załodze jednoosobowej), ale być na bieżąco z pewnymi zagadnieniami, ciągle ewoluującą rzeczywistością to konieczność. I tu gra w pojedynkę nie zawsze jest skuteczna. Należy przekonać ich do utrzymywania kontaktów z ośrodkami, instruktorami, niekoniecznie z tymi, w których się szkolili, regularnych „kawach” w gronie lotników celem wymiany doświadczeń czy też wzięcia udziału w okresowych kontrolach wiedzy teoretycznej i praktycznej, nie mówiąc o zajęciach uzupełniających naszą wiedzę.
Taka postawa spowoduje, że nie odstaniemy od problemów związanych z naszym lataniem, o których nie żyjąc w środowisku nie będziemy nawet wiedzieć. Pozytywnie więc wpłynie ona na jakość naszego, prywatnego latania, zwiększy też jego bezpieczeństwo, o które tak bardzo się troszczymy w szkoleniu lotniczym. Świadomy lotnik powinien znać swe miejsce w szyku – jest ciągle stroną w procesie edukacji, ale jego nauczycielem staje się powoli środowisko, w którym przebywa. Kwestia umiejętności wyboru tego nauczyciela to temat na oddzielne rozważania.
instr.pil. Włodzimierz Chrenowicz
Włodzimierz Chrenowicz - pilot i instruktor. Szef Szkolenia w ATO Aero Poznań. Od 45 lat czynnie związany z sektorem General Aviation. Wyszkolony w Aeroklubie Poznańskim, wieloletni jego pracownik i działacz, posiadacz złotej odznaki szybowcowej z trzema diamentami. W swojej ponad 35-cio letniej karierze pilota-instruktora wyszkolił dużą liczbę pilotów, co jest najlepszym dowodem jego profesjonalizmu i odpowiedzialności w wykonywaniu zawodu pilota i nauczyciela w lotnictwie. Jako kapitan dyspozycyjnych samolotów odrzutowych i tłokowych, obleciał niemal całą Europę. To doświadczenie daje mu niezwykle szeroki kąt widzenia współczesnego lotnictwa.
Czytaj również:
TOUCH & GO INACZEJ...czyli dotknij tematu i pomyśl w długie zimowe wieczory
Komentarze