Blog Sebastiana Kawy: Himalaje polityki i biurokracji
Zdaje się, że już rozumiem dlaczego nikt dotąd nie przeleciał szybowcem nad Himalajami.
Nie spodziewałem się, że wyprawa w Himalaje będzie łatwą, ale kolejne problemy to już chyba jakaś klątwa. Rozeznanie co do warunków i możliwości zorganizowania ekspedycji zacząłem już rok temu. Nawiązaliśmy kontakty z himalaistami, pilotami latającymi tam na paralotniach, Matevž’em Lenarčič który leciał Pipistrel’em dookoła świata, jak również z lokalnym aeroklubem Avia Club Nepal. Pozwoliło to na zorientowanie się w wielu aspektach i ogólne rozeznanie tematu, toteż gdy u progu tej jesieni Jeans Kroger zgodził się na wypożyczenie swego szybowca sprawy potoczyły się wartko. W ciągu kilku dni powstał spontanicznie kilkuosobowy zespół.Przy powszechnej życzliwości szybko przygotowaliśmy szybowiec, uzupełniliśmy wyposażenie i zdołaliśmy rozwiązać podstawowe problemy organizacyjne.
Czas naglił, bo okres korzystnej pogody w Nepalu krótkotrwały, toteż podstawową była kwestia sprawnego przetransportowania szybowca. Wybraliśmy firmę spedycyjną reklamującą się doświadczeniem na tamtym rynku. Wynajęliśmy też lokalnego agenta od spedycji- zapłaciliśmy niemałe pieniądze. Wydawało się, że dalej będzie już z górki. Szybowiec miał być w Kalkucie 24 października. Do tej pory wysyłaliśmy szybowce po kilka razy do Nowej Zelandii, Chile, Argentyny, USA i nigdy nie było poważnego opóźnienia. Tym razem stało się inaczej. Pierwsze opóźnienie powstało, gdy firma stwierdziła, że zakres jej ubezpieczenie nie pokrywa wartości szybowca. Musieliśmy więc sami ubezpieczyć transport a dla załatwienie nietypowych formalności straciliśmy tydzień. Kolejne opóźnienia powstały, bo nie dotrzymano terminów załadunku a na wcześniej odpływające statki, a na dodatek wysłano kontener aż przez Singapur. Potwierdza się powiedzenie : -Jeśli umiesz liczyć licz na siebie. W instytucjach postępuje się schematycznie. Gdybyśmy nie zdali się na przewoźnika, a sami rozwiązywali sprawy, wysłalibyśmy kontener z Pireusu do Bombaju i w połowie października byłby on na miejscu, a o tej porze moglibyśmy już sposobić się do powrotu. Cóż, człek ciągle się uczy. (...)
Powyżej opublikowaliśmy fragment tekstu, artykuł w całości przeczytasz na blogu Sebastiana Kawy
Komentarze