Przejdź do treści
Grand Prix Żar, fot. S. Kawa
Źródło artykułu

Blog Sebastiana Kawy: Gorący finał

Dwa ogromne niże zakotwiczyły na krańcach Europy. Rejon naszych zawodów pozostawał w ciepłym wycinku atlantyckiego giganta, lecz nad zachodnią częścią Polski i Czechami ukształtował się maleńki ośrodek wyżowy po którego wschodniej części wędrowało nieco chłodniejsze powietrze .

Bagatela- tylko parę kresek ponad 30 stopni C, lecz spragniony zawsze znajdzie wodę. Stwarzało to szanse na rozwój przyzwoitych warunków w górach, których ciężka ziemia skumulowała już dużo energii, a lasy mają ciągle zasoby wilgoci. Zaproponowałem, więc uczestnikom mocny akcent na koniec zawodów w postaci atrakcyjnego wyścigu nad naszymi i morawskimi Beskidami, a potem przez Tatry, obie Fatry do Nitry i z powrotem na dystansie bliskim 600km. Nie zdziwili się bardziej niż przy prezentowaniu zadań z poprzednich dwu dni o długości 450 i 500 km, choć wyścigi Grand Prix rozgrywa się zwykle na krótszych dystansach. Był to oczywiście żart, ale zadanie w pełni realne nawet w warunkach zawodów i stosunkowo późnego startu. Dowiódł tego Bogdan Dorożko, który przyciągnął tu ze stolicy swoje skrzydła i pospacerował sobie po górach na podobnej trasie. Był to bez wątpienia jeden z lepszych termicznie dni tej imprezy, trafiały się wznoszenia o wartości ponad 5 m/sek. przy podstawach chmur 3500m , choć nad płaskim terenem nie zakwitł nawet najmniejszy cumulusik. Zawody mają jednak swoje ograniczenia. Limitowała pokusy popołudniowa ceremonia zakończenia imprezy, oraz konieczność odbycia uciążliwych podróży powrotnych przez naszych gości. Finałowy bieg rozegrano, więc na dystansie 300 km. Nie obeszło się bez drobnych kłopotów na starcie. (…)

 

Powyżej opublikowalismy tylko fragment tekstu, wpis w całości przeczytasz na blogu Sebastiana Kawy

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony