Przejdź do treści
Siły Powietrzne
Źródło artykułu

ANAKONDA 2010 - Strzały w celu

Sobota dla żołnierzy z 1 Śląskiej Brygady Rakietowej Obrony Powietrznej była dniem wykonywania strzelań bojowych do celów nurkujących. Wicko Morskie, 2 października 2010r.

Jako pierwsze, strzelania bojowe rozpoczęły drużyny rakietowych zestawów przeciwlotniczych Strzała S-2M. Obsługa, każdego z nich po zajęciu swojego stanowiska ogniowego rozpoczęła obserwację nieba w wyznaczonym sektorze. Po wykryciu celów, które rozpoczęły atak na stanowisko ogniowe, operatorzy zestawów rakietowych-jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki- skierowali swoje rakiety w kierunku „nurkujących” samolotów. Po chwili, w ich stronę poszybowały wystrzelone Strzały, które bez problemu odnalazły właściwą trajektorię lotu, by zniszczyć cele.


Następnymi specjalistami, którzy pokazali swój kunszt, były obsługi przeciwlotniczych karabinów maszynowych PKM-2.

Po wjechaniu na stanowisko ogniowe, drużyny przystąpiły do ładownia podwójnie sprzężonych ze sobą karabinów. Po zameldowaniu gotowości do strzelania, kierownik zajęć podał komendę do otwarcia ognia i serie czternaście i pół milimetrowych pocisków mkną, z prędkością kilkuset metrów na sekundę, w kierunku atakującego samolotu.

Na zakończenie sobotnich zajęć, odbyło się ładowanie rakiet „Newa” na wyrzutnię, w ramach treningu specjalistycznego obsług zestawów rakietowych, przygotowujący żołnierzy do odbycia strzelań bojowych z ich użyciem.


Odparcie kolejnego desantu

Wicko Morskie, dnia 3 października 2010r. Pododdziały Taktycznej Grupy Bojowej z 7 Brygady Obrony Wybrzeża po raz kolejny odpierały desant przeciwnika. Na nadmorskiej plaży poligonu, zmechanizowani ze Słupska realizowali zajęcia taktyczne ze strzelaniem amunicją bojową.

Po omówieniu warunków bezpieczeństwa przez kierownika zajęć, z rejonu wyjściowego na pełnych obrotach silnika wyłoniły się bojowe wozy piechoty z 1 batalionu zmechanizowanego niebieskich beretów. Ich kierowcy sprawnie zajęli stanowiska ogniowe, umożliwiając pozostałym żołnierzom z drużyny szybko opuścić stalowe wnętrze wozu i przygotować się do strzelania. Dotychczasowe działanie „piechocińców” grupy bojowej osłaniane było skutecznym ogniem armat przeciwlotniczych, które nie pozwalały samolotom przeciwnika zbliżyć się do bronionego odcinka plaży. Nagle, potężnych huk wzniecił tumany piasku, to czołgiści z Braniewa, wykorzystując siłę ognia i zasięg armat, rozpoczęli systematyczne niszczenie środków desantowych przeciwnika. Ich 125 milimetrowe armaty i sprzężone z nimi karabiny maszynowe bez trudu odnajdywały swoje cele, które znikały jeden po drugim. Im przeciwnik był bliżej brzegu, tym wzrastało natężenie ognia. Kilkakrotne ześrodkowania ognia plutonów zmechanizowanych było powodem malejącej ilości figur bojowych, do których można było jeszcze prowadzić ogień. Dowódcy pododdziałów biorących udział w strzelaniu, zgodnie z koncepcją obrony przejętą przez dowódcę grupy bojowej, podpułkownika Jarosława Kozłowicza, bardzo sprawnie wykorzystywali manewr ogniem, co uniemożliwiło wysadzenie desantu na usteckiej plaży. Po zakończonych zajęciach, pododdziały przemieściły się do rejonu ześrodkowania i żołnierze rozpoczęli obsługę wozów bojowych i broni od- sprawności której zależy wykonanie kolejnego zadania.

Podczas ćwiczenia ANAKONDA 2010 do akcji wkracza prawdziwe lotnictwo.

Para samolotów F – 16 tuż po 9-tej wystartowała z lotniska w Krzesinach, druga para samolotów MIG-29 z lotniska w Malborku, kilkanaście minut później byli już nad usteckim poligonem by stoczyć walkę powietrzną. Czwartego dnia ćwiczenia ANAKONDA 2010 pogoda wreszcie dopisała, lotnictwo mogło bez ograniczeń realizować swoje zadania. Walka powietrzna „efów” z „migami” była prawdziwym widowiskiem.

Pokaz umiejętności prowadzenia walki powietrznej zaprezentowali piloci samolotów MiG-29 z 41. Eskadry Lotnictwa Taktycznego w Malborku oraz F-16 z 31. Bazy Lotnictwa Taktycznego z Krzesin. Walki powietrzne F-16 i Mig-29 odbyły się w układzie dwa na dwa.

Historia pojedynku powietrznego, który można było dziś zobaczyć podczas ćwiczeń ANAKONDA 2010, sięga września 2008 r., kiedy to piloci z Malborka na samolotach MiG-29 oraz na najnowszych F-16C/D Block 52 z Krzesin, wykonali pierwszą treningową walkę powietrzną. Celem tego treningu było zaprezentowanie jego efektów Dowództwu Sił Powietrznych. Miało to miejsce nad lotniskiem 22 Bazy Lotniczej w Królewie Malborskim. Atrakcyjność walki powietrznej wzmaga fakt, że Polskie Siły Powietrzne są jedynym na świecie użytkownikiem samolotów F-16 i MiG-29, które służą razem w linii w lotnictwie jednego kraju. Takich „pojedynków” na ćwiczeniach w Europie i na świecie wcześniej nie było, bo nikt nie miał takich możliwości organizacyjnych. Pierwsza walka F-16 z Mig-29 była na tyle atrakcyjna, że postanowiono zaprezentować ten element szkolenia lotniczego podczas Air Show w Radomiu w 2009 r. Niestety fatalna pogoda pierwszego dnia pokazów w Radomiu, a drugiego dnia tragiczny wypadek białoruskiego Su-27 uniemożliwiły zaprezentowanie przygotowanego programu. Do pierwszej publicznej prezentacji walki powietrznej wspomnianych samolotów doszło dopiero w tym roku podczas Pikniku Lotniczego w Dęblinie zorganizowanego z okazji obchodów 85-lecia "Szkoły Orląt".

Specyfika walki powietrznej z elementami pokazu stawia pilotom samolotów bardzo wysokie wymagania. Należy dopasować odmienne charakterystyki pilotażowe i manewrowe w taki sposób, aby walka i pokaz były jak najbardziej dynamiczne, a jednocześnie samoloty pozostały w zasięgu wzroku widzów. Podczas dzisiejszej walki powietrznej piloci zaprezentowali szereg energicznych wiraży, zwrotów bojowych czy też rozejście ugrupowania pary samolotów w manewrze obronnym i ponowne odtworzenie ugrupowania bojowego. Aby wykonać to bezbłędnie i bezpiecznie, konieczne jest doskonałe wyszkolenie pilotów. Wszystko odbywało się na stosunkowo małej wysokości rzędu 100-1500 metrów

i prędkości 400-900 km/h. Całość podniebnego pokazu odbyła się w ogłuszającym ryku silników odrzutowych, których odgłosy można było słyszeć nawet w odległym o 30 km od usteckiego poligonu Słupsku. To daje w pewien sposób pojęcie o skali atrakcyjności walki powietrznej 4 samolotów. Następna walka powietrzna „efów” z „migami” zaplanowana jest na 5 października 2010. Miejmy nadzieję, że pogoda nie pokrzyżuje widowiska.


Bałtyk w uścisku „Anakondy”

Anakondy mogą osiągać nawet 250 kg masy ciała, potrafią pływać z szybkością 20 km/godz. i trwać w zanurzeniu 20 minut. Ich długość może przekroczyć nawet 10 metrów, przy średnicy 30 cm i obwodzie 1 m. Dorosłe anakondy żywią się tapirami, rybami, czasem jaguarami i kajmanami. Czają się na zdobycz w wodzie lub jej pobliżu, po czym znienacka atakują. Przytrzymują pyskiem i owijają się wokół ofiary. Swoimi mięśniami duszą w bardzo skuteczny sposób...

Okręty Marynarki Wojennej osiągają wyporność ponad 3,5 tysiąca ton i prędkości przekraczające nawet 30 węzłów. Długość największych jednostek nawodnych dochodzi do 140 metrów, przy szerokości blisko 14 metrów i zanurzeniu niemal 6 metrów. Okręty podwodne zanurzają się na głębokość do 200, a nawet 300 metrów. W tej chwili stacjonują w portach wojennych i czekają na rozkaz do alarmowego wyjścia w morze. Na przeciwnika wykonują ataki uzbrojeniem rakietowym, torpedowym, artyleryjskim i minowym. Zapewniają obronę interesów państwa na morzu w bardzo skuteczny sposób...

W portach wojennych w Gdyni i w Świnoujściu do ćwiczenia „Anakonda” 2010 przygotowuje się 12 okrętów bojowych, 4 okręty wsparcia i 4 holowniki. Największym z nich jest fregata rakietowa ORP „Gen. K. Pułaski”. To wielozadaniowa jednostka świetnie sprawdzająca się w akcjach zapewnienia bezpieczeństwa morskim szlakom komunikacyjnym, a zwłaszcza transportowi i żegludze. „Pułaski” to weteran operacji antyterrorystycznej NATO na Morzu Śródziemnym „ACTIVE ENDEAVOUR”. Już dwukrotnie działał tam w ramach elitarnych Sił Odpowiedzi Sojuszu Północnoatlantyckiego SNMG1 (Standing NATO Maritime Group One). Jednostka ta będzie dowodzić działaniami pozostałych okrętów bojowych na morzu w trakcie „ANAKONDY”. Uzbrojenie „Pułaskiego” to przede wszystkim rakiety przeciwokrętowe Harpoon i przeciwlotnicze Standard oraz torpedy MU-90.

Znacznie mniejsze, ale nie mniej silnie uzbrojone są okręty rakietowe ORP „Orkan” i ORP „Grom”. Te niewielkie jednostki osiągają prędkości przekraczające 30 węzłów. Przenoszą na swoich pokładach nowoczesne rakiety przeciwokrętowe RBS15 mk2. Uzbrojenie to stanowi zagrożenie praktycznie dla każdej jednostki nawodnej przeciwnika, bez względu na klasę, rozmiary i uzbrojenie obronne. Dwie armaty okrętowe (dziobowa AK-176 i rufowa AK-630) sprawiają, że walka z tymi jednostkami na krótkich i średnich dystansach jest z góry skazana na niepowodzenie. Każdy wyposażony jest w karabiny maszynowe kalibru 12,7 mm.

Najniebezpieczniejszym i najbardziej tajemniczym zagrożeniem morskim od lat są okręty podwodne. W „ANAKONDZIE” działać będzie ORP „Kondor”, jednostka typu Kobben. Podobnie jak „Pułaski” uczestniczył on niedawno w operacji antyterrorystycznej NATO pk. „ACTIVE ENDEAVOUR”. „Kondor” jest wyposażony w 8 wyrzutni torpedowych. Stanowi doskonałe narzędzie do monitoringu i osłony morskich szlaków komunikacyjnych i newralgicznych akwenów. Tego typu jednostka potrafi samodzielnie zablokować całą bazę morską i związać swoimi działaniami flotę przeciwnika w liczbie nawet kilkudziesięciu jednostek.

Najtańszym zagrożeniem morskim, którego skuteczność jest nie do przecenienia jest uzbrojenie minowe. O to żeby wody „Wislandii” nie były zagrożone przez siły stawiające miny morskie zadba 5 trałowców. ORP „Wdzydze”, ORP „Śniardwy”, ORP „Wicko”, ORP „Necko” i ORP „Resko” będą z jednej strony wytyczać bezpieczne tory przejścia transportu morskiego, żeglugi i zasadniczych sił bojowych, z drugiej natomiast stawiać zagrody minowe, które uniemożliwią swobodne poruszanie się siłom przeciwnika. Trałowce nie są również bezbronne w starciu bezpośrednim. Artyleria okrętowa (Zu-23M) oraz rakiety przeciwlotnicze Strzała S-2M potrafią zniechęcić do działań każdego przeciwnika.

Czym byłby siły morskie bez szerokich możliwości transportowych. W „ANAKONDZIE” uczestniczą dwa okręty transportowo-minowe ORP „Gniezno” i ORP „Toruń”. Jednostki te wykorzystywane są głównie do przerzutu wojsk wraz ze sprzętem, transportu ładunków czy ewakuacji ludzi, mogą również wysadzać desant morski. Do załadunku bądź wyładunku nie potrzebują portów, takie zadania mogą wykonywać nawet na nieprzygotowanym brzegu. Ich możliwości są więc bardzo cenne zwłaszcza w operacjach pokojowych, kiedy trzeba dostarczyć pomoc humanitarną, ewakuować ludzi z rejonów objętych kryzysem, czy przerzucić wsparcie logistyczne bądź jednostki sił pokojowych.

Każda flota wojenna potrzebuje szczegółowego i bezbłędnego rozpoznania pola walki. W dokładne wiadomości o ruchach przeciwnika armadę Wislandii wyposażać będzie okręt rozpoznania radioelektronicznego ORP „Hydrograf”. Motto tego okrętu Arrectis Auribus, czyli "Z nastawionymi czujnie uszami, z całą uwagą", bardzo dokładnie oddaje specyfikę i skuteczność jego działań. Jeżeli którejś z jednostek przeciwnika uda się dostrzec „Hydrografa”, mogą to być jej ostatnie chwile przed atakiem sił morskich Wislandii, gdyż na długo wcześniej została ona rozpoznana przez „Hydrografa”, a dane o jej działaniach zostały przesłane do Centrum Operacji Morskich i Połączonego Dowództwa Operacyjnego.

Każda flota musi mieć specjalistyczne zaplecze działań. W „ANAKODZIE” uczestniczyć będą trzy okręty ratownicze: ORP „Lech”, ORP „Zbyszko” i ORP „Maćko”. Obecność tych jednostek, które wyposażone w systemy ratowania życia i mienia na morzu oraz w systemy umożliwiające działania nurkowe, nawet głębokowodne (ORP „Lech”), pozwala na komfort działania sił bojowych. Dowódcy poszczególnych okrętów wiedzą bowiem, że „w razie czego” pomoc przyjdzie natychmiast. Zabezpieczeniem rejonów operacji pod względem hydrologiczno-meteorologicznym zajmie się ORP Heweliusz”. Jednostka ta zapewni działającym siłom kompleksową informację o warunkach panujących nad Bałtyku, na nim, w jego toni oraz na dnie. Dodatkowymi siłami uczestniczącymi w każdej operacji są tzw. pomocnicze jednostki pływające. Holowniki H-4, H-7, H-8 i H-9 będą wspomagać siły główne zgodnie z zapotrzebowaniem dowództwa operacji.

Marynarka Wojenna przygotowywała się do kolejnej ANAKONDY przez dwa lata. Przekrój sił pokazuje, że do udziału w ćwiczeniu wysłała niemal wszystko co najlepsze w portach wojennych. Jednak obserwujących manewry zapewniamy, „niemal” robi znacznie większą różnicę niż „prawie”.

kpt. mar. Grzegorz Łyko


Plaża w ogniu

Wicko Morskie, dnia 1 października 2010r. Pododdziały Taktycznej Grupy Bojowej z 7Brygady Obrony Wybrzeża zrealizowały strzelanie w ramach przeciwdesantowej obrony wybrzeża morskiego.

Od rana, na nadmorskiej plaży poligonu w Ustce pływający transporter samobieżny ustawiał pole tarczowe dla pododdziałów Taktycznej Grupy Bojowej dowodzonej przez podpułkownika Jarosława Kozłowicza, etatowo dowódcy 1 batalionu zmechanizowanego ze Słupska. Około południa, pododdziały zmechanizowane, pancerne, artylerii i przeciwlotnicze wchodzące w skład grupy bojowej zajęły rejony ześrodkowania, a ich dowódcy zameldowali o gotowości do działania. Na sygnał o pojawieniu się przeciwnika, pododdziały ruszyły do akcji. Najpierw, artyleria wraz ze śmigłowcami prowadziła ogień do zbliżającego się przeciwnika, osłaniając jednocześnie wyjście pododdziałów zmechanizowanych i pancernych do walki. Na komendę pułkownika Kozłowicza, który z punktu dowódczo- obserwacyjnego kierował walką, zmechanizowani wraz z czołgistami ruszyli na pełnych obrotach do boju, by po chwili na całej szerokości obrony zająć swoje stanowiska ogniowe.

W tym czasie, pododdziały poszczególnych rodzajów wojsk wykonywały strzelania do celów powietrznych i nawodnych. Ich skuteczny ogień umożliwił wejście do walki pozostałych pododdziałów , których żołnierze celnym ogniem niszczyli transportery desantującej się piechoty przeciwnika. Ogniowa obrona wybrzeża trwała kilkadziesiąt minut, które uniemożliwiły „przeciwnikowi” wysadzenie desantu morskiego w zaplanowanym miejscu. Po jego odparciu, pododdziały Taktycznej Grupy Bojowej, pod osłoną środków dymnych wycofały się do rejonu ześrodkowania i przystąpiły do odtwarzania zdolności bojowej. Tymczasem, dowódca wraz ze swoimi podwładnymi przystąpił do oceny i omówienia piątkowych zajęć. „Pododdziały sprawnie zajęły rubieże obrony i dobrze wykonały postawione zadania. Niezwykle celnym ogniem popisali się działonowi-operatorzy bojowych wozów piechoty, działonowi czołgów T-72 i celowniczowie karabinów maszynowych”, podsumował strzelanie podpułkownik Jarosław Kozłowicz. Prawdziwość jego oceny zajęć potwierdzają zniszczone cele, które leniwie kołyszą się na morzu. 


FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony