Przejdź do treści
Źródło artykułu

Blog Piotra Lipińskiego: Dzień jak co dzień... w powietrzu

Latanie jest marzeniem wielu osób, z których potem, w swoim życiu zawodowym realizuje sie w nim, jedynie niewielki odsetek marzycieli. Jednak z pewnością większość chciałaby się przekonać, jak wygląda codzienność takiej pracy, co się składa na jej prestiż i elitarność, a co jest jej najmniej przyjemną częścią. Jak wiadomo zawód ten to nie tylko wspaniałe widoki za oknem, czy poczucie wolności, ale też stres i czas spędzony poza domem i rodziną.

Chcą przybliżyć tematykę lotnictwa liniowego, portal dlapilota.pl rozpoczyna cykl publikacji bloga autorstwa Piotra Lipińskiego, aktualnie szefa pilotów linii lotniczej Air Italy Polska, który od kilku lat na bieżąco dokumentuje chwile spędzone za sterami samolotu. Autor oprócz wspomnień, udostępnia również wiele ciekawych zdjęć i filmów wykonanych zarówno w powietrzu, jak i na ziemi.

Blog pozwala przenieść się do kokpitów samolotów liniowych oraz na płyty lotnisk całego świata i doświadczyć problemów, które są codziennością w życiu pilota zawodowego. Barwnie napisane historie przybliżają niezwykłe sytuacje, z jakimi w czasie lotu musi zmierzyć się załoga, a których pasażer podróżujący na pokładzie nawet się nie domyśla. Pilot udostępnia wspomnienia związane z lotami wykonywanymi na samolotach B757 i B767, realizowanymi dla kilku przewoźników, w tym m.in. Air Slovakia, Prima Charter oraz Air Italy Polska. Zapraszamy do lektury.

Piotr Lipiński (ur. 1970), żonaty, dwójka dzieci. Uzyskał licencję turystyczną w wieku 17 lat, a zawodowa parę lat później. Od 1996 roku pracuje w liniach lotniczych. Posiada uprawnienia na samoloty ATR42/72, EMB145, B737, B757/B767. Aktualny nalot to ponad 11000h w tym ponad 3000 jako instruktor. W swojej karierze pilotował ponad 60 różnych typów samolotów. Od 2007 r. pilot, a od marca 2011 r. szef pilotów w liniach lotniczych Air Italy Polska.

6 marca 2011 - na ziemi

Ostatni wpis tyczył się początku jesieni, a tu już wiosna za pasem! Kartek z notatkami z lotów jest tak dużo, że mam dla nich specjalne miejsce przy kompie. Wszystko to i 0 wpisów... Nie dobrze!
 Latanie było - dalekie i ciekawe. Znów udało mi się trafić w nowe miejsca. 
Zapowiadało się tez sporo zmian. Pożegnałem się z 757/767. Już widziałem się w szarym kokpicie z joystockiem w ręku… Przyszedł czas na "plane 'A' "... Coś naprawdę innego.

Obejrzałem sobie wszystko dokładnie i cieszyłem się na dużą zmianę, a w ostatnim momencie... nici z tego! To była spora niespodzianka. Czas zmienić plan - i to szybko. Czas do ławki. Powtórka z rozrywki pod tytułem 737. Dwa tygodnie samolotu od A do Z, a potem symulator. Deja vu allover again

Niedosyt? Czuje to samo... Tym razem zamiast pisania, podzielę się widokami. Mówią, że zdjęcie jest warte 1000 słów. Ciekawe ile słów jest warty film?

Afryka...
Nossy-Be Fascene - FMNNNossy-Be Fascene - FMNN http://www.jetphotos.net/viewphoto.php?id=6965912

http://www.jetphotos.net/viewphoto.php?id=7031031

Ameryka Lacinska...
Panama City Tocumen Int'l - MPTOPanama City Tocumen Int'l - MPTO http://www.jetphotos.net/viewphoto.php?id=7034957

Roatan Bahia Island - MHRORoatan Bahia Island - MHRO http://www.jetphotos.net/viewphoto.php?id=7040670

W powietrzu...
http://www.jetphotos.net/viewphoto.php?id=6993328

http://www.jetphotos.net/viewphoto.php?id=7031030

W powietrzu i na ziemi....

Oczywiście jak zawsze najlepsze jest zawsze przed nami...

23 grudnia --->WAW-KTW-MIR-WAW/KTW-WAW<--- Jesień 2010 

Jeszcze jeden lot ze standby, ale tym razem lecimy za inną firmę, choć pod naszym callsignem. Nasz 757 "GC" już nie nasz. Powrócił do latania z Polski, ale jako Air Italy i teraz już tylko to ma napisane na kadłubie.

JetPhotos.Net Photo

Dziwnie tak trochę patrzeć sie na kadłub i nie widziec "naszych" kolorów. W środku też w nowych papierach nigdzie nie ma dopisku "Polska". Sezon powoli się kończy i zamiast 757 będzie drugi 737-800, a nasz "Bocian" poleci do ciepłych krajów wozić pielgrzymów do Mekki. To Hajj - tradycyjna Islamska pielgrzymka, która powinna być wykonana przez każdego szanującego się wyznawcę Allaha przynajmniej raz w życiu. Dla załóg to bardziej Jihad - wojna, ale nie święta. Często trzeba walczyć z pasażerami, którzy po raz pierwszy lecą samolotem i nie mówią w żadnym znanym nam języku. Pół biedy kiedy siedzą, ale były już przypadki próby rozpalenia ogniska na pokładzie, aby przygotować posiłek. Będące tam przez kilka tygodni załogi nie będą miały łatwo. W Arabii Saudyjskiej jest dużo piasku i nic tam nie można. Nic! No można samemu siedzieć w hotelu i... i chyba to wszystko. Oczywiście z drinków to najwyżej Cola. Przy wlocie do kraju każdy jest "prześwietlany" na wszystkie sposoby. Nawet laptopy są sprawdzane.

Z tego co widziałem na planach, też tam jestem planowany. Na razie jednak jesień zaczynam od symulatora, a potem NOS (Nossy Be) - Madagaskar, który uciekł w minioną wiosnę przez wybuch wulkanu na Islandii.

Tym razem budzik zadzwonił o 2 nad ranem, a na lotnisku byłem już o 3.15. Zastanawiam się czy był nawet sens kładzenia się spać. Załoga mieszana polsko-włoska. Jak widać lot na tyle ważny, że trzeba było sprowadzić z Włoch część personelu pokładowego i F/O. O tak wczesnej porze na lotnisku nie ma ruchu. Startujemy z pasa 15 parę minut przed czasem. Lecimy do Monastiru w Tunezji, ale wcześniej dobieramy paxów w Katowicach. Pogoda ma być dobra, a lot jak dla nas krótki.
Po starcie w prawo na kurs 190 i zaraz potem na KTC - radiopomoc na przedłużeniu pasa 27 w Katowicach. Wchodzimy do FL180. Niecałe dwie minuty na przelocie zaczynamy zniżanie. Prawie pełnia księżyca rozświetla na blado nebiesko niezbyt gęste chmury wokół nas. O tej godzine nie pracuje jeszcze approach (kontrola radarowa podejścia) i mamy zgodę na podejście, ale aby sztuka nie cierpiała musimy wykręcić pełną procedurę, co zajmnie trochę czasu. Kiedy jesteśmy pod chmurami z daleka widzimy pas i prosimy o podejście z widocznoscią, które dostajemy. Prędkość podejścia jest spora bo paliwo mamy na wszystkie odcinki, aby nigdzie po drodze nie tankować. Na dodatek zaczęło padać i tym razem bez rewersu się nie obeszło.

Po lądowaniu paxy z Warszawy zostają na pokładzie i tylko czekamy na Katowickich wakacjuszy. O tej godzinie wszystko idzie sprawnie i odkołowujemy 20 minut przed czasem. Wokół nadal ciemno i pochmurno. Start tak jak lądowanie z pasa 27.

Od startu, aż po Rzym jesteśmy nieźle sponiewierani. Zmiana poziomów też nic nie pomagała. Turbulencja była wszechobecna. Pod, nad i z dala od chmur. Wreszcie spokój nad Morzem Śródziemnym. Do lądowania wektory do podejścia VOR/DME 25. Pogoda przepiękna i z daleka widzimy lotnisko z trzech stron otoczone wielkimi płytkimi stawami, po których brodzą blado różowe flamingi. Podejście jest z offsetem, ale przy tak dobrej widoczności z dala wchodzimy na prostą i kontynulujemy z widzialnością pasa.

Monastir Habib Bourguiba Airport - DTMBMonastir Habib Bourguiba Airport - DTMB JetPhotos.Net Photo

Stanowisko postojowe mamy z dala od terminalu. Zresztą jest tylko parę miejsc gdzie zmiesci się dłuższy samolot, taki jak 757. Za nami kołuje B747-200, który staje nieopodal nas. Poszliśmy obejrzeć kokpit. Fajny, tym bardziej, że dla tej firmy specjalnie zmodernizowano awionikę. EFIS, czyli wyswietlacze to już teraz podstawa.

Myślelismy że uda nam się wrócić szybko bo i tak byliśmy przed czasem. Ale nic z tego. Musiałem się jeszcze udać do terminalu, aby osobiscie uiscić opłaty handlingowe. W małym zakopconym od papierosów pokoju stały modele samolotów Lotu, Centralwings i Primy Charter. Ach wspomnienia... Rachunek tylko za załadunek i wyładunek paxów/bagażu wyniósł 9000 Euro. Trochę drogo zakwestionowalem. Tak, bo dzisiaj jest święto usłyszalem. Ach tak... Święto świętem, ale podpisane wcześniej umowy zobowiązują i myślę, że część tej kasy z czasem wróci na konto firmy.

Pushback o czasie i czekamy przed pasem na trzy lądujące samoloty. Brytyjska inwazja na 737, 757 i 767. Jeszcze krótki backtrack i start. SID miał wyglądać jak pętelka, ale w połowie odlotu dostajemy wektor ze względu na inne samoloty niedaleko nas i dalej wchodzimy do FL360. Etna dobrze widoczna nad chmurami, ale Neapol już tylko przez wysokie chmury prześwituje. Wschodnia strona Włoch w okolicach Bari i Brindishi mają już bezchmurne niebo. Od połowy Adriatyku znów wysokie wybudowane CB. Pod nami pogoda napewno niebezpieczna dla mniejszych samolotów. Zresztą wieczorem przyszła smutna wiadomość z tej okolicy, że rozbił się polski samolot z dwoma pilotami lecącymi do Egiptu.

Do lądowania w WAW szykujemy ILSa do pasa 33. Briefing trwa dłużej bo będzie autoland. Samolot sam ma wylądować i się zatrzymać na pasie. To są potrzebne próby do utrzymania III kategorii podejscia ILS. Podczas omawiania procedury autoland sporo czasu zajmuje nam "What if" czyli "co będzie gdy...". Wszystkim steruje komputer, ale trzeba się zawsze liczyć z możliwoscią usterki samolotu, jak i radiopomocy na ziemi. Na wszystko mamy "wyjście awaryjne". Bezpieczeństwo ponad wszystko.

ATC daje nam możność dużej prędkości na zniżaniu. Dziękować, ale oczywiście od 1000 stóp w dół pełna stabilizacja podejscia musi byc zachowana. Jak narazie wszystko gra i na statusie mamy cały czas Land 3. Na 1500 stopach uzbrajają się wszystkie 3 autopiloty. Nawet w razie awarii silnika samolot sam powinien dać sobię radę z utrzymaniem kierunku. Na 50 stopach IRSy przejmują nawigację i i pojawia się FLARE. Na 20 stopach manetki mocy same schodzą na idle i samolot szybuje do pasa. Normalnie tak jest. Tym razem przelot byl trochę dłuższy, a lądowanie ostre i to lekko z boku centralnej. Jeszcze wszystko się mieści w normie, ale takie lądowanie to wstyd dla samolotu!

Po locie do busa i przemieszczamy się znów do Katowic.
Poranne a własciwie nocne wstawanie i tym razem na pusto mamy przebazowac 757 do Warszawy. Lekki samolot ma niesamowitego kopa. Przyspieszenie wciska nas w fotele i szybko odrywamy się od pasa 27. Wchodzimy do FL230 i na zmiejszonej mocy prędkość wznoszenia nie spada poniżej 4000 stóp na minutę. Jeden daleki wektor i od razu zgoda na podejście do pasa 33. Dziś damy samolotowi jeszcze jedną szansę w autoland. Podejście to kopia z dnia poprzedniego tylko, że tym razem do okoła jeszcze ciemno. A lądowanie? Much better. Na linii centralnej i w touch down zone. Niejeden kolega byłby z takiego lądowania dumny. My jesteśmy zadowoleni, że samolot bezpiecznie zrobił to co powinien.

Teraz do domu przygotować się do nadchodzącego symulatora. Wprawdzie sezon dla firmy jeszcze trwa parę tygodni, ale dla nas właściwie już się skończył. 757 odlatuje na dobre, a my tymczasowo wraz z nim. Do pomocy przylatuje drugi 737-800 "OJ".

* * *

Piotr Lipiński prowadzi swojego Bloga od maja 2006 roku. Archiwalne wpisy dostępne są na blogu, forum lotnictwo.net.pl/blogs/allover/

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony