Pilot uczestniczący w misji do Azowstalu: wiedzieliśmy, że w 90 proc. przypadków zginiemy
Wszyscy byliśmy świadomi tego, że w 90 proc. przypadków zginiemy; w tym samym momencie przychodziła jednak refleksja, że musimy zawieźć pomoc i zabrać stamtąd rannych, dlatego podejmowaliśmy ryzyko – wspominał ukraiński pilot wojskowy, uczestnik misji do oblężonych zakładów Azowstal w Mariupolu, w rozmowie opublikowanej w czwartek przez ukraińskie wojska lądowe.
"Największa trudność polegała na tym, że trzeba było dostarczyć pomoc do miejsca położonego w głębi terenu zajętego przez wroga, znajdującego się ponad 100 km od ukraińskich pozycji. Na całym tym odcinku gęsto rozmieszczono rosyjskie systemy obrony przeciwlotniczej. Nawet nie chodzi już o to, że zadanie było trudne. Zrealizowanie takiej misji wydawało się wręcz niemożliwe. Jak widać, dało się jednak tego dokonać, bo to zrobiliśmy" – opowiadał pilot. Zapis rozmowy zamieszczono na profilu wojsk lądowych Ukrainy na Facebooku (www.tinyurl.com/2p99a8bf).
Jak zauważył, tylko w pobliżu oblężonych zakładów Azowstal znajdowały się trzy rosyjskie zestawy obrony przeciwlotniczej. "Ale już w Mariupolu, gdy wyładowywaliśmy towary z samolotów, czuliśmy euforię. Wydawało nam się, że jeśli tutaj przylecieliśmy i stoimy żywi, w zasięgu trzech zestawów przeciwlotniczych, to jesteśmy królami świata, już zwyciężyliśmy i wszystko będzie dobrze" – mówił uczestnik misji.
"W trakcie lotu powrotnego, na szóstym kilometrze, jakieś trzy minuty po starcie, zostałem trafiony rosyjskim pociskiem. Jeden z silników przestał działać, ale pilot drugiego śmigłowca, lecącego za mną, miał mniej szczęścia. Ich maszyna runęła w dół, cała załoga zginęła" – relacjonował.
Pilot podkreślił, że przed realizacją misji wszyscy jej uczestnicy podpisali dokumenty, że są świadomi ryzyka i godzą się na udział w tym przedsięwzięciu.
"Dlatego kiedy mnie trafili, dostałem strzał adrenaliny, ale potem już tylko wykonywaliśmy nasze zadania. Mieliśmy na pokładzie 20 rannych, a zatem rozumieliśmy, że jeśli wylądujemy gdzieś w polu, to jak później ich ewakuujemy? Wówczas potrzeba byłoby jeszcze jednego śmigłowca, a nie mieliśmy w planach takiej operacji. Dlatego po prostu lecieliśmy dalej" – powiedział pilot.
Wcześniej, 25 maja, szef ukraińskiego wywiadu wojskowego (HUR) Kyryło Budanow poinformował, że do obleganego przez siły rosyjskie kombinatu Azowstal w Mariupolu wykonano siedem misji powietrznych z dostawami broni i żywności. W misjach uczestniczyło w sumie 16 śmigłowców Mi-8, z których siłom rosyjskim udało się zestrzelić dwa. Do Azowstalu, wówczas ostatniego punktu ukraińskiego oporu w Mariupolu, oprócz broni, amunicji i żywności dostarczono leki oraz 72 żołnierzy pułku Azow. Film przedstawiający, jak Mi-8 niósł pomoc oblężonemu Mariupolowi tutaj – LINK.
Szef wywiadu nie sprecyzował, ile osób poniosło śmierć podczas tych misji ani kiedy do nich doszło. Wcześniej prezydent Wołodymyr Zełenski w wywiadzie z okazji trzeciej rocznicy objęcia urzędu powiedział, że w trakcie operacji zginęło "bardzo wielu lotników".
Komentarze