Przejdź do treści
Źródło artykułu

Relacja z Motoparalotniowych Mistrzostw Czech

Motoparalotniowe Mistrzostwa Czech pojawiły się w planach zawodów na rok 2017 już na styczniowym zgrupowaniu Polskiej Kadry Motoparalotniowej w Międzybrodziu Żywieckim. To dlatego, że tegoroczne Mistrzostwa Europy mają być rozgrywane na tym samym lotnisku co Mistrzostwa Czech, co więcej, prowadzone przez tego samego dyrektora sportowego – czyli Jaro „Kuba” Kubistę, nazywanego przez nas żartobliwie „Mr. NULA” – ze względu na jego charakterystyczny, restrykcyjny sposób punktowania, a zwłaszcza przyznawania kar. Zazwyczaj jest to 100% – czyli za konkurencję mamy NULA!

Polska ekipa składająca się z 11 osób:
1. Jarosław Pałdyna – PF1
2. Szymon Winkler – PF1
3. Marcin Bernat – PF1
4. Jacek Semkło – PF1
5. Adam Pupek – PL2
6. Piotr Kozikowski – PL2
7. Wojciech Panas – PL1
8. Jarosław Balcerzewski – PL2
9. Magdalena Kłoss – PL2
10. Tomasz Budziszewski – PF1
11. Jacek Ciszkowski – PF1

oraz trenera Adama Paski i oczywiście osób towarzyszących, pojawiła się na lotnisku BRECLAV w niedzielę 11 czerwca. Jako pierwsi na kempingu pojawili się Adam Pupek i Piotr Kozikowski. Moje osobiste odczucia po dojechaniu na miejsce to generalnie entuzjazm i pozytywne nastawienie. Uśmiechnięte twarze znajomych, czeskich pilotów, prawie cała już polska ekipa na miejscu i nasz piękny, nowy namiot teamowy. Duże ładne lotnisko ze skoszoną trawą, a nawet… basenem otwartym dostępnym dla wszystkich. Kilkunastu pilotów wykonywało już swoje pierwsze loty zapoznawcze i tu poczułem jakby lekką nutkę „osamotnienia”, gdyż, jako jedyny z Polski miałem latać w klasie PL1, a już w pierwszej chwili zauważyłem przynajmniej pięciu znakomitych czeskich pilotów w mojej klasie. No cóż… powalczymy.

Ostatnia ekipa, czyli Balcerki (Magda Kłoss i Jarek Balcerzewski) pojawili się już podczas pierwszego briefingu, który rozpoczął się o 20 tej.  Kuba przedstawił nam wszystkie niezbędne zasady bezpieczeństwa i obowiązujące przepisy. Powiedział też, że wyjątkowo w tym roku lądowanie na lotnisku, a poza deckiem będzie „nagradzane” karą jedynie 20%. Przedstawił też konkurencję na poniedziałkowy poranek. Miała to być nawigacja w czasie nie więcej niż 120 minut polegająca na zaliczeniu jak największej liczby punktów, oraz jak największego dystansu w linii prostej między nimi. Z całą konkurencją mieliśmy się wyrobić między 6:00 a 9:00, a na pytanie naszego trenera jakie są kary za spóźnienia, Kuba krótko skwitował: „sto procent!”, czym wywołał aplauz pilotów i gromkie brawa. Piloci i nawigatorzy długo jeszcze wyliczali trasy na otrzymanych mapach. Ciekawostką jest to, że mapy wyskalowano według skali 1:66666 – czyli nieco odmiennej niż ta na których latamy zazwyczaj. Skutkiem tego roboczy arkusz mapy mierzył 100×60 cm i umieszczenie go na podręcznym mapniku było nie lada wyzwaniem.

Dzień 1 – poniedziałek 12.06.2017

O godzinie 4:45 piloci pojawili się na miejscu plombowania telefonów przed konkurencją jednak dowiedzieliśmy się tylko, że kolejny briefing o godz. 6:00. Nasz start został przesunięty ze względu na stojącą nieopodal chmurę dość groźnie wyglądającą. Dodatkowy czas przydał się niektórym na dotankowanie napędów, wyklejenie numerów na koszach i skrzydłach czy wymianę baterii w rejestratorach GPS. O 6:00 okazało się, że chmura to fałszywy alarm, choć potem w powietrzu na niektórych pilotów padał drobny deszcz. Kuba otworzył okno startowe od 6:00 i powiedział że do 9:00 mamy czas na cały lot i lądowanie. Także tuż po 6:00 prawie wszyscy znaleźli się w powietrzu. Zachwyciły nas piękne widoki, zieleń, bardzo dokładne mapy, charakterystyczna zabudowa (małe miasteczka/ miejscowości) – tu nie ma wsi, takich jak u nas z zabudową tuż przy drogach. Są tylko małe miejscowości z bardzo skupioną zabudową, po których kształcie można było nawet prowadzić nawigację. Piękne budowle, zamki, zalewy, jeziorka, kanały itp. Pięknie!

Jak zwykle przy tego rodzaju konkurencjach, kilku pilotów lądowało w polu. Na szczęście nasza ekipa pojedynczo, ale w całości przybyła na lotnisko.

Po śniadaniu briefing – ekonomia. Najpierw odważamy sobie po 3 kg – PF1 i PL1 oraz 6 kg – PL2. Tankujemy napędy i odstawiamy je do kwarantanny. Czekamy na otwarcie okna startowego, a upał doskwiera – dlatego postanawiamy w tej wolnej chwili skorzystać z dobrodziejstw lotniska i schładzamy się w basenie. Okno startowe zostało otwarte dopiero od godz. 15:15 do 17:00. Mimo że warunki były dość „ostre” i mocno wiało, wszyscy wystartowali do konkurencji. Czysta ekonomia, noszenia i duszenia – zwłaszcza te drugie potrafiły zaskoczyć, dlatego zdarzały się i lądowania „w polu” jak i 20 metrów przed deckiem na lotnisku- jak to miało miejsce w moim przypadku. Również naszym „Balcerkom” nie poszło w tej konkurencji, niedługo po starcie urwał się jakiś wałek w silniku, lądowanie w kukurydzy czy czymś równie zielonym. Jarek podjechał na lotnisko pożyczonym skuterkiem, czym wywołał zdziwienie i nasuwające się pytanie „gdzie jest Magda??!!”  Po kolacji ustaliliśmy, że rano polecimy nawigację na ok. 50 km, ale same szczegóły i formę zadania Kuba wyjaśni nam rano.

Dzień 2 – wtorek

O godzinie 5:15 rozpoczęło się plombowanie telefonów, a chwilę później już wiedzieliśmy co będziemy lecieć. Nawigacja precyzyjna z deklaracją czasu na punktach. Trasa około 50 km z 4 punktami zwrotnymi i piątym (otwarcie/zamknięcie). Lot tylko po prostych no i oczywiście ukryte bramki na trasie, zakaz zawracania i bonus za prędkość. Wyliczyliśmy, więc czasy, zadeklarowaliśmy je w sekundach i polecieliśmy. Już po starcie większość zauważyła, że wiatr miał nieco inny kierunek niż wskazywały na to flagi i rękaw na lotnisku, a za chwilę okazało się również, że wieje dużo mocniej.  Ogólnie stwierdziliśmy, że przy tej konkurencji zabrakło nam porządnego meteo, a przede wszystkim informacji o sile i kierunku wiatru. Jednak ograniczony dostęp do Internetu też robi swoje. W decku po lądowaniu dowiedzieliśmy się, że następna idzie ekonomia. Roztankowujemy napędy i idziemy ważyć paliwo – tym razem 2kg – załogi pojedyncze i 4 kg tandemy. Na briefingu dowiadujemy się, że ta ekonomia to trójkąt powierzchniowy. Czyli otwarcie na stałym punkcie, potem robimy dwie pętelki tak, aby przeciąć track i zaznaczyć dwa pozostałe wierzchołki trójkąta. Okno startowe było czynne w godz. 9:00–10:30. Wiatr mocno przybrał na sile, rozkładając skrzydło zastanawiałem się, czy w ogóle zabierać ze sobą silnik. Trzeba poczekać aż trochę ucichnie, niestety nie ucichło. Było tylko gorzej. Sama próba podpięcia skrzydła do wózka była niebezpieczna i groziła uszkodzeniem sprzętu. Ostatecznie ja, załoga Adam Pupek i Piotr Kozikowski oraz większość czeskich pilotów PL1 nie wystartowało do tej konkurencji.

Jak zwykle bywa w ekonomii tak i tu były lądowania poza lotniskiem bez paliwa. Wiatr starał się poprzestawiać wszystkie namioty, maszt z rękawem prawie położył się na ziemi. Balcerek po wielu wykonanych telefonach pojechał do siedziby Nirvany naprawiać silnik. Pozostali zajęli się odpoczynkiem. W pewnym momencie pod naszym namiotem zjawili się piloci czeskiego teamu (Marek Schulz i Petr Matousek) i zapytali czy nie mielibyśmy ochoty na wspólny wyjazd do winiarni znajomego na degustację trunków i ew. zakupy. Nie zastanawialiśmy się długo i po ok. pół godziny byliśmy wszyscy na miejscu. Trzeba przyznać, że liczba nagród i dyplomów wytwórcy na ścianach winiarni robiła wrażenie. Zwiedziliśmy piwnice, zostaliśmy znakomicie przyjęci, poznaliśmy czeską gościnność. No, ale najważniejszy był smak tych morawskich win. Kilkanaście butelek, różnych rodzajów i każdy jeden wyśmienity. Bez porównania z winami dostępnymi w marketach. Wpisaliśmy się do kroniki pamiątkowej i wyszliśmy stamtąd w znakomitych humorach, a każdy trzymał w rękach 6-8 butelek wina.
Na lotnisku kończył się dzień.

Dzień 3 – środa

Briefing o 5:30, organizator przedstawił konkurencję: slalom 4 zakrętowy na 3 pylonach- czyli klasyczny „trójkąt”. Wiatr niestety „obudził się” wcześnie i już w połowie stawki pilotów dawał się mocno we znaki. Konkurencję zaliczyli wszyscy piloci PF1, natomiast ostatni pilot PL1 nie miał warunków na lot. Konkurencję przerwano i zostanie ona prawdopodobnie powtórzona przez klasy PL.

Po śniadaniu decydujemy się na wyjazd i zwiedzanie ruin zamku DIVCI HRAD znajdującego się kilkanaście kilometrów od lotniska na wzniesieniu, z którego mamy piękne widoki. Część pilotów miała okazję podziwiać go z góry podczas pierwszej konkurencji. Po obiedzie na lotnisku- wciąż wieje. Latania nie będzie, a na pewno nie prędko.  Mamy czas do 16 tej. Szybka decyzja i jedziemy do Breclav na basen. Piękne, duże dwa odkryte baseny, zjeżdżalnie, boisko do siatkówki plażowej i nawet… piłka!! Szaleństwom nie było końca, a wynik nierozstrzygniętego meczu: 2:2, niedokończony bo trzeba było wracać na lotnisko zważyć paliwo na jutrzejszą ekonomię. Po złożeniu paliwa do kwarantanny, okazało się, że jeszcze dziś lecimy celność lądowania. PF y na punkt a PL e na plandekę z linią. Nie był określony minimalny czas opadania jak to zwykle bywa, trzeba było jedynie zrobić 360 stopni – czyli pełny krąg. Przyznam, że tym razem moje lądowanie chyba było najciekawsze, bo tak kombinowałem z wysokością, że w końcu postanowiłem wylądować przy namiocie żeby daleko nie chodzić.

W międzyczasie Jarek również odwiedził Nirvanę w celu nabycia nowej szarpaczki. Natomiast Balcerek napisał, że na ceremonię zamknięcia powinien zdążyć.

Jutro ma być „dzień dziecka”, czyli pogoda od rana i cały dzień latania. Kuba zaplanował już konkurencje – najpierw 5:30 PL e kończą slalom, potem wszyscy lecą kolejny (trójkąt tylko od lewego zakrętu), następnie nawigację precyzyjną po krzywej z deklaracją czasu, oraz ekonomię z odpowiednio 4 i 8 kg paliwa- ekonomię ciekawą bo lecimy korytarzem szerokości 1 km w 3 różnych kierunkach, za każdym razem wracając na punkt otwarcia. Wynik to iloczyn – wynik pomnożenia przez siebie trzech odległości. Plany ambitne, co z tego wyjdzie? Zobaczymy, teraz trzeba się wyspać.

Dzień 4 – czwartek

Od rana realizujemy sukcesywnie wczorajsze plany. Zaspałem nieco na slalom, pierwszy startujący zawodnik tandemowy mnie obudził i za 10 minut siedziałem gotowy, sprawdzony na wózku z odpalonym silnikiem. Wózki poleciały „zaległy” trójkąt a potem wszyscy polecieli trójkąt- tylko że w drugą stronę- z pierwszym lewym zakrętem.  Jak tandemy skończyły slalomy, rozpoczęła się dla nich kwarantanna do nawigacji. Następnie kolejno PL-e i PF-y. Wąż mierzył prawie 80 km. I przebiegał dookoła pięknego zalewu oraz wysokich wzniesień z ruinami zamku, które to wczoraj zwiedzaliśmy.  Zadeklarowaliśmy, więc swoje czasy na 5 punktach i polecieliśmy zwiedzać okolicę. Zaraz po lądowaniu ostatniego zawodnika tankowanie napędów wczoraj odmierzonym paliwem. 11:30 otwarte okno do ekonomii „po trzech ramionach” zaplanowanej wczoraj. Przy starcie do tej konkurencji przez niefortunnie zaczepioną linkę załoga Adam i Piotrek zalicza wywrotkę i uszkadza śmigło. Konkurencję mają z głowy. Delikatnie się rozwiało, ale wciąż panuje regularna „lampa”, skwar, termika ruszyła, słowem w powietrzu „niezła młocka”. Po lądowaniu informacja, że odmierzamy sobie kolejne odpowiednio 3 i 6 kg paliwa i szykujemy się do ekonomii.

Konkurencja jest 3 częściowa: czysty start za 250 pkt. prędkościówka po trójkącie wyznaczonym (trasa ok. 25 km) za 500 pkt oraz odlot od lotniska i powrót za 500 pkt. Wszyscy już zmęczeni, ale Kuba powiedział, że jak szybko wrócimy to będziemy mieli chwilę na odpoczynek przed wieczornym slalomem 7 zakrętowym. Pan łaskawy! 15:30 okno otwarte do 16:30. Jacek Semkło nie wyrobił się ze startem – lądował, jako ostatni z poprzedniej konkurencji i miał najmniej czasu na „ogarnięcie się”. Po lądowaniu szybko wskoczyliśmy do basenu, co za orzeźwienie. O 19:30 slalom – informacja oficjalna. Kiedy już wszyscy z polskiej ekipy wyuczyli się slalomu i wyliczyli ile „oczek do góry” skoczą w generalce – slalom odwołano… Bo podobno „fuka” czyli wieje. My tam wiatru nie zauważyliśmy. Odlatując za chwilę na przelot na zwiedzanie i sesję zdjęciową przeleciałem cały slalom, było o wiele lepiej niż rano…

Jacek Ciszkowski wyjechał ze swoimi dziewczynami z nadzieją, że nic więcej nie rozegramy i nie spadnie w generalce- po slalomie wskoczyłby 1 lub 2 oczka wyżej.  Jarek Wrócił z Nirvany z prawie nowym, wyremontowanym silnikiem. Wykonali z Magdą treningowy lot „po wężu”.

My jak wspomniałem polecieliśmy na super przelot rekreacyjno-fotograficzny na ruiny zamku, kilkoma skrzydłami, było świetnie.



Dzień 5 – piątek

Leje. Dalsze informacje o 9:30. Grzmi i leje, dalsze informacje o 12:00. Jest informacja – KONIEC ZAWODÓW! Dowiedzieliśmy się, że o 18:00 zakończenie i wieczorne party, postanawiamy się spakować i jeszcze dziś wyruszyć w drogę do domu. Deszcz systematycznie, co pół godziny moczy nam namioty. Nie dajemy za wygraną. Podczas ceremonii zakończenia najlepsi otrzymali piękne puchary oraz pamiątkowe dyplomy, medale i wino w grawerowanych butelkach. Przed drogą powrotną kosztujemy jeszcze pieczonego świniaka i żegnamy się ze wszystkimi mówiąc: „do zobaczenia w sierpniu”.

Zawody uważam za bardzo udane. Wielkie brawa należą się nie tylko załodze Adam Pupek i Piotr Kozikowski oraz Marcinowi Bernatowi za zdobycie trzecich miejsc w swoich klasach, ale również organizatorom za świetnie przygotowane zawody. Samo to, że wyniki pojawiały się praktycznie pół godziny po odebraniu ostatniego logera było dla nas ogromnym, miłym zaskoczeniem. Przeważnie jasne i klarowne zasady, punktualne briefingi, Wii-Fii co prawda słabe i tylko w okolicach lotniskowej knajpki, ale zawsze!

Składam ogromne podziękowania dla czeskich pilotów i organizatorów, za wspaniałe przyjęcie i wkład pracy, który było widać każdego dnia.

Całej polskiej ekipie dziękuję za ekstra zgranie, współpracę, świetną atmosferę, super wycieczki, jak to trener określił: wspólne, życzliwe „darcie łacha”. Z Wami zawsze jest ekstra! Jestem przekonany, że praca, jaką wykonaliśmy, zaowocuje w sierpniu.

Wojciech Panas

FacebookTwitterWykop
Źródło artykułu

Nasze strony